Nip/Tuck - spojrzenie alternatywne
Jak obiecałam, tak uczyniłam i oto notka.
Wbrew poradom Kostka będzie o serialu :).
Po obejrzeniu pierwszego i kawałka drugiego sezonu Nip/Tuck postanowiłam odświeżyć w pamięci blogową recenzję. Jakiż był mój szok ;D, kiedy w krótkiej charakterystyce głównych bohaterów przeczytałam „Sean jest statecznym mężem i ojcem, marzącym o wykorzystaniu swych chirurgicznych umiejętności do ratowania ludzi, Christian natomiast to egoistyczny i beztroski podrywacz, zadowolony z życia singla.” Nie mogłabym się bardziej nie zgodzić ;p. No cóż, Sean może bywa statecznym mężem i ojcem, jednak dla mnie jest głównie egoistycznym, pasywno-agresywnym wiecznym malkontentem. Ale zrozumiem jeśli to tylko moja opinia – nie przepadam za takimi postaciami, bo za bardzo przypominają mi o moich wadach ;p. Christian natomiast to biedak, któremu nic w życiu nie wychodzi; trochę przypomina mi Jaime'go z Pieśni Lodu i Ognia. Może prowadzi życie nieco podobne do bohaterek „Seksu w wielkim mieście” jednak w przeciwieństwie do nich, nie jest ze swojej sytuacji bardzo zadowolony, przez co wzbudza większą sympatię widza ;). I w wielu trudnych momentach pokazuje, że jest znacznie mniej egoistyczny od swojego partnera w interesach.
I jeszcze brakowało mi w recenzji ostrzeżenia: Nie oglądać przy jedzeniu! Może wydawać Ci się, że skoro ze spokojem oglądałeś Housa i Ostry Dyżur, to żadny serial medyczny Ci nie straszny. Nic bardziej mylnego! Nip/Tuck ma szansę niejednego wyleczyć z chirurgicznych zapędów i choć opowiada o pięknie, droga do jego osiągnięcia wcale taka piękna nie jest.
Być może zmienię zdanie w przyszłych sezonach albo charakterystyka z recenzji odnosiła się do wrażenia, jakie można było odnieść przez – powiedzmy - pięć ;p minut pierwszego odcinka. W takiej sytuacji cała ta (krótka, acz treściwa ;D) notka okazuje się zupełnie niepotrzebna. Niemniej o czymś trzeba było napisać :).
No to chyba tyle, późna nocka już.
Dobranoc.
Luthien
P.S. Po przeczytaniu tej notki szkoda mi się zrobiło Sean'a, więc rzeknę, że po prostu w tym konkretnym momencie serialu mnie denerwuje (a więc też częściowo stąd moja nienajlepsza opinia o nim w tej chwili), a wcześniej by(wa)ł całkiem fajny i miły i da się go lubić (czasami) ;)
A ja dalej będę obstawiać przy swoim - recenzja to wprowadzenie i przedstawienie widzowi bohaterów jako dwóch całkiem odmiennych typów. Gdybym napisała "pozornie" już by było - aha, zdradza żonę, aha bije dzieci, aha pali trawę itp. itp. A wg mnie zdecydowanie lepiej gdy widz sam odkryje, że różnica pomiędzy Seanem i Chrisem jest o wiele mniejsza niż się zdaje na pierwszy rzut oka.
Rozumiem, na czym polega recenzja :). W charakterystyce zabrakło mi po prostu słówka "pozornie" (co nie byłoby wielkim spoilerem) i wyszedł bardzo zafałszowany opis, który wzbudził we mnie nieodpartą potrzebę napisania tekstu sprostowującego ;p. Co chyba na dobre dla rozwoju bloga wyszło ;D.
Hmm... Mnie bardziej niż obrzydzają, te wszystkie operacje raczej przerażają i rażą mój zmysł estetyczny ;D. Myślę, że byłabym w stanie oglądać przy jedzeniu, jednak lepiej ostrzegać ludzi przed takimi rzeczami ;)
Teraz do treści notki - Aga, nie wiem czy wiesz, ale w recenzjach należy unikać spoilerów, a opisanie Seana jako - "statecznego i wiernego męża przez 5 min" tym właśnie jest. Recenzja ma przybliżyć czytelnikowi fabułę i postacie ogólnikowo, no chyba że juz mowimy o recenzji-eseju, która rozkłąda omawianą rzecz na części pierwsze, wtedy spoilerów się nie uniknie. To tak samo jakbym pisząc o Bree z pierwszego sezonu Gotowych na wszystko napisała: "żona lekarza, ktory potem umiera, więc nawiązuje romans z jego mordercą, którego potem zabija i zaczyna kręcić z dentystą lubiącym wjeżdżać w hydraulików samochodem" itp. itd.
A co do Seana, to mówiłam że postacie będą Cię denerowować:P ja się do niego przyzwyczaiłam, mnie irytował Matt i jego dar do ciągłego pakowania się w k
Dodaj komentarz