Odpowiedź na prośbę Pani Hogyi
Mówisz? (Piszesz?) Masz! Oto historia dotycząca moich inspiracji i tworzenia... Mam nadzieję, że nie będę przynudzać :)...
A więc... Dar wymyślania był ze mną chyba od zawsze. Dobrze pamiętam, że jak mi się zakończenie jakiejś bajki nie podobało, to wymyślałam sobie inne - moim zdaniem ciekawsze. Czasami wyobrażałam sobie, że jestem postacią z jakiegoś filmu/bajki/książki, i że przeżywam przygody razem z bohaterami danego tytułu. Najczęściej w takie fantastyczne wędrówki wybierałam się z bohaterami "Pszczółki Mai", "Muminków" i "Księżniczki Sary" (jakby nie patrzeć, to wszystkie trzy tytuły są związane w większym lub mniejszym stopniu z Japonią :P). Potem dołączyła do nich bajka Disneya - "Król Lew" (z całym szacunkiem dla animatorów Disneya, ale Osamu Tezuka i jego "Lew, król dżungli" był pierwszy). Tak więc bawiłam się sama lub z kimś (najczęściej z przyjaciółką Buu lub moim kuzynem Kamilem), że jestem lwem lub lwiczką z kultowej animacji - plagiatu. Oczywiście, po pewnym czasie mi się to znudziło...
Po szczęśliwych i beztroskich chwilach nadszedł czas, który niestety nikogo nie ominie - musiałam iść do szkoły. Tam nauczyłam się czytać i pisać (podstawa pierwszej klasy) i, bodajże w drugim półroczu uprosiłam mamę o 100 - kartkowy zeszyt, bo zechciało mi się pisać książkę. Mama spełniła moją prośbę, a ja natychmiast przystąpiłam do pracy, ale nie od razu zaczęłam pisać swoje dzieło. 20 lub 30 pierwszych stron było zapisanych wierszykami przepisanymi z Brzechwy czy elementarza (plus - moje "piękne" rysunki). W końcu jednak zaczęłam tworzyć. Nie będę się zagłębiać w treść książki, bo uważam, że to było kompletne DNO (plus moje bohomazy, które tak rozśmieszyły moją siostrę, aż się ze śmiechu popłakała. Ja natomiast się wtedy na nią obraziłam). Mogę jedynie na pisać, że każdy rozdział zabierał NIE WIĘCEJ niż jedną stronę. To chyba wystarczy za opis, co??? W końcu dobrnęłam do końca i... dałam sobie spokój, bo nie wiedziałam, jak to "dzieło" zakończyć.
W drugiej klasie poznałam "Sailor Moon" - jedno ze słynniejszych anime jakie gościło na ekranach naszych telewizorów. Uch... pokochałam je. Mocno. Razem z Buu - chan bawiłyśmy się w sailorki, jak połowa dziewczyn w Polsce (w tamtych czasach, oczywiście). Oczywiście, dzieło Naoko Takeuchi wywarło na mnie duży wpływ - zaczęłam pisać komiks (który nie były podzielony na kratki, bo to było bardzo męczące. Jedną kratkę zastępowała jedna strona). Komiks był o sailorkach, oczywiście. Nie skupiał się on jednak na walkach bohaterek z demonami, tylko ich życiu codziennym. Kolejne przygody zebrałam w 3 zeszyty i się znudziłam. Po paru latach zaczęłam pisać kontynuację wątków Usagi i spółki, ale tych z anime (manga kończy się na ślubie, więc nie było co wymyślać :P). Ten komiks tym razem dzielił się na kratki, a nie na strony i opierał się także na grze RPG z "Sailor Moon", więc jak ktoś by nie poznał gry, to mógłby mieć problemy z zrozumieniem o co w ogóle w treści biega. W końcu i to zostawiłam. Dlaczego? Pomysłów miałam pełno, gorzej było z przeniesieniem ich na papier (rysunki - tragedia!!!). W końcu Sailor Moon też mi się znudziło... Długo czekałam na coś, co znowu by zrobiło trochę zamieszania w moim życiu (oczywiście, w tym pozytywnym sensie). I się w końcu doczekałam...
Ten dzień... tak, pamiętam jakby to było wczoraj... (Zabrzmiało to tak, jakbym była starą babą :P). Pamiętam tą muzykę, te morze, pustynię, łąkę... I mnie z Magdą mówiące: ".... W... wow..." - to chyba był maj... "To był maj, pachniała..." - aż chce się śpiewać. Właśnie wtedy nauczyłam się, jaką ważną rzeczą jest fabuła i jak bardzo potrzebuje dobrych, rozbudowanych, oryginalnych postaci. Bez nich ani rusz!... Powinnam wysłać do Squaresoftu podziękowanie, że wydali tak wspaniałą grę ja FF8. Jeszcze żadna jej nie pokonała. Żadna nie miała tak rozbudowanej fabuły i tak bogatych postaci jak mój Fajnalek (The Longest Jurney, Grim Fandago, Curse of Mankey Island i Planescape Torment były dobre. Nawet bardzo dobre, ale do FF8 po prostu się nie umywają. Kto zagra, to mnie poprze). Żyłam tą grą miesiącami, a teraz, kiedy znowu do mnie wróciła, znowu ją żyję :P. Wtedy stworzyłam parę ciekawych historii, ale jednak ciągle za płaskich by mogły zostać zapisane (chociaż dwie z nich ciągle mają miejsce w mojej głowie i OBIECUJĘ, że kiedyś się wezmę za ich poprawkę).
Po Fajnalku była pustka... do czasu. Wtedy na ekranach kin pojawiła się ekranizacja dzieła Tolkiena czyli "Władca Pierścieni - Drużyna Pierścienia" - w którym się autentycznie zakochałam (każdą z części oglądałam w sali kinowej 3 razy) i zaczęłam tworzyć głupią powieść o wędrówce dziewczyn z KMWP (plus Buu - chan) razem z Drużyną Pierścienia (nie całą - Boromira oczywiście nie było, Gandalfa wywaliłam, bo nie chciałam chwalipięty w drużynie, Sama i Merrego też się pozbyłam) do jakiegoś tam miejsca... Szkoda tylko, że zapomniałam, co wyniosłam z FF8 i postacie razem z historią były tak płaskie, że tylko siedzieć i płakać. W końcu jednak ta szkarada podszywająca się pod opowieść zyskała drugą część. I tu wszystko odbudowałam - fabuła niby oklepana, niosła ze sobą liczne niespodzianki, a postacie były ciekawe i oryginalne, a nie płaskie, jak te poprzednie. W końcu powstała też trzecia część. Równie dobra, a nawet lepsza. Jednak jej nie skończyłam. Powód? Nikt nie chciał tego czytać. Teraz żałuję, ale i tak nie zamierzam tego kończyć, bo niektóre postacie i wątki z trylogii występują w mojej najnowszej historii - "Czwarty Bóg", która ma już 432 strony i ciągle się rozrasta... Ale nie miałam się chwalić, tylko pisać o moich inspiracjach, prawda? :)
A więc... 2 lata temu zakupiłam mangę "Fushigi Yuugi", która mnie zachwyciła i przez długi czas była na pierwszym miejscu moich ulubionych mang. To też wpłynęło na moją twórczość - dowodem jest moje dzieło w pięciu częściach opublikowane na stronie KMWP czyli "Przedziwne Harce".
Muszę też napisać o historii, którą stworzyłam na podstawie mojego snu czyli o "Błękitnym Lewiatanie", który z początku miał być komiksem, jednak szybko zamieniłam rysunki na tekst (ja i tak nie umiem rysować, więc historii wyszło na dobre). BL powstawało w dwóch obszarach czasowych (kukuku, ale to zabrzmiało :P). Pierwszy czyli 3 pierwsze rozdziały - okolice września lub października. Wtedy to zaczęłam pisać i szło mi to dość dobrze, ale w końcu się zatrzymałam, bo znowu nikogo nie interesowało, co piszę. A po co pisać dla siebie, prawda?... Po pewnym czasie... Dodam, że dłuższym - drugi obszar czasowy to lipiec, kiedy to przeczytałam powstałe rozdziały Anecie, która zażądała dalszych przygód, a ja natychmiast ruszyłam do roboty. W niecałe 2 miesiące skończyłam Lewiatana, który się skończył w 415 stronach (czy jakoś tak).
I moja ostatnia inspiracja - "Naruto" - najlepsiejsza manga jaka powstała w naszym małym światku. Dzięki niej ciekawiej prowadzę przeszłość bohaterów i w lepszy sposób ją prezentuję. I w ogóle często czerpię inspirację z tego wspaniałego tworu, ale nie w taki jawny sposób jak Nobuhiro Watsuki z X-menów :P. U mnie można zobaczyć tylko podobieństwa a nie zrzynanie (z całym szcunkiem dla Watsuki - sensei, ale on sam się do tego przyznał).
Podsumowując...
Moje inspiracje:
1. Sailor Moon (uch...)
2. Final Fantasty 8
3. Władca Pierścieni
4. Fushigi Yuugi
5. Naruto
6. Moje sny:)
Długa ta notka :P. Mam nadzieję, że mocno nie nudziłam...
Gosiak
Ps. Jeszcze jedno - ja NIE umiem pisać. Ja po prostu to lubię. Ale talentu nie mam. To samo z rysowaniem.
What Witch Hunter Robin Character Are You?
Hosted by theOtaku.com: Anime. Done right.
Poza tym moja notka jest nieaktualna - CB ma już 710 stron:D
Po prostu byłam ciekawa :>
Tak czy owak moja inwencja się na dziś skończyła. Za 20 minut północ... A co do inspiracji to nie lubię pisać o sobie, zreszta i tak nie stworzyłabym niczego specjalnie nowatorskiego, więc milknę. I mam nadzieję, że nikt nie będzie mi miał za złe, że chcę troche zatrzymać dla siebie ;P.
Zazwyczaj moje opowiadanka są wynikiem moich przemyśleń na temat otaczającego świata. Inspirują mnie tez konkretne sytuacje, które zdarzają się wokół mnie. Muzyka. Obrazy. Wymyślone sceny. Dzieła innych ludzi (tutaj po prostu trzeba wspomnieć o Władcy Pierścieni – dla mnie to coś więcej niż \"tylko\" książka i film). A także sami ludzie, ich ból i cierpienie, ich zachowania w obliczu różnych sytuacji. Uczucia (innych i moje [przykład \"Czego się boi (...)\" haha] Przyroda. Wschody i zachody Słońca, gwiazdy na Niebie. Wszystko (?)
Ps. Heh, ja się też z Konradkiem (; w Króla lwa bawiłam :D
Dodaj komentarz