Serialowe podsumowania vol. 19
Nadszedł maj, a z majem serialowe finały, które przyniosą z sobą kolejne odsłony SP. Oto recenzja świeżo co zakończonego sezonu serialu Fringe.
Fringe sezon 3
Sezon trzeci najczęściej dla serialu oznacza spadek formy – pomysły się wyczerpują i scenarzyści sięgają po coraz głupsze i tanie rozwiązania. Nie wiem jak to jest, ale Fringe jest całkowitym przeciwieństwem tej reguły. Zaryzykuję i porównam ten serial do wina – im starszy, tym lepszy. Przyznaję, Frigne’a zaczęłam oglądać, bo zachęciło mnie nazwisko J.J. Abramsa wśród twórców. Jednak schematyczność kolejnych odcinków i ogromne podobieństwo do kultowego Z archiwum X skutecznie mnie zniechęcały. Mimo to zdecydowałam się oglądać dalej (duża w tym zasługa siostry, której Fringe do gustu przypadł). Z czasem odcinki robiły się ciekawsze, a finał 1 sezonu był znakomity. Na drugi sezon czekałam z zainteresowaniem. Niestety, nowa seria zaczęła się nieco ospale z ogromnym zgrzytem w postaci zmiennokształtnego podszywającego się pod Charliego. Gdy ten w końcu został zdemaskowany i zabity, akcja od razu ruszyła, a poziom wzrósł. Finał trzymał w napięciu, choć w ostatnich minutach trącił banałem. Mimo lekkiego rozczarowania na trzeci sezon czekałam niecierpliwie. Ten na szczęście mnie nie rozczarował – rozbicie akcji na dwa światy było wyborne i nawet fakt, że Peter nie przejrzał alternatywnej Olivii nie odrzucał mnie specjalnie (zostało to w miarę sprawnie wyjaśnione w późniejszych odcinkach), wszystko było idealnie wyważone tak, by widz trwał w napięciu, ale jednocześnie nie przesadzone, wiec obyło się bez irytacji. Finał 3 serii był bardziej wyciszony od dwóch poprzednich, jednak w ostatnich minutach zakończył się najmocniejszym cliffhangerem. Na szczęście Fox zdecydował się na przedłużenie serii i po wakacjach fani będą mogli obejrzeć 4 sezon, oby równie udany.
Fringe sezon 3 – 9/10
A oto moja ulubiona scena z trzeciego sezonu – zachwyca i przeraża jednocześnie:)
Gosiak
Dodaj komentarz