Serialowe podsumowania vol. 2
W dzisiejszym odcinku będzie nieco obszerniej niż w poprzednim – skupię się na 6 sezonie Gotowych na wszystko i także 6 sezonie Housa, które zostały właśnie sfinalizowane. Z jakim skutkiem? Moja opinia na dole…
Aha, ostrzegam przed spoilerami, tak więc Kostku, nie czytaj tego! Przeskocz od razu do Housa! :D
Gotowe na wszystko sezon 6
Piąty sezon serialu był tak słaby, że całkowicie straciłam wiarę w tę serię. Jednak, gdy rozpoczął się kolejny sezon przygód zdesperowanych gospodyń domowych, zaczęłam wierzyć, że serial zaczyna powracać do dawnej formy. I tak było – przewodnia tajemnica była fascynująca, zatrudnienie Drei de Matteo było strzałem w 10, a jej postać, Angie ciekawiła a jednocześnie wzbudzała sympatię widza. Dodatkowo twórcy naprawili to co popsuli w poprzednim sezonie czyli ponownie połączyli Mike’a i Susan świętym węzłem małżeńskim, co nie spodobało się Katherine, która zaczęła niebezpiecznie balansować na granicy załamania nerwowego. Ciekawy był też wątek Bree wplątanej w płomienny romans z Karlem – miła odmiana, po 5 sezonach oglądania Bree jako idealnej i nieskalanej pani domu. Również historia Lynette przykuwała uwagę – jej próby ukrycia ciąży przed swoim szefem były ciekawe i zabawne. Tylko Gaby nie dostała ciekawego wątku – opiekowanie się irytującą Aną w ogóle nie przypadło mi do gustu. Jednak scenarzyści potrafili dodać trochę pieprzu i wprowadzili do historii Johna, byłego kochanka Gabrielle. Szkoda, że ten wątek został tak szybko ucięty i nie dostał odpowiedniego rozwinięcia! Pomimo to, serial oglądało się dobrze… do czasu. Po odcinku 10 (swoją drogą, kolejny słaby odcinek katastroficzny w serii, gdzie się podział ten dreszcz z Something's Coming czy Bang?) wszystko zaczęło się walić – scenarzystom najwyraźniej zaczęło brakować pomysłów i albo uciekali się w odcinki-zapychacze (If…, Lovely czy Epiphany) albo w mało pomysłowe wątki (najlepszy przykład – rywalizacja Gaby i Susan w sprzedawaniu ciastek). Wątek dusiciela, który pojawił się na początku sezonu nagle gdzieś umknął, by powrócić pod koniec sezonu. Na dodatek tajemnica została wyjaśniona w sposób „na odwal się”, a odcinek kulminacyjny zamiast trzymać w napięciu rozczarowywał, nudził a mnie nawet zniesmaczył brakiem pomysłów. Dodatkowo końcowy cliffhanger nie zaskakiwał. Podsumowując – jest lepiej niż w piątym sezonie, ale do poziomu pierwszych trzech sezonu daleko. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość, tzn. 7 sezon.
Ocena sezonu – 6-/10
House sezon 6
Po doskonałym finale 5 sezonu stęsknieni fani dostali dwugodzinny odcinek pokazujący poczynania Housa w zakładzie psychiatrycznym. Jak dla mnie – jeden z ciekawszych odcinków serii i doskonały popis aktorski Hugh Laurie’go . Późniejsze odcinki były nieco gorsze, ale oglądało się je dobrze, by po skończeniu… zapomnieć. W tym sezonie twórcy zdecydowali się wprowadzić dwa odcinki centralne, czy skupiające się na postaciach drugoplanowych (Wilson zgodnie z tytułem o Wilsonie i 5 to 9 o Cuddy). O ile Wilson był znośny to 5 to 9 był nieznośnie irytujący, z pewnością sprawdziłby się, gdyby odcinek trwał 20 minut, ale 42 minuty to zmęczenie materiału. Było jednak kilka naprawdę dobrych odcinków, np. Black Hole czy Knight Fall. Moim zdaniem najlepszy odcinek sezonu i jeden z lepszych odcinków serii to Lockdown, którego reżyserią zajął się odtwórca głównej roli. Epizod łączył w sobie wątki humorystyczne (Taub i Foreman, Wilson i Trzynastka), dramatyczne (House i umierający pacjent) oraz kryminalne (zniknięcie dziecka), szkoda, że nie uświadczyliśmy więcej takich odcinków! Finał natomiast zapowiadał się pysznie pod względem dramatycznym i przez długi czas trzymał w napięciu, a nawet przerażał (scena amputacji nogi!). Jednak nie do końca przekonało mnie nagłe ujawnienie „dobrej strony” Housa, a końcowe pojednanie Lisy i Gregory’ego też nie przypadło mi do gustu. Wolałabym, gdyby sezon zakończono jakimś mocnym, niespodziewanym akcentem (może coś z chorobą Trzynastki?), a nie przesadnie słodkim.
Ocena sezonu – 6/10
Gosiak
Ps. W przyszłym odcinku podsumowania Fringe’a i Chirurgów.
A House nie był zły, akurat finał mi się podobał. Jak oglądałam, to tylko końcówka mnie trochę skrzywiła, ale z perspektywy czasu stwierdzam, że nie była taka tragiczna ;)
a co do housa- odcinek hugh lauriego byl cudowny. jak dla mnie mocna byla wlasnie koncowka serii (od black hole do the choice), ktora zwiekszyla oczekiwania co do finalu. a ten zawiodl niestety :(
Dodaj komentarz