• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blogos kmwpopos

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
31 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Luty 2012
  • Styczeń 2012
  • Grudzień 2011
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2011
  • Styczeń 2011
  • Grudzień 2010
  • Listopad 2010
  • Październik 2010
  • Wrzesień 2010
  • Sierpień 2010
  • Lipiec 2010
  • Czerwiec 2010
  • Maj 2010
  • Kwiecień 2010
  • Marzec 2010
  • Luty 2010
  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Sierpień 2009
  • Lipiec 2009
  • Czerwiec 2009
  • Maj 2009
  • Luty 2009
  • Styczeń 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004

Najnowsze wpisy, strona 15

< 1 2 ... 14 15 16 17 18 >

Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko...

Któż z nas nie zna tego motta (a oficjalnie fragmentu wiersza ks. Twardowskiego)? Któż z nas nie kocha go z liryzm, mądrość i piękno? I za ponadczasowość, która szczególnie uwypukla się podczas pewnego święta. Święta z 1 listopada. Dnia Wszystkich Świętych. Dziś, kiedy odwiedzamy groby naszych najbliższych, chcąc, czy nie chcąc skłaniamy się ku refleksjom - czy żyjemy tak, jak powinniśmy żyć? Czy może lepiej zmienić coś w sobie?... Mnie też takie myśli dopadły, kiedy zapalałam znicze pod pomnikiem Jana Pawła II, pomnikiem ofiar II Wojny Światowej oraz na grobie pewnego mężczyzny, którego nigdy nie miałam szansy spotkać... Obiecałam sobie, że się poprawię, że będę lepsza. Ale czy potrafię spełnić te obietnice? A może to tylko mój słomiany zapał?...... Mam nadzieję, że nie. Chciałabym, żeby kilkadziesiąt lat po mojej śmierci moje dzieci i wnuki dalej zanosiły kwiaty i zapalały znicze na moim grobie. Żeby o mnie pamiętali, i żeby wspominali mnie jak najlepiej... Czego i wam życzę.

Gosiak         

 

01 listopada 2005   Komentarze (4)

Dla fanów kina... czyli przykładowo mnie:)...

Strona Esencja postanowiła podsumować filmy z ostatnich 5 lat i wybrać z nich najlepsze. Coś jednak nie wyszło i zamiast okrągłej 10 mamy pechową (12 wybranych filmów + wyróżnienie specjalne), ale i 13 może być (mój numer w dzienniku, więc ją lubię). Czas zapoznać się ze zwycięzcami (kolejność przypadkowa).

25. godzina (25th Hour, 2002, reż. Spike Lee)
Amelia (Le Fabuleux destin d'Amlie Poulain, 2001, reż. Jean-Pierre Jeunet)
Człowiek w ogniu (Man on Fire, 2004, reż. Tony Scott)
Hero(Ying xiong, 2002, reż. Yimou Zhang)
Między słowami (Lost in Translation, 2003, reż. Sofia Coppola)
Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły (Pirates of the Caribbean: The Curse of the Black Pearl, 2003, reż. Gore Verbinski)
Powrót(Wozwraszczenije, 2003, reż. Andriej Zwiagincew)
Shrek (Shrek, 2001, reż. Andrew Adamson, Vicky Jenson)
Spirited Away. W Krainie Bogów (Sen to Chihiro no kamikakushi, 2001, reż. Hayao Miyazaki)
Świt żywych trupów (Dawn of the Dead, 2004, reż. Zack Snyder)
Władca pierścieni (Lord of the Rings, 2001-2003, reż. Peter Jackson)
Za wszelką cenę (Million Dollar Baby, 2004, reż. Clint Eastwood)

Wyróżnienie specjalne:
Dzień świra (2002, reż. Marek Koterski)

A oto pozostałe nominowane filmy:

Adaptacja (reż. Spike Jonze)
Batman: Początek (reż. Christopher Nolan)
Bliżej (reż. Mike Nichols)
Czas apokalipsy - Powrót (reż. Francis Ford Coppola)
Dzieci niebios (reż. Majid Majidi)
Dziewczyna z perłą (reż. Peter Webber)
Efekt motyla (reż. J. Mackye Gruber, Eric Bress)
Elling (reż. Petter Nass)
Equilibrium (reż. Kurt Wimmer)
Eksperyment (reż. Oliver Hirschbiegel)
Fahrenheit 9/11 (reż. Michael Moore)
Fanatyk (reż. Henry Bean)
Godziny (reż. Stephen Daldry)
Good Bye Lenin (reż. Wolfgang Becker)
Hellboy (reż. Guillermo del Toro)
I twoją matkę też (reż. Alfonso Cuarón)
Immortal - Kobieta pułapka (reż. Enki Bilal)
Impostor. Test na człowieczeństwo (reż. Gary Fleder)
Katedra (reż. Tomek Bagiński)
Marzyciel (reż. Marc Forster)
Memento (reż. Christopher Nolan)
Miasto Boga (reż. Fernando Meirelles)
Miasto gniewu (reż. Paul Haggis)
Moulin rouge (reż. Baz Luhrmann)
Nieodwracalne (reż. Gaspar No)
Niewidoczni (reż. Stephen Frears)
Niezniszczalny (reż. M. Night Shyamalan)
Osada (reż. M. Night Shyamalan)
Pająk (reż. David Cronenberg)
Pan i władca na krańcu świata (reż. Peter Weir)
Pasja (reż. Mel Gibson)
Pianista (reż. Roman Polański)
Piękny umysł (reż. Ron Howard)
Podróż Felicji (reż. Atom Egoyan)
Polowanie na króliki (reż. Phillip Noyce)
Porozmawiaj z nią (reż. Pedro Almodóvar)
Potwory i spółka (reż. Peter Docter)
Przekręt (reż. Guy Ritchie)
Sexy Beast (reż. Jonathan Glazer)
Sin City (reż. Frank Miller, Robert Rodriguez)
Siostry Magdalenki (reż. Peter Mullan)
Smak życia (reż. Cdric Klapisch)
Terminator 3 (reż. Jonathan Mostow)
To właśnie miłość (reż. Richard Curtis)
Tożsamość (reż. James Mangold)
Trio z Belleville (reż. Sylvain Chomet)
Zabawy z bronią (reż. Michael Moore)
Zakochany bez pamięci (reż. Michel Gondry)
Zawód: szpieg (reż. Tony Scott)
Zdjęcie w godzinę (reż. Mark Romanek)
Zły Mikołaj (reż. Terry Zwigoff)

Podsumowując - z filmów nagrodzonych widziałam 7, a z nominowanych 20 - nie tak źle, co?

I to koniec notki. Jest ona skierowana przede wszystkim do wielbicieli kina (lub maniaków - takich jak ja). Reszcie radzę czekać na nowe zapiskach moich koleżanek, bo ja na razie nie mam ochoty rozpisywać się o moim życiu i wolę pisać o kinowych nowinkach. Niestety, bądź stety.

Cya!

Gosiak   

19 października 2005   Komentarze (2)

Komiksu część druga czyli umrzemy niebawem......

Stwierdziłam że niedziela to idealny dzień na robienie głupot. W ten to sposób powstało to co ujrzycie poniżej... jest to historia z cyklu reality show - to znaczy niedokładnie, ale jest oparta na faktach autentycznych.

No to jedziemy: (to jest moje stałe zawołanie, skopiowane od kolegi przedstawionego w komiksie poniżej:D)







Nasz kolega, którego urody, notabene, nie mogłam oddać, w końcu poszedł z nami na żużel. Mam nadzieję, że bawił się dobrze, w końcu Unia Tarnów wygrała ;)

PS. Jesteśmy w Mistrzostwach Europy. Piłki nożnej, jakby ktoś się nie orientował. Hura :)

Łania

09 października 2005   Komentarze (3)

Czy wiecie, że...?

Czy wiecie, że w Zgłobicach znaleziono grób chłopaczka, który NAPRAWDĘ lubił szpniak? (Śledztwo w toku - dop. Detektyw Rutkowski).

Tylko tyle mam wam dzisiaj do powiedzenia. Hehe.

Gosiak

01 października 2005   Komentarze (5)

Pielgrzymka, pielgrzymka i po pielgrzymce

A teraz notka z dawna wyczekiwana (szczególnie przez Kostka) i wreszcie opublikowana. To fragmenty moich zapisków z pielgrzymki, które tu umieszczam z okazji po-pielgrzymkowego spotkania, które odbyło się w tą sobotę. Zapiski są dość schematyczne, ale mam nadzieję, że będzie się wam miło czytało.  

16 sierpień 2005 (dom)
"Callllllllll meeeeeeeeeeeee"* - wyje Eryk Prydz z mojego nowego bom-box'a, a ja czuję, że strach mnie zżera od środka. Jutro wyruszę przed siebie i już za późno, by się wycofać. Za późno... Jednym słowem podpisałam na siebie wyrok, kiedy wpłacałam pieniądze razem z Kasią i Onbałem w kurii. Trudno. Co się stało, to się nie odstanie.

17 sierpień 2005 (obok Maksyfa)
Siedzę z dziewczynami na karimatach i oczekuję wyjścia mojej grupy, która się nieznośnie grzebie. Czuję, że zaraz mnie coś weźmie, jak zaraz nie wyruszymy. Hymm... Właśnie głośnik oznajmił, że za 4 min wyrusza jakaś grupa. Niestety, nie słuchałam i nie wiem która. Hej, która grupa teraz wychodzi???
(przystanek pierwszy - Ostrów)
Korzystam z tego, że mam jeszcze pełny zapas sił, i że nie pada i zapisuję następującą złotą myśl : Toi-Toi'e to syfstwo, ale nie da się bez nich żyć. Albo mi się zdaje, albo grzmi. Suuuuper.
(przystanek drugi - Łętowice)
Jednak nie leje. Na szczęście.
Kasia ma odcisk (lub bąbel - jak kto woli) na palcu, więc pożyczyłam jej plaster - na pielgrzymce trzeba dbać nie tylko o siebie (oj tak, tak). Spotkałyśmy kolegów z klasy Łani - Lukiego i Bigiego, którzy idą w grupie piątej i uważają, ze jest najlepsza. Są w WIELKIM błędzie. Poza tym w mojej grupie jest Monika S.** z mojej klasy, która idzie po raz trzeci i złośliwie stwierdziła, że jestem kotem. Bardzo śmieszne.
O, Toi-Toi'e przyjechały.
(przystanek trzeci - Biadoliny, nie mam pojęcia jakie)
Przed chwilą wyszłyśmy z lasu i siedzimy pod kościołem, gdzie jako jedne z pierwszych skorzystałyśmy z jeszcze czystych (!!!) Toi-Toi'ów a potem wymyłyśmy sobie ręce w zraszaczach (Onbał zmoczyła sobie skarpetki), a teraz pijemy pyszne herbatki. Mniam.
Kiedy szłyśmy przez las śpiewaliśmy "Barkę", a jedna z głównych śpiewających strasznie wyła. Moje biedne uszy... 
Właśnie jakaś grupa (chyba 4) przybyła pod kościół i jej ksiądz przewodnik rzucił radośnie: "A teraz godzinny odpoczynek. Dobranoc!". Heheh.
Łania przed chwilą przeczytała to, co napisałam i zbeształa mnie za to, że napisałam, że zmoczyła sobie skarpetki. Otóż Onbał zmoczyła sobie nogawki. Wybacz Łaniu za to straszne niedopatrzenie! (Niedopatrzeniem będzie jeśli nie napisze, że Onbał właśnie ten wyczyn powtórzyła, kiedy czyściłyśmy kubki).
(przystanek czwarty - Przyborów, kwatera - dom nr 74)
KOCHAM KASIĘ, BO WSZYSTKO MI (oraz Łani i Oldze) ZAŁATWIA!!!
Oj, to fakt. Zaczęło się od tego, ze zapisała naszą czwórkę na kwatery i trafiłyśmy po zielony dom z ładnym ogródkiem ozdobionym paroma krasnalami. Osoby w nim mieszkające przywitały nas po królewsku - wygodnym pokoikiem i ciepłym żurkiem (za żurkiem nie przepadam, ale nagle zaczął mi smakować) oraz pysznymi ciasteczkami. Oprócz tej pysznej kolacji mogłyśmy spać w łóżkach i skorzystać z łazienki. Boże, dziękuję za takich dobrych ludzi!
(po apelu)
Po dokładnym wyszorowaniu się, ruszyłyśmy na apel, gdzie zasiadłyśmy na mojej karimacie i oczekiwałyśmy początku spotkania. Podczas chwil oczekiwania Łania stwierdziła, że jej kaszkietówka jest za ciasna i chcąc poprawić pasek regulujący z trzaskiem go oderwała. Z załamaną miną wcisnęła czapkę na głowę.
Zaraz potem rozpoczął się apel i dowiedzieliśmy się, że jutro będzie ślub (czyli tańce, cukierki za friko i więcej odpoczynku - tak przynajmniej uważa Kaśka), i że jutro zbiórka jest o 5.45.
Potem miałyśmy iść do sanitarki i zgodnie ze słowami Kasi ruszyłyśmy drogą, która ciągnęła się i ciągnęła, a sanitarki ani widu ani słychu. W końcu postanowiłyśmy wrócić, a Kasieńka złapała jedną z sióstr przechodzących obok i zapytała o sanitarkę. Okazało się, że "miejsce pożądania" znajduje się nigdzie indziej jak obok miejsca wygłaszania apelu. Kiedy w końcu doszłyśmy w upragnione miejsce Kasia i Ola podeszły do wejścia, by załatwić swoje sprawy, a ja z Onbałem zasiadłam na karimacie i wsłuchiwałam się rozmowie Strasznego Pana (jeden z porządkowych. Jego wygląd jest... bardzo charakterystyczny;)) z kolegami. Niezły ubaw, nie ma co.
A teraz powoli przygotowuję się do spania. Ach, jak dobrze odpocząć po ciężkim dniu!
DOBRANOC!

18 sierpnia 2005
(poranek na kwaterach)
Właśnie przed chwilą musiałam wstać (nie za chętnie - budzik zadzwonił o 4.15), ubrać się i spakować. Oczy mi się tak kleją, jakby zostały polane Kropelką. Rany, chyba wkrótce umrę.
(przystanek pierwszy - Bucze)
Ksiądz przewodnik po drodze wyjaśnił nam zasady "pielgrzymkowego skrzyżowania". Oto one:
- kiedy ksiądz ma ściągnięty plecak i sutannę, zapalone jest czerwone światło, czyli stoimy.
- kiedy ksiądz wkłada sutannę, zapala się żółte światło - gotujemy się do wymarszu
- kiedy plecak powraca na plecy księdza, zapala się zielone światło i ruszamy dalej.
Kasia przed chwilą dostała napadu śmiechu, bo powiedziałam, że nie mogę spać, bo mi po nerkach powiewa (kara za noszenie spodni z niskim stanem i przykrótkawych podkoszulków). Kiedy się uspokoiła, powiedziała mi, że myślała, że nie mogłam w nocy spać, bo mi po nerach powiewało. Akurat.
Poza tym, ucieszyła ją wcześniej napisana deklaracja o mojej śmierci. Kasiu, ja wiem, że ty tego pragniesz, ale mnie ciężko usunąć z tego świata Uheheh.
Przedtem (czytaj - przed atakiem śmiechu Kaśki) jakiś porządkowy z grupy 4 przyniósł garnek z herbatą. Jeden z braci podszedł do niego i grzecznie zapytał: "Można?", na co ten od garnka warknął: "Nie można!" - może jak to się czyta, nie brzmi za śmiesznie, ale ja w każdym razie się uśmiałam.
Skoczny Chłopak w Zielonym Dresie od tub potknął się o sandały Onbała i bardzo go to ucieszyło (chłopaka, nie Onbała).
(przystanek drugi - Okulice, pod kościołem)
Podczas trasy ksiądz strzelał głupie żarciki z szowinistycznym lub feministycznym podtekstem. Oprócz kawałów śpiewał o piosenki o pająkach i pszczółce Mai, z czego wnioskuję, że lubi owady.
(przystanek trzeci - Ujście Solne)
Ludzie z Ujścia Solnego są wspaniali! Na miejscu przystanku rozbili pełno straganów z kanapkami i drożdżówkami ZA DARMO! Kocham tych ludzi. Poza tym, zbiera się na deszcz. Tym razem naprawdę.
Kasia przed chwilą stwierdziła, że razem z Onbałem upatrzamy sobie jakiegoś gościa, którego obserwujemy i którym się zachwycamy. Nieprawda! Tym razem gości jest dwóch! (Skoczny Chłopaczek w Zielonym Dresie i Srebrny Lok).
Przed chwilą noga Łani została ozdobiona rysunkiem uśmieszka i planszy do gry w kółko i krzyżyk. Hehe.
(przystanek czwarty - Świniary)
Czy nazwa Świniary nie kojarzy się ze świniami? Mi tak. Niestety, we Świniarach nie zostałyśmy za miło przyjęte. Co prawda, dostałyśmy kwaterę, lecz kiedy zjawiłyśmy się pod obiecanym domem nr 8 i... Nikogo tam nie było. Czekałyśmy przez chwilę, aż w końcu BARDZO złe (przynajmniej ja) i jeszcze bardziej zrezygnowane postanowiłyśmy rozłożyć namiot. Gdy ta czynność została wykonana, ruszyłyśmy do jednego z domostwo po odrobinkę ciepłej wody. Tym razem musiałyśmy się kąpać w namiocie. Dodatkowo Toi-toi'e znikły i musiałyśmy korzystać z obskurnych wychodków. TOI-TOI'E! WRÓĆCIE!
Jeszcze jedno - tu chodzą krowy! NIECH KTOŚ JE WEŹMIE!
A Łania to szczęściara! Kiedy zbierałyśmy nasze manatki Skoczny Kolega w Zielonym Dresie przechodził obok  jej śpiworu i przeczytał: "Anna Ł.. To chyba nie moje" - po tych słowach razem z Łanią wybuchłyśmy śmiechem. Majonez z Zielonego Dresa!

19 sierpień 2005
(przystanek pierwszy - Nowe Brzesko)
Dziś wstałyśmy o 3.00, dlatego nie miałam siły pisać. A nawet gdybym coś zapisała, to pewnie byłoby to coś durnego (z niewyspania).
Przed paroma chwilami zobaczyłam żabę skaczącą w trawie i, o dziwo, powiedziałam tylko: "Patrzcie, jaka żabka!". Pielgrzymka zmienia ludzi.
(przystanek drugi - Kowala)
Na przystanki pierwszym było bardzo ciekawie, ale nie miałam siły wszystkiego opisać, bo byłam zmęczona. Teraz to nadrobię.
Otóż po mszy pobiegłyśmy do Toi-Toi i niestety, trafiłam na najdłuższą kolejkę. Kiedy dziewczyna przede mną miała wejść do Toi'a, jakiś smarkacz wbiegł prosto do jego wejścia i się w nim zamknął. Gdyby to mi wskoczył do kabiny przed nosem, pewnie bym się wściekła. Ale z racji tego, że byłam druga, roześmiałam się tylko.
Kiedy wróciłam razem z Łanią na karimaty, zaczęłyśmy obserwować Skocznego Zielonego Dresika, Adrianka z grupy 12(jego ksywa wzięła się z tego, że jest podobny do Adriana Brody'ego) oraz Tajemnego Metala z nieznanej mi grupy. Nasze obserwacje doprowadziły Kasię do wściekłości. Potem wyruszyłyśmy dalej i słuchałyśmy opowieści o Brazylii. Nagle, niewiadomo kiedy, doszliśmy na postój, a ja kończę, bo robię się głodna.
(przystanek trzeci - Proszowice - chyba tak to się nazywa)
A więc cofnijmy się do wczorajszej nocy - gdy rozłożyłyśmy namiot, przykryłyśmy go folią w obawie nagłego opadu. Kiedy już leżałyśmy w śpiworach usłyszałyśmy okrzyk siostry z sąsiedniego namiotu: "Duch!" - nie miałyśmy najmniejszej wątpliwości, że to było o nas. Hehe.
A w Proszowicach zostaliśmy ugoszczeni po królewsku - dostaliśmy pyszne zupki, słodkie bułeczki i lody. Mniam. Lubię być pielgrzymem.
(przystanek czwarty - Ibramowice)
Ten odcinek był straszny! Słońce grzało prosto w głowę, a Droga Krzyżowa była nudna i ciągła się w nieskończoność. Plusem sytuacji była obecność Zielonego Dresika, który z racji upału ściągnął dresik i narzucił go na głowę. Tak też fajnie wyglądał ;).

20 sierpień 2005
(przystanek pierwszy - Racławice)
Wczoraj nie miałam siły i czasu pisać o naszym ostatnim przystanku, gdzie dowiedziałyśmy się, że nasza kwatera była bardzo daleko i zdecydowałyśmy się spać w namiocie. Poza tym myłyśmy głowy na klęczkach w miskach i zostałyśmy zbesztane przez księdza, że jemy. A nocowałyśmy w Nowej G... (coś na G, ale nikt nazwy nie pamięta).
Obecnie siedzimy na trawce (i karimatach, oczywiście) i jemy śniadanko! SMACZNEGO!
Już po śniadanku. Właśnie przed chwilą przybyła grupa piąta, a razem z nią Luki, który siedzi przy nas i pożera kabanosy Łani. Hehhehe.
Przed chwilą Kasia pisała kartkę do Gucia, którą uświniła i podpisała, że plama jest oznaką tego, że jest na pielgrzymce.
Olga pozwoliła sobie zaglądnąć mi przez ramię i przeczytała Kaśce zapis o pocztówce. Markos bardzo się oburzyła, bo to Ola uświniła kartkę, a nie ona. Wybacz Kasiu za straszną pomyłkę!
(przystanek drugi - szczere pole, pod lasem, bez zasięgu)
Dziś Zielony Dresik zastąpił swoją bluzę chustą. Też fajnie wyglądał. Hehe.
(przystanek trzeci - Miechów)
Dziś znowu śpimy w namiocie - normalka.
Przed chwilą umyłam głowę w strumieniu lodowatej wody, a potem zrobiłam sobie mus gruszkowy. Kiedy go jadłam, podeszli do nas dwaj bracia i zaczęli rozmowę - jeden z nich był majonezem, który chciał mnie karmić rosołem (bezskutecznie, wolę swój mus), a drugi był dość fajny. Nazywał się Jacek, jest lekarzem i po raz 20 idzie na pielgrzymkę. WOW.

21 sierpień 2005
(ciągle Miechów)
na początku streszczę resztę wczorajszego wieczoru - podczas wieczornego apelu wreszcie mieliśmy jakieś zabawy i było radośnie. Szczególnie wtedy, gdy udawaliśmy Francuzów. Hehhe.
Potem wróciłyśmy pod namiot i Kasia z nieznanym mi powodów zaatakowała Olgę karimatą. Teraz często się spierają kto zaczął. Ja nie mam pojęcia, więc wolę milczeć. Potem zrobiłyśmy sobie herbatę, zasiadłyśmy na karimatach i zaczęłyśmy snuć rozmowy na poważne tematy (m.in. aborcja, eutanazja, klonowanie), a kiedy te się wyczerpały, postanowiłyśmy iść spać. Jednak w środku okazało się, że po karimacie Kasi spaceruje szczypawica. Olka pochwyciła klapka Kaśki i zaatakowała ją. Jednak karimaty mają to do siebie, że są miękkie, więc klapek mimo tego, że uderzał prosto w szczypawicę, nie zrobił jej większej krzywdy. Zdesperowana Olga wcisnęła klapek na stopę i zaczęła deptać owada. Przypominało to jakiś dziwaczny taniec, który zakończył się sukcesem - szczątki szczypawicy zostały zamiecione pod moją karimatę. Niestety, spokój nie trwał długo, bo dostrzegłam na suficie namiotu koleją szczypawkę, która po chwili runęła na moją karimatę. Kaśka złapała śpiwór Olgi i zaczęła w nią uderzać, lecz mimo jej usilnych starań, nie dawało to żadnego efektu. Nie mam pojęcia, ile by to trwało, gdyby nie porządkowy, który zganił nas za to, że tłuczemy się po 22.00 czyli podczas ciszy nocnej. Przycichłyśmy, a szczypawica umknęła pod jedną z karimat. Stwierdziłam, że to dobrze, bo chcę spać, ale nadal nie było mi to dane, bo szczypawka znowu się pojawiła. Naprawdę rozzłoszczona, pochwyciłam zużytą chusteczkę Łani, złapałam owada i wywaliłam go za "drzwi" namiotu. I wtedy poszłyśmy spać.
Rano z trudem wstałyśmy i poszłyśmy dalej. Niecałą godzinę później trafiłyśmy na pierwszy przystanek, gdzie z Onbałem poszłam po drożdżówki i przy okazji zerknęłyśmy na zdjęcia grupy 12 w poszukiwaniu fotki Adrianka. Niestety, nie znalazłyśmy takiej. Buuuuu....
(przystanek drugi - stadion w Charsznicach)
Kiedy szliśmy na przystanek, mikrofon przejęła siostra Fredzia-fanatyczka, która zaczęła nam opowiadać o tym, że zawsze nosi przy sobie litr wody święconej i oblewa nią "popielatego". Oprócz tego, wodą można odpędzić wszelkie rządzę i ocucić pijaczków, którzy później chętnie odmawiają koronkę. Przydatna ta woda święcona, nie ma co.  
Tutaj ludzie tak fajnie tańczą! Zaraz idę się do nich dołączyć z Onbałem.
Tańce okazały się super. Teraz leżę w cieniu i odpoczywam. Ach, jak mi dobrze!

22 sierpień 2005
(przystanek pierwszy - Żarnowiec)
Wczoraj po odpoczynku znowu ruszyłam tańczyć i tańczyłam z nikim innym, jak z Zielonym Dresikiem. Hehe.
Niestety, w końcu trzeba było ruszyć w dalsza drogę. Podczas marszu myślałam, że zdechnę - słońce świeciło prosto w głowę i okropnie osłabiało. A ja, zamiast odpoczywać przez trzy godziny w cieniu, wolałam tańczyć i zaczęłam odczuwać tego skutki. Po drodze mieliśmy tylko jeden, półgodzinny postój w takim ślicznym sadzie, gdzie Łania stwierdziła, że złapie tasiemca, bo Kaśka jej trawę do ust wpycha. Niestety, czas nieubłaganie parł do przodu i musiałyśmy brnąć dalej. W końcu doszłyśmy i Kasia poprosiła mnie i Łanię, byśmy poszły do kwatermistrza i wypisały naszą czwórkę z kwater. Poszłyśmy tak, jak kazała.
"Naprawdę chcecie zrezygnować z tych firmowych usług?" - zapytał a my, zachwycone jego uprzejmością, przytaknęłyśmy i wtedy nas skreślił.
Pole namiotowe okazało się pochyłą łąką, z kamienną wręcz ziemią. Kiedy namiot został rozbity, umyłyśmy się w miskach i zaczęłyśmy jeść kolację. Wtem okazało się, że jesteśmy spóźnione na apel. Zaczęłyśmy w pośpiechu sprzątać i szukać latarek. W końcu znalazła się tylko jedna (druga jest tak duża, że nawet o niej nie wspominam), więc pochwyciłyśmy ją i ruszyłyśmy na apel. Kiedy ten się skończył, Kaśka poszła do sanitarki, a my ruszyłyśmy po omacku do namiotu, bo nasz Boss zarekwirował nam jedyne źródło światła, czyli latarkę. Ja szłam pierwsza i badałam teren. Tuż pod polem namiotowym moja prawa stopa zagłębiła się po kostkę w czymś mokrym i kleistym. To było błoto.*** Przez chwilę byłam zła, ale potem zaczęłam się śmiać. Pod namiotem położyłam sandały i skarpetki, a spodnie z brudną nogawką zmieniłam już w środku.
Tego wieczora miałyśmy sobie zrobić herbatkę, ale w końcu zrezygnowałyśmy z tego pomysłu, co mnie ucieszyło, bo byłam zmęczona. Kiedy już leżałyśmy w śpiworach jakieś dwa psy zaczęły głośno ujadać. Kostek zaczęła gadać jakieś pierdoły o tym, że psy wyczuwają ludzką duszę, a ja pomyślałam, że nie ma nic lepszego niż słuchanie idiotyzmów przed snem.
A dziś rano wstałyśmy o 5.00 i wyruszyłyśmy o 6.00. kiedy tak sobie szłyśmy, siostra Fredzia wyskoczyła z butelką wody i zaczęła nas nią kropić. Ciekawe, czy woda święcona coś ze mnie wypędziła? Heh.
Na stadionie, gzie mieliśmy mszę, dołączył do nas Luki oraz Ola, która jest w grupie 4. To ci zdrajca.
Dziś Onbał odkryła w naszej grupie Ziomisława z Losuxa. Uheheh. Rzeczywiście podobny.
A wczoraj podczas rozkładania namiotu na pochyłej łące, okazało się, że Kaśka ma rozdwojenie jaźni. Kiedy zakładała na namiot osłonę, nagle jęknęła z bólu i usiadła na ziemi ze spuszczoną głową. Kiedy siedziała tak w ciszy, zastanawiałam się co zrobić (podejrzewam, że dziewczyny również). Już myślałam, że Kasia się rozbeczy, kiedy ona podniosła głowę i dziarsko zawołała: "No, nie mazać mi się tutaj! Maziaki jedne!" - i jak ja mam tego nie nazwać rozdwojeniem jaźni?
(przystanek drugi - Łany Wielkie)
Luki stwierdził, że jestem twardą kobietą. Fajnie. Zawsze chciałam być taka, jak Łowczyni z "Nigdziebądź" i wygląda na to, że moje marzenie się spełnia.
A wczoraj widziałam razem z Łanią znaki wyryte w zbożu****. Ciekawe, czy naprawdę zrobili je kosmici?

23 sierpień, ciągle 2005 (gdzieś pod lasem)
No dobra. Postaram się streścić cały wczorajszy, bardzo upalny dzień.
A więc tak - Kaśka nadwerężyła sobie ścięgno i pojechała tirem na pole namiotowe, zostawiając nas w tym skwarze. Upiornie umęczone brnęłyśmy przed siebie i z ulgą przyjęłyśmy przystanek pod jakimś kościołem, który trwał (o zgrozo!) 30 min! Postanowiłyśmy jednak porządnie sporządkować dany czas czyli odpocząć. Kiedy tak leżałyśmy na karimatach, nasze powieki zaczęły powoli opadać i wtedy usłyszałyśmy krzyk wzmocniony potęgą mikrofonu: "Dwójka już wyszła!!!" - natychmiast zapominałyśmy o śnie i zerwałyśmy się na równe nogi, by odkryć, że dwójka dopiero zbiera się pod kościołem, a jedynka wyszła. Wśród osób z tej grupy razem z Łanią dostrzegłam przystojnego metala, którego ochrzciłyśmy Metal z Jedynki.
Kiedy w końcu nasza grupa wyruszyła, zaczął się koszmar - podążał za nami jakiś dziad, który charczał obleśnie. W końcu nie wytrzymałyśmy i poszłyśmy do tyłu. Wtem usłyszałyśmy charknięcie. Spojrzałam na Łanię z przerażeniem - koszmar trwał nadal. A dodatkowo do charknięcia dołączyło splunięcie. Odwróciłam się i zobaczyłam... Srebrnego Loczka!
Zniesmaczone stwierdziłyśmy, że już go nie kochamy i całą swą miłość do niego przelewamy na Ziomisława. A Srebrny Loczek za swój haniebny wyczyn został przez nas na nowo ochrzczony. Teraz jest Zbutwiałym Lokiem.
Podczas kolejnego postoju odwiedziłyśmy wychodek najgorszy z wszystkich, które odwiedziłyśmy - był krzywy jak Wieża w Pizie!
Okropność opuściłyśmy jak najszybciej się dało i rozłożyłyśmy się na trawce, mało zadowolone z faktu, że kury kręcą się przy naszych karimatach. Nagle do jednej z kur podleciał jakiś chłopak, który zamachał rękoma i zawołał: "Psiku!" - to było genialne. Heh.
Niestety, trzeba było ruszać dalej. Coraz bardziej umęczone wędrowałyśmy przez las i nagle, ku naszej radości siostra Fredzia przejęła mikrofon i zaczęła kolejną wesołą opowieść. Tym razem mówiła o spotkaniu św. Katarzyny z aniołem (sześcioletni chłopiec) i o akcji ratunkowej dla dziewczyny, która chciała popełnić samobójstwo. Myślałam, że pęknę ze śmiechu. Lol.
Potem znowu miałyśmy postój, na którym razem z Olgą i Łanią zaczęłyśmy się martwić, że nam gula się z mięśni zrobi. Potem stworzyłam ziomalską piosenkę:
"Brud osiada się na moim ciele i czuję się z tym, jak ostatnie ciele".
A potem trzeba było iść dalej. Po wielu trudach doszłyśmy na pole namiotowe, gdzie kochana Kasia rozbiła namiot i nalała wody do naszych misek. Wkrótce potem przyjechał pan M. z jedzeniem i ciuchami dla nas. Kurcze, nigdy nie spodziewałam się, ze pierogi ruskie mogą mi tak okropnie smakować. Mniam!
A dziś rano obudziła mnie jakaś grupa, która strasznie głośno śpiewała. Niech ich coś tam. Dziś mam chrzest. Ciekawe, jak będzie?
(przystanek drugi - chyba Sokolniki)
Pogoda mnie irytuje - raz pada, raz jaśnieje. Grr. 
A dziś Dresik nosił chusteczkę, ala bandyta z dzikiego zachodu i razem z Łanią ochrzciłam go "Bandit".
(przystanek czwarty - cudna szkoła, nie mam pojęcia gdzie)
A więc skupię się na dalszych wydarzeniach w Sokolnikach - znowu tańczyłam z Dresikiem oraz w pewnym sensie tańczyłam z Adriankiem - to wzbudziło zazdrość Łani i Kasiaka (przepraszam, że żyję).
Potem musiałam iść i po chwili się rozlało. A lało okropnie i jedyna rzecz jaka mnie ucieszyła, to tablica z napisem "1 Broawrek" - hehehe. Przystanek trzeci był w lasku. Cały czas spadały na nas krople z drzew. To było irytujące!
Na polu namiotowym okazało się, że będziemy spać w szkole. Dzięki Bogu!
Jeszcze jedno - nie miałam chrztu. Ksiądz stwierdził, że deszcz już nas wystarczająco ochrzcił. Ma się to szczęście, co?

24 sierpień 2005 (przystanek pierwszy - Skałki, czy jak to tam) 
Zaraz zacznie się msza, a mnie zaraz cholera weźmie - owady skaczą na wszystkie strony. Oszaleć można.
O! Taki fajny ksiądz tu chodzi - ma kostkę na plecach.
A dziś w nocy Kaśka poszła do kibelka i kiedy wróciła tłukła się na łóżku niemiłosiernie. Łania, która obudziła się tak samo jak ja, obiecała jej szybką śmierć, ale jak na razie Kasia żyje.
(przystanek drugi - gdzieś w lesie)
Podczas drogi na ten przystanek po raz pierwszy stwierdziłam, że mam dość pielgrzymki, ale to uczucie na szczęście szybko mnie opuściło.
(przystanek trzeci - łąka w Żurawiu)
Razem z Kostkiem i Onbałem założyłyśmy zespół "Zielone Ziomisławy". Jestem przekonana, że odniesie sukces.   
(przystanek czwarty - Kobyłczyce)
Kaśka się na nas obraziła i wywaliła nasze rzeczy z namiotu. Oświadczyła, że będziemy spać na zewnątrz. Super. Szczególnie, że się na deszcz zbiera.

25 sierpień 2005 (las pod Częstochową)
Wczoraj wieczorem był ostatni apel, podczas którego zostały rozdane różne nagrody. Najbardziej oklaskiwana była siostra Fredzia i Zielony  Dresik, który niezmordowanie nosił tubę.
Potem siostra Fredzia przywdziała fantazyjny kapelusz i spódnicę w kokardki i wręczyła niektórym księżom kwiaty, a potem z nimi tańcowała. Chłopak, który prowadził razem z nią "wręczanie nagród" bardzo chciał ze mną zatańczyć, ale musiał obejść się smakiem.
A przed chwilką podszedł do nas Ziomisław i robił sobie z nami zdjęcie, na którym oczywiście wyszłam jak palant.
Łania ostatnio powiedziała, że "Wspomnienia" to thriller psychologiczny. Ładnie brzmi... Tak inteligentnie.

26 sierpień 2005 (dom)
Wczoraj z ogromnym bólem stóp doszłam do Częstochowy i poczułam się wspaniale. A gdy cel mojej wędrówki został osiągnięty czas jakby przyspieszył - oglądanie obrazu, jedzenie obiadu, wciąganie pysznych lodów, siedzenie na mszy, odbieranie bagaży, robienie zdjęcia z księdzem Wesołym... Teraz to wszystko wydaje mi się minutą.
A potem była droga do domu, podczas której spałam zaledwie 10 min.
Kiedy powróciłam do domu, streściłam rodzince pielgrzymkę i poszłam się wykąpać (i pozachwycać się spłuczką). Kiedy położyłam się na łóżku, zasnęłam natychmiast. Obudziłam się o 12.00 i czułam się dziwnie. Było mi ciepło, nie musiałam się zrywać, by zacząć się pakować, nigdzie nie musiałam iść...
Kurde, ja chyba zaczynam tęsknić za pielgrzymką! I to o wiele mocniej niż podejrzewałam! Kto by przypuszczał?!
Na sam koniec złota myśl:
"Głupota jest fajna!"

Gosiak 

*Ja nie lubię Eryka Prydza. Po prostu leciał wtedy w radiu.
**Dane personalne (czyt. nazwiska) zostały utajnione :D      
***Powinnam napisać wtedy - to na szczęście było błoto. O wiele gorzej by było jakbym wpadała w krowi placek lub gnojówkę XD.      
****Takie jak z filmu z Melem Gibsonem.  

19 września 2005   Komentarze (5)

Bardzo marzycielska notka....


Szkoła trwa już ponad tydzień. Dlatego notka będzie "na czasie".
Dzisiaj będzie o czymś, co nie każdy może przeżyć.
Będą to refleksje moje po lekcji biologii..
Pisałam, że nie każdy może przeżyć, gdyż nie każdy ma taką genialną nauczycielkę jak ja, o tak górnolotnych marzeniach.

No to jedziemy...






Ah... a o czym wy marzycie... też o dziobaku ? ;)
Łania
11 września 2005   Komentarze (4)

Witaj szkoło!


Tą notkę powinien pisać kto inny, ale ta osoba jakoś się wziąć do tego nie może, wiec ja zastępuję. A więc... Zaczął się wrzesień, a co z tym idzie szkoła! Ta myśl mnie przede wszystkim złamuje, ale są i dobre strony. Jakie? Sama nie wiem, ale coś na pewno się znajdzie. Na zadanie domowe macie znaleźć plusy szkoły!

Gosiak

01 września 2005   Komentarze (6)

Gdybyś był tylko cieniem, miałbyś tu...

No cóż - nikt mnie nie komentuje :D ale nie poddam sie i napisze coś jeszcze, jako że dzisiaj wyjeżdżam do babci i nie będzie mnie całe 4 dni.

Zacznijmy więc od nowości. Po pierwsze - wracaja moje kochane dziewczynki. Dzisiaj maja mszę bodajże o 17 30, więc w nocy dojadą. Po drugie na stronce na pewno niebawem sie coś pojawi (może rozdział BL??). Po trzecie przed moim domem stoi wielka kopara i próbuje sie wedrzeć do mojego ogródka. Co gorsza mój pie scykał sie huków i zwiał do swojego łóżeczka. Hehehe! Więcej nowości na stronie www.kmwp.neostrada.pl :P.

Teraz może coś z wydarzeń na świecie. Zróbmy więc przegląd...

Na portalu onet.pl następujące newsy: "Afrykańskie goryle i szympansy dziesiątkowane są przez ludzkie wirusy. Małpie wirusy z kolei zarażają ludzi." Sumując to wszystko z ptasią grypą i BSE możemy stwierdzić że zwierzęta nas wykończą :). To tyle wiadomości ze świata. Inne portale przejdźcie sami hehe :p.

Na koniec mam ochotę sie pognębić. Oglądał ktoś mecz Wisła - Panathinaikos?

Do zobaczenia!

Laura

PS: Idę gufrować włosy...

PPS: Nie jestem PIJANA!

PPPS: Heheh?

25 sierpnia 2005   Komentarze (6)

Krok krok za krokiem krok ;)

Żeby nie było, że jestem jeszcze bardziej leniwa niż jestem, postanowiłam podtrzymywać nasz blog na duchu i wpisywać notki. Oczywiście specjalnego tematu nie mam ale może nim być PIELGRZYMKA.

Na pielgrzymce człowiek umiera ze zmęczenia, ale mimo to idzie dalej. Co więcej zaśpiewuje urocze piosenki i nie przejmuje sie tym że jego głos nie jest najwyższych lotów :D. Potem odpoczywa i to jest taka radość i szczęście jakiego rzadko kiedy sie doznaje. Wieczorem człowiek nie ma sie gdzie umyć, więc musi sie głowić skąd wykombinować odrobinke wody. Dzięki ludziom dobrej woli jakoś sie udaje i wszyscy są zadowoleni. Potem przychodzi czas na sen. Ziemia (na której sie śpi pomimo namiotu) jest twarda jak cholera a nocą jest baaaaardzo zimno. Pomimo tego każdy zasypia z miejsca (chyba że przychodzą chuligani i człowiek zdycha ze strachu heh). A potem dochodzi do Częstochowy i ma satysfakcję z przebytych kilometrów w postaci różnego rodzaju zakwasów, bąbelków i nie wiem czego jeszcze :D. Takie są moje wspomnienia z pielgrzymki. Tragedia? Wprost przeciwnie - było cool co nie znaczy że miałam ochotę to powtórzyć :).

Jednak kochane dziewczynki (Łasia i Kasia) miały na to chętkę i teraz właśnie śpią gdzieś pod namiotem hen hen! Gosia też poszła, ale poraz pierwszy i mam nadzieję że będzie miała wdechowy chrzest (ha ha - mściwy śmiech :D). Jak wrócą - koło 26.08 to może napiszą o swych przeżyciach :D.

Póki co pozdrawiam wszystkich, którzy maja czas tu zajrzeć!

Laura

 

18 sierpnia 2005   Komentarze (10)

Zemsta jest słodka...

Oto biedny miś. Zgadnijcie do kogo należy.

 

Autor zdjęcia --> XXX (ze strachu przed właścicielem misia)

A notkę napisałam ja - Łania.

14 sierpnia 2005   Komentarze (5)

Kiczowaty staruszek....

Dlaczego krasnoludek, którego niektórzy ludzie wciskają do ogródków jest kiczowaty???

Niestety, nie zdołam napisać niczego bardziej inspirującego. Wakacje mnie rozbrajają. Pozytywnie.

Miłego odpoczynku wszystkim :>

Łania
10 sierpnia 2005   Komentarze (5)

Wartość życia

Ile razy żyjemy?
Ile razy umieramy?
Podobno wszyscy tracimy 21 gramów w momencie naszej śmierci.
Wszyscy.
Ile mieści się w 21 gramach?
Ile tracimy?
Kiedy tracimy 21 gramów?
Ile z nami ubywa?
Ile zyskujemy?
Ile zyskujemy?
21 gramów.
Tyle, ile waży garść pięciocentówek.
Tyle, ile waży koliber.
Batonik.
Ile znaczy 21 gramów?

02 sierpnia 2005   Komentarze (7)

Inny Punkt Widzenia

Ciepła kawa wcześnie z rana
Słońce wiatr lub deszcz i chmury
Gry wideo sprzęt stereo
Bóle zęba i boleo
Nowe reklamówki w radiu
Picie piwa strach lub lęk
Spanie w parku piasek w uchu i cieknący kran

Dziś wszystko to niewiele już obchodzi mnie
Leże tu tak dobrze jest, gdy wszystko to tarci swój sens
Dobrze jest

Pseudo intelektualizm
Szampon przeciw łupieżowi
Kwaśne deszcze sok jabłkowy
Gwiazdy kina samochody
Mętlik w głowie wątpliwości
Mucha w zupie na śniadanie
W pół do ósmej wiadomości
Gdzie najcieplej jest


Dziś wszystko to niewiele już obchodzi mnie
Leże tu tak dobrze jest, gdy wszystko to tarci swój sens
Dobrze jest

 

Nio. Niech ta piosenka wam przypomnia - z wszystkiego się można cieszyć:}.

29 lipca 2005   Komentarze (4)

Prawie bez komentarza...

Znalazłam ten rysunek w sieci i mi się okropnie spodobał. A że aktualnie czekam na bardzo ważną przesyłkę, więc jeszcze bardziej wpasował mi się w humorek. 

Gosiak

23 lipca 2005   Komentarze (5)

***

Dzień to słowa i gniew
Dzień to porządek, ziemia i złoto.
To filozofowie w miastach,
To rysownicy map na pustkowiach.
To drogi i kamienie milowe,
To panika, śmiech, rozsądek,
Biel i wszystkie policzone rzeczy.
To ciało. To zemsta. To widzialne.

Noc to błękit i czerń.
Noc to cisza, poezja i miłość
To tancerze w swoim gaju kości,
To wszystkie zmienne rzeczy.
To przeznaczenie, to wolność.
To maski, srebro i dwuznaczność,
To krew. To przebaczenie.
To niewidzialna muzyka instynktu.

Fasher Demerondo
"Podział Godzin"

Co myślicie o tym wierszu? Mnie, nie wiem dlaczego, zachwyca... Taki tajemniczy i pełen sprzeczności... Chciałabym nauczyć się pisać podobne:).

Gosiak

04 lipca 2005   Komentarze (11)

Żeby w lipcu nie było tak pusto... ;P

A tak poza tym to po dniu spędzonym na wędrówkach po mieście Kraka nie mam juz siły pisać :D. Pozdrawiam wakacyjnie i polecam sok pożeczkowy, który zaraz gulnę ;P!

Laura

02 lipca 2005   Komentarze (2)

konkretnie się narąbałem - powiedział...

Witam wszystkich bardzo serdecznie w kolejnym pięknym dniu kolejnych pięknych wakacji :)!
Jest bardzo słonecznie, ludzię chodzą na basen lub spacerek, jedzą lody (mniam :) "lecz
wielu z nas ma smutek w sercach żal i gniew" => to był cytat oczywiście. Poza tym dzisiaj 
wraz z Gosią i Łanią skończyłyśmy nagrywać kasetkę dla Kasi (z okazji jej urodzin które
zreszta były 14 lutego ;P czyli trochę dawno). W każdy razie zakończyłyśmy tę ciężką pracę
ale z nieznanych mi powodów (gramatycznie?) nie opiłyśmy niewątpliwego sukcesu medialnego.
Cóż... by tu jescze napisać? Chyba na blogach powinno sie opisywać swoje przeżycia z
minionych dni, więc... Było coool ale nie chce mi sie rozdrabniać... I chyba za duzo tej
coli (cool coool cooola) wypiłam. I chyba strasznie pieprzę ale obiecałam że cos stworze
więc to zrobie i koniec. Żeby Gorzata sie nie czuła popuszczona w aktywności blogowej jeee!
Więc napisze opowiadanko. Tu i teraz. Zrobie z siebie oszołoma ale jak to napisała koleżanka
mej siostry "pocałujcie mnie w d.". Ale to chamskie więc ja stwierdzam tylko że mam to
gdzieś. I ooopsss (I did it again) chyba sie zagubiłam gdzieś po drodzę więc zakończam moje
pisanie (idę się odnaleźć.. ). I chyba zapomniałam o powoiadanku! I jeezcze niech ktoś
spróbuje mnie zbesztać za to co tu wypisuję!

"Nie lubie (prawie)nikogo, zawsze chodzę własną drogą" => kolejny cytat. Troche zjeba... a
niech mnie szlag trafi!

Laura

29 czerwca 2005   Komentarze (2)

Wakacje!!!

Chyba każdy z was odwiedził razem z resztą szkoły kościół, odebrał świadectwo (niekoniecznie z paskiem)  i poszedł razem ze znajomymi na obowiązkowe lody. A kiedy te czynności są wykonane w głowie zaczyna się kołatać pewne pytanie: "Czy to już? Czy to NAPRAWDĘ koniec?". Choć ciężko w to uwierzyć, upragnione wakacje w końcu nadeszły. Będziemy zdobywać szczyty gór, spacerować po lasach, pływać w morzach i odwiedzać krewnych. Będziemy się dobrze bawić, aż w kalendarzu pojawi się straszna data: 1 wrzesień, i chcąc, nie chcąc powrócimy do murów naszej "kochanej" szkoły. Ale ta straszliwa chwila nastanie dopiero za dwa miesiące, więc na razie mogę wam życzyć jednego - UDANYCH WAKACJI. 
Gosiak

Ps. A teraz hymn każdego ucznia!

Już za parę dni, za dni parę
Weźmiesz plecak swój i gitarę.
Pożegnania kilka słów, Pitagoras, bądźcie zdrów,
Do widzenia wam, canto, cantare.

Lato, lato, lato czeka,
Razem z latem czeka rzeka
Razem z rzeką czeka las
A tam ciągle nie ma nas.
Lato, lato, nie płacz czasem,
czekaj z rzeką, czekaj z lasem
W lesie schowaj dla nas chłodny cień
Przyjedziemy lada dzień.

Lato, lato, mieszka w drzewach,
Lato, lato, w ptakach śpiewa
Słońcu każe odkryć twarz
Lato, lato, jak się masz?
Lato, lato, dam ci różę
Lato, lato, zostań dłużej
Zamiast się po krajach włóczyć stu,
Lato, lato zostań tu.

24 czerwca 2005   Komentarze (6)

Girlsy, gorzała i giwery

Deszcz nieustannie spadał z nieba od rana i nic nie wskazywało na to, by chciał się choć na chwilę zatrzymać. Jednak dwie siostry - Gosiak i Madziarra (Boss, zapożyczyłam twoje przekształcenie - bądź dumna!) niezrażone wyszył z domu parasolem w ręce i skierowały się na najbliższy przystanek autobusowy. Żółty pojazd wkrótce nadjechał i razem do niego wsiadły. Skasowały zakupione bilety i zajęły miejsca siedzące (Gorzata oczywiście zasiadła przy oknie). Po 25 minutach jazdy dotarły do celu swojej podróży. Weszły do suchego i ciepłego budynku, zakupiły to, co im było potrzebne, po czym przeszły do dużej sali, zasiadły na niebieskich fotelach i czekały. Wkrótce przeniosą się do Basin City - miasta czerni i bieli, miasta przemocy, miasta zdrady...

 Heh, to nie będzie żadna opowieść, o nie! Początek mojej notki miał choć trochę oddać klimat mojej wczorajszej podróży do kina, która przepełniona była oczekiwaniem i lekkim zniecierpliwieniem. Dlaczego te dwa uczucia towarzyszyły mi w drodze? Oczekiwanie - wiedziałam, że zobaczę coś WIELKIEGO. Zniecierpliwienie - na film czekam od stycznia, dodatkowo przesunięto jego premierę, więc czekam jeszcze dłużej, a kiedy już mam iść do kina, minuty zdają się ciągnąć godzinami. 
 A na jaki film tak bardzo oczekiwałam? Odpowiedź bardzo prosta - ekranizacja trzech komiksów Franka Millera występująca pod tytułem - "Sin City". Już sam początek filmu mnie zachwycił - gra czerni i bieli, przełamana wyrazistą czerwienią oraz przedstawienie nam prawdziwej duszy Miasta Grzechu, gdzie każdy gra kogoś innego, a gwałty i morderstwa są na porządku dziennym.
Potem jest efektowna wejściówka z równie efektowną muzyką, a zaraz po niej przejście do jednej z trzech filmowych nowel mających miejsce w Basin City. Nie będę się zagłębiać w fabułę, gdyż radzę zagłębić się w nią samemu. Napisze tylko jednak, że każda z trzech historii ma innego głównego bohatera, który wiedzie w niej prym (obowiązkowo w towarzystwie pięknych kobiet). W pierwszym epizodzie jest to "hulkowaty" Marv (zmieniony nie do poznania Mickey Rouke), w drugim pierwsze skrzypce gra mój osobisty faworyt - Dwight (Clive Owen), ostatni epizod jest historią Hartigana - ostatniego sprawiedliwego  w Mieście Grzechu (Bruce Willis). Jeśli chodzi o mnie, najbardziej przypadła mi do gustu adaptacja "Krwawej Jatki", czyli historia druga. Dlaczego? Sama nie wiem, może z powodu dwóch przystojniaków na ekranie - Owena i Del Toro (temu drugiemu odjęto jednak masę uroku przedłużonym nosem i skacowaną twarzą), a może dlatego, że wystąpiła w nim Miho - moja kobieca faworytka (genialnie wywija kataną, kto zobaczy, ten zrozumie). Dwa pozostałe epizody też są świetne. "Miasto Grzechu" doskonale wprowadza nas w mroczne zaułki Basin City i rozeznaje nas w sytuacji politycznej miasta. Poza tym, rola Kevina sprawiła, że mi szczena prawie do samej ziemi opadła. No, w każdym razie, nie chcę mieć takich paznokietków:).
W trzeciej historii czyli "Ten Żóły Drań" najbardziej do gustu przypadł mi Yellow Bastrad, który swą już samym swym wygladem wydawał się śmierdzieć, a wręcz cuchnąć. Fee... Poza tym spodobała mi się scena w której wspomniany już Kevinek czytał... Biblię. Niezły hardkor.
 Jak widać, film mi się BARDZO podobał, lecz nie każdy mnie poprze. Kiedy wychodziłam zachwycona z kina, jakaś lalunia przechodziła obok mnie i żaliła się swojemu chłopakowi: "Jakie to brutalne! A jakie nudne!". Rzeczywiście, "Sin City" było brutalne, ale mnie to nie raziło. Wiedziałam czego się spodziewać, więc biała (a czasami czerwona) krew rozbryzgująca się na wszystkie strony jakoś mnie nie przeraziła, ani nie obrzydziła. A to, że film nie ma drugiego dna? No, spójrzmy sobie prosto w oczy - ile obecnie filmów rozrywkowych ma jakieś? A to, że film nie realny, bo gość skoczył z drugiego piętra i wciąż żyje? A jak mi wytłumaczycie chłoptasia ubranego w obcisły kombinezonik, puszczającego z żył pajęcze nici?     
 Wniosek? Możecie mówić co chcecie, ja i tak "Sin City" bronić będę i nie zawacham się użyć swoich paznokietków lub zębów:). Podświadomie czuję, że film zapisze się na stałe w hisotrii kinematografii, a jeśli nie to dla mnie pozostanie najlepsiejszą ekranizacją komiksu, jaką widziałam.

Gosiak      

11 czerwca 2005   Komentarze (24)

Gdzieś w każdym z nas, jest dziecka ślad......

Dziś 1 czerwiec czyli światowy Dzień Dziecka. Ja niestety nie dostaję już prezentów z tej okazji, bo moja rodzicielka stwierdziła, że jestem na to święto za stara. Szczerze mówiąc, to nie za bardzo rozumiem dlaczego. Przecież nie mam ukończonych 18 lat, które by mnie "wydoroślały". Wnioskując - jestem osobą osadzoną pomiędzy dziecinnością a dorosłością. To dobrze czy źle?
Hym... Skoro sama na prezent nie mogę liczyć, to może ja sama komuś coś kupię? Tylko komu? Jeśli bym chciała coś kupić jednemu ze swoich młodszych kuzynów, to w cenę prezentu musiałam bym także wliczyć koszty biletów na dojazd i powrót (bo nie uśmiecha mi się wędrówka pieszo do Mościc lub do Skrzyszowa). A ja aż tak rozrzutna nie jestem, więc ren pomysł kategorycznie odpada!... A może dać prezent jakiemuś dziecku napotkanemu na ulicy?... Lepiej nie, jeszcze mnie za pedofilkę wezmą, a tego nie chcę (a kto by chciał?). W każdym razie fajnie by było komuś coś sprezentować - widzieć uśmiech na czyjejś dziecięcej twarzy.
A co z wami? Może wy macie młodszego brata lub siostrę? Jeśli tak, to przynajmniej w tym dniu zapomnijcie o wizerunku małego-wrednego-bachora i kupcie im coś. Na pewno się bardzo ucieszą, a i wam będzie jakoś cieplej na sercu.
Przemyślcie moje słowa, jeśli je zrealizujecie będzie mi bardzo miło.

Gosiak

Ps. Ale przynudzam. Wybaczcie mi, ale skóra mi złazi z ramienia i mi humor psuje,  więc ja też muszę go komuś popsuć :). Na osłodę macie ode mnie rysunek. 

01 czerwca 2005   Komentarze (36)
< 1 2 ... 14 15 16 17 18 >
Kmwp | Blogi