Terror w szkole
Hm.. widzę, że coś nam nie idzie dodawanie notek. I piszę sama do siebie, ale co tam, mniejsza z tym :P
Opowiem wam teraz mrożącą krew w żyłach historię na temat tego, jak trudno wytrzymać w szkole zbyt dużo się uśmiechając...
<><><><><><><><><><><><><><>
Był zwykły, jesienny dzień. Na polu zaczął padać śnieg, po ciepłych dniach przyszły mrozy. W starej, dobrze zachowanej jak na swój wiek szkole było dosyć głośno, choć nie tak głośno, jak w normalnej tego typu placówce. Tak, jak ktoś to stwierdził, to była szkoła o zaostrzonym rygorze. Tylko nieprzeciętni naiwniacy mogli się do niej wybrać....
Po jakiś czasie krzyki ucichły, bo oto przed chwilą dźwięczał dzwonek.
Dzwonek - głos, przy którym zastanawiałeś się, czy przeżyjesz następną lekcję, czy też umrzesz zasmagany jedynkami.
Głos był dźwięczny, nie brzmiał bardziej groźnie niż zwykle, a powinien.
Dwie dziewczyny, jedna w stylu rudo-blond, a druga z włosami brązowo-czarnymi (obie kolorystyki to efekt eksperymentów z farbami) siedziały w ławce o czymś rozmawiając. Nie wiedziały jak straszny los miał je spotkać.
Do klasy groźnym, pewnym siebie krokiem wszedł nauczyciel. Po przywitaniu ("stój na baczność, żeby się nie obraził!"- szepnął jeden uczeń do drugiego) zasiadł na swej ambonie, spojrzał niechętnym wzrokiem na klasę i spojrzał w swoje notatki.
- Dzisiaj zaczynamy hydrosferę... - wymruczał.
Był chory. Bardzo chory. * Gardło piekło jak szalone, głos z trudem wydobywał się z krtani. Ale musiał przyjść do szkoły. Nie byłby sobą, gdyby z racji mizernego stanu odstąpił od męczenia innych swoim jestestwem.
“Może uda mi się zarazić jakiegoś ucznia?” – pomyślał z radością wypatrując sobie ofiary. Po czym zaczął zastanawiać się jak to przeprowadzić, by nikt nie podał go do sądu (choć średnio się go obawiał – był wielkim GURU i nikt nie mógł mu zagrozić....). Pozory jednak chciał zachować. Poza tym lubił być sprytny.
Zastanawiając się jednocześnie prowadził wykład. Był nieco bełkotliwy i nikt go nie rozumiał, ale wszyscy bali się ściągnąć na siebie jego gniew zwracając na to uwagę.
Był panem sytuacji..... .
***
Dwie siedziały patrząc się przed siebie. Tyrania nauczyciela nie dotykała ich szczególnie. Wprawdzie cierpiały pisząc jego zmyślne sprawdziany (“byle dostały banię te durne dzieci!” – myślał, układając je), ale na lekcji potrafiły dość dobrze odizolować się od jego bardzo nudnej mowy. Jedna z nich zaczęła śnić na jawie, będąc duszą w miejscu zupełnie innym niż cuchnąca jakąś dziwną substancją klasa. Druga patrzyła się niewidzącym wzrokiem w przestrzeń.
Pan guru zszedł z podium nauczycielskiego i podszedł do ich ławki. Przed dobre parę chwil coś bełkotał.
Na początku, gdy zaczął przychodzić, jedna z dziewczyn, ta czarno – brązowa pomyślała, że może się zdenerwować, że jedna z nich nie ma książki. Zdążyła już odetchnąć z ulgą, gdy zaczął mruczeć, choć jego towarzystwo tuż obok było męczące. Niestety, nie zrozumiała, że w owym mruczeniu kryje się uwaga do niej i koleżanki. Skapowała o co chodzi, dopiero gdy warknął wściekłym głosem:
Ej, wy dwie.Czy coś w tym stylu.
Spojrzały po sobie zdziwionym spojrzeniem. Nie było w nim zbyt wiele strachu.
To ostatecznie rozwścieczyło pana. Jak ktoś śmie się go nie bać?
Co się tak patrzycie, jakbyście pierwszy dzień w szkole były... – wycharczał, po czym krzyknął – Wstać!!!Wstały i wysłuchały tyrady. Dowiedziały się, że:
liceum to nie gimnazjum jak pan coś mówi to nie będzie powtarzał mają pisać notatki, jak on mówi (bo zauważył, że nie pisały) pan jest naszym mistrzem i wzorem do naśladowania, także w bełkotliwej mowieSkończył swe przemówienie i kazał usiąść.
Siadając jedna z nich, ta czarno-brązowa uśmiechnęła się. To było coś w stylu “i co mi zrobisz stary ramolu”.
Niestety, stary ramol dostrzegł to. Rzucił się niczym dziki pies, a jego wrzask wypełnił klasę:
I CO SIĘ GŁUPIO ŚMIEJESZ!!Skoczył w kierunku swej ambony i dziennika. Z nerwów, aż długopis mu spadł na ziemię. I wpisał.. nikt nie wie co.
Potem prowadził lekcję (starając się opanować tragiczne wkurzenie – mógł przecież dostać zawału, ah co to by była za strata!!!), ale po chwili drapieżnym ruchem sięgnął po zeszyty obu. Sprawdzał je i w międzyczasie wydawał rozkazy ("stój jak ci przeglądam zeszyt"). Po chwili:
Nie ma notatek!! – wrzasnął znów.Ciekawe skąd miały być, skoro wiedział, że nie pisały...
Potem nastąpiła oracja, będąca popisem umiejętności nauczyciela. Każdy w klasie słuchał jej urzeczony, a już najbardziej dwie dziewczyny. Dowiedziały się tego, co było napisane już w punktach 1, 2, 3 i 4, gratis otrzymały wiadomość, że w tej szkole nie toleruje się takiego zachowania, że mogą sobie iść, a najchętniej to by ich wyrzucił, po czym dostały jakiś charkliwy nakaz zajęcia krzesła.
***
Lekcja skończyła się.
Pan nauczyciel nieco się zdenerwował, ale plan wykonał. Pomęczył innych. Jedno mu się nie udało – mimo, że kaszlał ile się dało, nikt się nie rozchorował...
***
Zdarzenie nieco zachwiało równowagą psychiczną obu. Zwłaszcza, że każdy przypominał im o tej lekcji, a zwłaszcza tej, która się tak niefortunnie uśmiechnęła.
***
Owego dnia, w zemście opracowały plan. Pan musiał zginąć.
***
Po dwóch latach, gdy nauka geografii została zakończona, dziewczyny wyszły z uśmiechami z klasy.
-Już niedługo – uśmiechnęła się czarna w tym samym stylu co wcześniej “i co mi zrobisz stary ramolu”.
Następnego dnia ciało nauczyciela znaleziono poćwiartowane w sali geograficznej, wprost pod mapą świata. Na mapie napisane było “kochał geografię i za nią zginał”.
Tak też skończyła się ta piękna historia.
* - chyba psychicznie ;D
<><><><><><><><><><><><><><>
No to tyle historyjki. Najgorsze, w związku z nią są dwa fakty:
wydarzyła się naprawdę, a ja byłam czarną, a Pałka blond-rudą :P pan od geografii nadal żyje.. swych zabójczych planów nie wcieliłyśmy w życie.. ale to tylko dlatego, że jeszcze się uczymy geografii, ale za ponad półtora roku, gdy skończymy drugą klasę.. kto wie....... nie wiem co naprawdę myślał nauczyciel, ale jestem przekonana, że trafnie zgadłam jego tok rozumowania :PA poza tym to nasza szkoła nie jest aż taka zła... Są tu fajni ludzie, ale większość nauczycieli jest chorych psychicznie.. to trzeba przyznać.
No cieszę się, jeśli ktoś tu dotrwał, chociaż mocno w to wątpię.
I pamiętajcie – nauczyciel zawsze czuwa :D.
Łania