Właśnie przed paroma sekundami dowiedziałam się, że Polska i Ukraina zajmą się organizacją Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Brawo, Polska (i Ukraina, oczywiście)!
Ale nie o tym ma być moja dzisiejsza notka. To raczej codzienne narzekanie na swój żałosny żywot, czyli to, co zwykle :P. No, ale z drugiej strony ile można wciąż narzekać na uciążliwość nauki itp.? Dziś w mojej budzie (i poza nią) było dość wesoło, więc się pochwalę… :P
Dzień zaczął się tak jak zwykle, czyli od skrzeku budzika i otwarcia oczu. Przebudzenie było dość bolesne, gdyż wczoraj, jak zwykle nie mogłam opuścić „Chirurgów” i poszłam spać po 1. Heh. Kiedy wcisnęłam w siebie śniadanie, babcia poinformowała mnie, że pada. Spojrzałam za okno. Wcale nie padało. Ale słowa babci to świętość, więc wzięłam z sobą parasol i wyszłam. Wiedziałam, że nie przesiedzę w budzie wszystkich lekcji, bo po co? Moim planem było zwianie z dwóch ostatnich. Jednak sprawy zmieniły obrót, gdy pod drzwiami wejściowymi spotkałam Agę T., która czekała na Angelikę Sz., zwaną Gandzią. Przyłączyłam się do niej, a po chwili przytoczyła się do nas Anka K. (kule mają w zwyczaju, że się toczą, a nie chodzą :D), która przyniosła nam Hiobową wieść: religii vel pierwszej lekcji nie ma!…. Jak łatwo się domyślić, ta okazja sprzyjała do wspaniałego zjawiska zwanego waxami. Jednak trzeba było poczekać na Gandzię. Kiedy ta wreszcie przybyła, ruszyłyśmy w tan, mimo że lało coraz mocniej. Po drodze odłączyła się od nas Kulonka, gdyż akurat miała autobus (bądź bus, nie wiem). Tak więc została nas trójka. Wolny czas urozmaiciłyśmy sobie słuchaniem dzwonków komórkowych. Moim skromnym zdaniem moje gwizdanie z Kill Billa było najlepsze ;P. A kiedy to frapujące zajęcie znudziło się nam, poszłyśmy do… szkoły. Właśnie miał się zacząć polski, a przecież lekcji pana S. się nie opuszcza :D. Polski przebiegł w dość leniwej atmosferze, bo nikomu nie chciało się podnieść ręki do zapisania słowa w zeszycie. A muszenie głowy do myślenia było wyjątkowo bolesnym przeżyciem. Kiedy lekcja się skończyła, nasza wspaniała trójka znowu opuściła mury szkoły i za cel podróży obrała sobie Fuj Film czyli fotografa, gdyż Gandzia chciała sobie zrobić zdjęcie do dyplomu. A kiedy już je zrobiła, podobnie jak wcześniej Kula poszła na autobus do hałsa. Razem z Agą wróciłam do szkoły, gdzie było jeszcze mniej osób niż na polskim. Ach, panie Romanie, gdzież pan jest?? :D Mimo tego, że było nas mało, dwie ostatnie lekcje przebiegły szybko i bezboleśnie. Po budzie odprowadziłam Agę na dworzec autobusowy i ruszyłam do domku. Jednak nie od razu było mi dane tam trafić, gdyż kiedy do domu potrzebowałam jakiś 666 kroków, zza rogu wyskoczyła moja siostra z dzikim okrzykiem: MASZ MOJE BUTYYYYYYYYYY! No, miałam je faktycznie. Ale ona od roku już w nich nie chodzi, więc co w tym złego? Jak ona bierze moje kolczyki i bransoletki, to jakoś jej nie myję głowy. Jednak moja siostra jest tylko moją siostrą, a nie mną i podrzeć ryja musiała. Koniec końcem wyciągnęła mnie do Bristolu (tam pracuje) i zamieniła się ze mną butami. I wreszcie mogłam iść do mojej małej, ciepłej Arkadii. Kiedy jednak tam doszłam, musiałam iść z psem na pole i znowu marzłam i mokłam. Ojojo. Życie jest ciężkie tak jak wiersze Mirona Białoszewskiego…
A teraz najważniejszy punkt notatki, czyli tytułowe wnioski i przemyślenia z dzisiejszego dnia:
- hemoroidy występują na tyłku
- homoroidy nie :P
- takie słowo jak homoridy nie istnieje
- ale w moim języku tak
- jak człowiek bituje, to się opluwa
- mój dzwonek z Kill Billa jest idealny do bitowania
- do śpiewania też (tu-tu-tututu)
- oczywiście nie zapominajmy o gwizdaniu!
- palacz bierny jest bardziej narażony na zdobycie raka płuc, niż palacz czynny
- najgorzej jednak mają ci, którzy są palaczem biernym i czynnym jednocześnie
- czasem lepiej ugryźć się w język, niż powiedzieć coś, czego później będziemy bardzo żałować
- siła odśrodkowa działa nawet w bryczkach
- dinozaur pochodzi od kury
- szataniści pochwycili niebieską kurę!
- podnoszenie sztangi i robienie mostków z asekuracją jest bardzo niebezpieczne
- wszystko można interpretować w przenośni lub dosłownie
- tak więc jeśli budynek rzuca się mi w oczy, to się poniża, a ja jestem przygnieciona :D
- lub: „chodzenie w kratkę” może oznaczać pojawianie się i znikanie ze szkoły bądź chodzenie pod parasolem w kratkę
- Kubuś Puchatek jest szpiegiem i szpieguje pszczółkę Maję
- itp.
- itd. :D
To chyba już koniec. Na zakończenie obwieszczę światu wspaniały fakt: w mojej szkole jest autograf Romka Giertycha!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!........................................... Ha, widzę tę zazdrość na waszych obliczach! :P No, teraz to już naprawdę koniec.
Gosiak
PS. Przepraszam wszystkich tych, którzy tej notki nie zrozumieli :D