Now everybody dancing the dance of the dead...
Uff, już po szkole. Jak dobrze jest czasem wrócić do domku po męczącym dniu (czasem nawet częściej niż czasem). Co prawda, ja nie powinnam narzekać - nie ćwiczyłam na wf'ie (nikczemna!), nie pisałam notatki na pp (bo wolałam rysować), zamiast pilnie uważać na dwóch polskich i fizyce, ja udawałam złą i dzwoniłam dzwonkiem prosto z odpustu:]. I powinnam się cieszyć, że robię to zamiast wysilać swój (mały) mózg. Ale tak jakoś w pewnym momencie zaczęłam mieć już dość chodzenia w jedną i drugą stronę i machania dzwonkiem. Z zazdrością spoglądałam na szkolnych ziomków, którzy odgrywali pantomimę lub udawali, że piszą... Pewna... khem, osoba, chyba dojrzała to, że moja osoba nie jest wykorzystywana w 100% i w taki oto piękny sposób zostałam tańczącą z wil... Tfu, to przyzwyczajenie! Jeszcze raz - zostałam tańczącą z miotłami... A tak dokładnie to z jedną miotłą. Haha. A żeby było śmieszniej pod me żałosne wyczyny puścili Bolero, powszechnie kojarzone wszystkim z tańcem na lodzie*. Przykro mi. Lodu nie będzie. Będzie parkiet zasypany pokreślonymi kartkami i kredą w proszku... A pomiędzy ławkami będę sunąć JA. Cóż, najbliższy piątek zapowiada się w dość szarych barwach... Ale zawsze może być gorzej :D.
Gosiak
*Mi akurat kojarzy się z utworem kończącym Moulin Rouge o tym samym tytule.