Same pierdoły (jak zawsze, zresztą)
Dwa dni temu napisałam notkę, ale blog nagle zwariował* i nie mogłam jej ustawić. Niestety, z dwoma dniami prawie cała notka uległa przedawnieniu. Na szczęście jakaś część z niej pozostała aktualna, więc opublikuję ją teraz. Zmienię parę faktów, ale poza tym wszystko będzie takie samo:).
A więc...
Dziś, kiedy wracałam z budy, na jednej z wystaw sklepowych dostrzegłam ogromnego Mikołaja zmysłowo wywijającego biodrami. Poczułam pewien niesmak. Ja rozumiem, że już grudzień i stary dziad w czerwonym kubraku musi być obecny wszędzie**, ale przez to święta Bożego Narodzenia tracą swój nadzwyczajny klimat. Co ja piszę! One już dawno go straciły - wraz z pojawieniem się w sklepach bombek, które zastąpiły znicze po Wszystkich Świętych. Nie wspominając o tym, że już mało kto pamięta, że dawno temu po Ziemi naprawdę chodził św. Mikołaj. I wcale nie miał latających reniferów*** ani skrzatów-pomocników. Był biskupem, który wspomagał biednych. Był wspaniałym człowiekiem, którego przyćmiła własna legenda... Szkoda, że się tak stało...
Na tym kończę dzisiejsze refleksyjne wywody. Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam.
Gosiak
*a ja oczywiście wpadłam w panikę
**aż strach otworzyć konserwę :D
***w tym jednego, nijakiego Rudolfa, z zapaleniem nosa