Czy wiecie, że…? + parodia
Kiedyś napisałam notkę pt. „Czy wiecie, że…?”, która spotkała z oburzeniem i posądzeniami, że piszę pierdoły, czy coś takiego. Dziś powracam do tradycji, gdyż wczoraj przeczytałam coś cudownego w gazecie codziennej Fakt.
Otóż…
Hitler miał JEDNO jądro.
………………………………
………………………………
Koniec sensacji.
A teraz moja stara parodia WP. Bardzo głupia i pełna błędów, ale nie chcę, by zaginęła w eterze, a Łania pisała mi, że miejsca na stronie zaczyna brakować, więc co gorsze kawałki przeniosę tutaj
Władca Obrączek - Drużyna Hazardzistów
UWAGA! Czytanie tego grozi niechybnym postradaniem zmysłów:).
Oto parodia "Władcy Pierścieni" którą zatytułowałam "Władca Obrączek - Drużyna Hazardzistów".
Postacie nazywają się inaczej niż w książce/filmie, więc postanowiłam wypisać wszystkie imiona bohaterów, aby zapobiec jakimkolwiek pomyłkom:
*Frodo Baggins - Lodo Grzybins
*Bilbo Baggins - Alibo Grzybins
*Aragorn (Obieżyświat) - Paragon (Obierka)
*Merry - Marian
*Pippin - Pipi
*Sam - Mam
*Arwena - Tawerna
*Gandalf Szary - Gandi Szarak
*Legolas - Legoland
*Gimli - Mili
*Boromir - Bolo-milek/Bolo-mil/Bolek
*Saruman Biały - Szurman Białas
*Nazgule - Zbóle
*Orki - Worki
*Lurtz - Bruds
*Uruk-Hai - Wróg-Hali
*Balrog - Lalgog
*Troll - Twor
*Celeborn - Kelekit
*Garadiela - Miśmela
*Elrond - Wrząd
*Shire - Hi-He
*Niziołek - Nistołek
*Bag End - Tag Send
*Gollum - Mlum
*Śródziemie - Śródstopie
*Sauron - Szałwkonie
*Isildur - Iśmidum
*Elf - Jelnf
*Modor - Ugor
*Bree - Bee
*"Pod rozbrykanym kucykiem" - "U opitego mustanga"
*Strażnik - Wartownik
*Rivendell - Gnijwendell
*Człowiek - Luć
*Krasnolud - Karłolud
*Arathorn - Kasa Fiskalna
*Góra Przeznaczenia - Góra Znudzenia
*Żądełko - Igiełka
*Mithril - Zgrzythil
*Przełęcz Karadhras - Przełęcz Alewrzask
*Kopalnia Moria - Kopalnia Marja
*Balin - Gnali
*Lothlorien - Smrodolorien
Oto wszystkie ważniejsze postacie i rasy, które występują w tym opowiadaniu.
Ostatnia rada - przed przeczytaniem mojej parodii dobrze by było oglądnąć film.
"Władca Obrączek-Drużyna Hazardzistów"
Do Hi-He przyjeżdża dwukółka, załadowana po same brzegi petardami.
Ciągnie ją stary dziadek, z zanurzonym nosem w jakiejś ciekawej lekturze.
- ...kiedy ustawisz już petardę, to ją podpal... - czyta jedno ze zdań z instrukcji posługiwania się petardami.
- Hej! Witaj Szaraku! - wtem ktoś przerywa mu naukę, to młody nistołek Lodo Grzybins.
Dziadek na jego widok szybko chowa instrukcję za siebie.
- Witaj Srodo! - krzyczy w odpowiedzi.
- Nazywam się LODO - poprawia młody.
- Lodo?... Ach, rzeczywiście! Ta skleroza! - dziadek wciąż krzyczy, pomimo tego że nistołek stoi obok niego.
- Szaraku...
- Tak Klo...Lodo?
- Nie musisz krzyczeć, stoję obok ciebie i wszystko SŁYSZĘ.
- To dobrze. - odpowiedział mu Szarak, tak cicho że Lodo szybko zmienił zdanie, i poprosił aby czarodziej mówił głośniej.
- A więc - ponownie krzyczy Gandi - Alibo organizuje dzisiaj party, prawda?
- No, mówi że zabawa będzie do samego rana!
- Wow! Tego jeszcze w Hi-He nie było!
- Wiem, dlatego nie mogę się doczekać! Wybacz Gandi, ale muszę rozdać pozostałe zaproszenia.
- To idź - odpowiedział mu z nutą zadowolenia w głosie Szarak. -Idź, idź.
Kiedy Lodo zniknął za pagórkiem, dziadek natychmiast wyjął za siebie instrukcję i ponownie zaczął ją studiować.
Nagle zza krzaków obok drogi wyskoczyli Pipi i Marian.
Wystraszony staruszek natychmiast schował instrukcję za siebie.
- Witaj Szaraku! - wykrzykneli równo.
- Widzieliście coś? - zapytał wystraszony.
- Nie, nie widzieliśmy jak czytałeś instrukcję - odpowiedział Marian.
- To dobrze... - westchnął.
****
Marian i Pipi odprowadzili Gandiego do Tag Send, gdzie czekał na niego jego stary znajomy Alibo. Kiedy wczołgał się do norki nistołka, ten wykrzyknął:
- Witaj Gandi! Jak się masz?
- Cool! - wykrzyknął dziadek, ale zaraz sobie przypomniał, że osobie w jego wieku nie wypada tak mówić, więc odchrząknął i powiedział:
- Nic się nie zmieniłeś !
- Wiem ! - odpowiedział z dumą w głosie Alibo i włożył rękę do kieszeni, jakby czegoś w niej szukał. - Zapalisz fajkę? - zapytał nagle.
- Chętnie - odrzekł czarodziej i po chwili dostał od Aliba fajkę. (Swoją zgubił 30 lat temu, żal mu było forsy na nową.)
- Jak dawno nie paliłem.... - westchnął Szarak i włożył fajkę do ust, ale zaraz ją wyjął (raczej sama mu wypadła), bo zaczął się krztusić dymem z fajki.
- Rzeczywiście dawno nie paliłeś - przyznał Alibo. - Chodźmy na zewnątrz pooddychać świeżym powietrzem.
****
Wieczorem zaczęła się balanga.
Od początku imprezy Gandi starał się puścić jakąś petardę, ale (pomimo przeczytania instrukcji) w ogóle mu to nie wychodziło.
Pipi i Marian znudzeni jego niepowodzeniem, wzięli jedną petardę z jego wozu i zapalili..... tysiąc kolorów rozjaśniło niebo. Nistołki były zachwycone, Gandi natomiast był wściekły.
"Jak oni śmią puszczać lepsze fajerwerki ode mnie - Gandiego Szarego?" - pomyślał wściekły i złapał koleżków.
- Złodzieje! - krzyknął. - Pozwoliłem brać moją petardę?!
- Yyy... - jęknął Marian. - My... my... śleliśmy...
- Nieważne co myśleliście! - wrzasnął. - Za karę będziecie sprzątać po zabawie! I oddacie mi pieniądze za petardę!
- I... ile?
- 500 zeta!!!
- Rany! Skąd weźmiemy tyle?
- Nie wiem, nie obchodzi mnie to! Jutro macie mi oddać kasę!!!
Nistołki nie odpowiedziały, bo Alibo zdmuchnął świeczki na swym torcie, po czym powiedział:
- Moi drodzy przyjaciele z Hi-He (i nie tylko), cieszę się, że ruszyliście tyłki i przyszliście na moje party. Chcę wam oznajmić że opuszczam dziurę Hi-He, gdyż znudziłem się wami i postanowiłem od was odpocząć. Żegnam, obyście nie pomarli z nudów. - po tych słowach zniknął, a goście bawili się dalej, tak jakby się nic nie stało....
****
Alibo tymczasem pakował się w Tag Send.
Nagle do domu wpadł zdyszany Gandi.
- O Gandi! Co ty tu robisz?
- Szukam swojej instrukcji do petard, w ogóle mi nie wychodzą!
- Aaa... Ja sobie już idę, miłego szukania.
- Alibo poczekaj!
- Czo?
- Psztro!... Żartowałem! Powiedz mi, jak zrobiłeś tą sztuczkę ze zniknięciem?
- He... He.... To dzięki obrączce którą ukrad... znaczy się pożyczyłem od Mluma, kiedy się go włoży na palec to się znika, cool ne?
- Nyo! Mam pomysł! Zostaw go Lodowi! Będzie robił fajne kawały!
- No nie wiem...
- Zostaw!
- Muszę?
- Musisz! Autorka tak kazała!
- Autorka? To rzecz święta! Zostawiam! - wykrzyknął Alibo i zostawił obrączkę, po czym wystrzelił z domu z przeraźliwą szybkością.
Po trzech godzinach wrócił do domu zalany w belę Lodo.
- Czo to? Nie m...m...m...ma Aliba? - zapytał Gandiego.
- Noł - odparł Gandi. - zostawił ci chałupę i swą słynną obrączkę. Wybacz Lodo, ale muszę jechać do biblioteki po nową instrukcję do petard, tamtą zgubiłem. Wrócę za parę dni.
****
Gandi nie znalazł instrukcji, więc zaczął przeglądać inne książki.
Jedna bardzo go zainteresowała, było to spasione tomisko p.t. "Przeraźliwie nudne dzieje Śródstopia".
Jako że Gandi był nudziarzem do kwadratu, od razu pochwycił olbrzymią księgę, i zagłębił się w lekturze.
Książka opowiada o wielkim hazardziście Szałwkonie, który za pomocą różnorodnego hazardu zdobył prawie całe Śródstopie. Pewnego dnia książę Iśmidum ze swoim ojcem, jelnfem Wrządem oraz jego jelnfią świtą wyzwali Szałwkonia oraz jego worki na partyjkę Rosyjskiej Ruletki (mam nadzieję że każdy wie o co biega w tej grze, nie chodzi mi bynajmniej o teleturniej na Polsacie - aut.).Szałwkonie oczywiście przyjął wyzwanie.
Wyznaczonego dnia wszyscy spotkali się w Ugorze i zaczeli grę. Po paru godzinach gry worków już prawie nie było, podobnie było z jelnfami. Nagle stała się rzecz straszna! Ojciec Iśmiduma musiał sobie strzelić w łeb! (Łukiem oczywiście.) Iśmidum był załamany - od kogo będzie teraz ciągnąć kasę? Szałwkonie natomiast bawił się świetnie, przeczuwał że wygra... ale po pięciu minutach on sam miał sobie strzelić w łeb!
Nie chciał za bardzo tego robić, więc Iśmidum mu pomógł, a wystraszone worki pouciekały gdzie pieprz rośnie. Gostek zauważył, że Szałwkonie ma ładną obrączkę na ręce, więc przywłaszczył ją sobie.
Po paru latach Iśmidum siedział sobie nad jeziorem i podrzucał swą ukochaną obrączkę, która nagle wpadła mu dom wody. Niewiele myśląc rzucił się za nią, ale nie potrafił pływać, więc zakończył swe życie.
Wszyscy ludzie z jego królestwa opłakiwali... obrączkę która podobno była cudowna, kiedy rzuciło się ją do gorącej wody pojawiały się na niej dziwne znaki, a kiedy włożyło się ją na palec znikało się!...
Gandi przerwał czytanie i wyleciał z biblioteki jak oparzony (o mało karku nie złamał).
Po trzech godzinach był już w Tag Send.
- Witaj Gandi! - przywitał go Lodo.
- Gdzie jest obrączka?
- Obrączka? A! Ta od Aliba! Masz! - Lodo wręczył Gandiemu obrączkę, a ten wrzucił ją do garnka z gotującą się wodą.
- To woda na jajka! - jęknął nistołek.
Szarak nie odpowiedział, wyciągnął obrączkę za pomocą łyżki z wody, i rzekł:
- Weź ją.
- Zgłupiałeś?! Pewnie cholernie gorąca!
- BIERZ! - wrzasnął Gandi, a Lodo go posłusznie wziął.
Obrączka okazała się chłodna, ale to nie to zdziwiło Loda.
- Tu coś pisze! - wrzasnął przerażony.
- Co pisze?
- Jakaś głupota...
- Czytaj! - rozkazał Gandi.
- Nie!
- A to dlaczego?
Lodo zaczerwienił się i wyszeptał:
- Nie potrafię.
- Ech, ty nieuku! - westchnął Gandi. - Pokaż obrączkę! - posłusznie podał mu ją, a ten przeczytał:
- "Hazard wszystkim rządzi,
Hazard jest najlepszy,
Hazard jest cool."
- Co?
- To obrączka Szałwkonie!
- Kogo?
Gandi opowiedział Lodowi historię obrączki, a ten jęknął:
- Rany boskie! Co robić?!
- Muszę jechać do mojego kumpla i go o to zapytać. Ty idź do Bee, i szukaj mnie w barze "U opitego mustanga".
- Dobrze... Ale ja się boję iść sam!
- Ech... weź ze sobą Mama, i tych łobuzów Pipiego i Mariana. Przypomnij im że muszą mi oddać pieniądze!
****
Czwórka nistołków była coraz bliżej Bee.
Szli sobie drogą prowadzącą do tej cichej mieściny, gdy usłyszeli za sobą przeraźliwy huk, więc natychmiast odwrócili się.
Zobaczyli jakiegoś faceta w długim płaszczu koloru sraki... eee przepraszam - khaki. Leżał u kopyt konia o czarnym kolorze. Nie zobaczyli twarzy nieznajomego, bo ten miał kaptur naciągnięty na nią.
- Cholera, dlaczego nie uważałem za lekcjach jazdy konnej! - powiedział do siebie.
- Co pan tu robi? - zapytał Mam.
- I kim pan jest? - dodał Marian.
- Kim jestem? - powtórzył nieznajomy i wstał - Jestem wędrownym hazardzistą, jednym z 9 hazardzistów zwanych przez wszystkich Zbólami! I szukamy... poczekajcie... - wyjął z kieszeni kartkę i przeczytał:
- Czterech nistołków: Mama, Mariana, Pipiego i przede wszystkim Loda Grzybinsa.
Znacie ich?
- Znamy - przytaknął Marian. - To my. Ale nie wiemy gdzie poszliśmy. Poszukaj nas w Hi-He.
- Dzięki! Już tam jadę! - wykrzyknął szczęśliwy Zból i wskoczył na konia.
- Złapię ich! Ale super!... Gdzie leży Hi-He?
****
3 godziny później nistołki były już w barze "U opitego mustanga".
Niestety Gandiego nigdzie nie było. Postanowili poczekać na niego i skorzystać z tego z czego słynie każdy bar czyli alkoholu. Lodo szukał wzrokiem Szaraka, ale go nigdzie nie dojrzał. Zobaczył natomiast faceta w brązowym płaszczu, z naciągniętym kapturem na głowę. Facet z zapałem obgryzał paznokcie.
Nagle zadławił się własnym paznokciem, i kaszlał przez dobre pięć minut.
Zaciekawiony Lodo podszedł do barmana i zapytał:
- Co to za facet tam siedzi?
- Ten co obgryza paznokcie?
- Tak, ten.
- To jeden z Wartowników, wszyscy wołają na niego Obierka.
- Obierka? Dlaczego tak?
- Bo jak był konkurs na obieranie ziemniaków to zajął pierwsze miejsce.
- A-ha...
- A teraz zrobię striptiz! - wrzasnął nagle Pipi i wskoczył na stół.
- Pipi! Złaź! - prosił go Marian.
- Nigdy! - usłyszał w odpowiedzi.
- Pipi złaź natychmiast! - wrzasnął Lodo, ale Pipi go nie słuchał - Dobrze! Rób sobie striptiz, ale ja nie będę się wstydzić za ciebie! - po tych słowach zniknął.
Oczywiście zniknął za pomocą obrączki. Pod drzwiami wyjściowymi ściągnął ją z palca; wtedy ktoś go chwycił za ramię i zaciągnął do jednego z pokoi.
- Nie gwałć! - pisnął Lodo.
- Dlaczego wszyscy uważają mnie za zboczeńca? - jęknął porywacz i wybuchnął płaczem.
Lodo podniósł głowę i zobaczył płaczącego Obierkę, trochę żal mu się go zrobiło więc powiedział:
- Przepraszam cię, nie chciałem cię wziąć za zboczeńca.
- Nie szkodzi! - Wartownik natychmiast się rozpromienił. - I tak nim jestem. Tak przy okazji - nazywam się Paragon.
- A ja Lodo.
- Wiem. Nie czas teraz na rozmowy. Pozbieraj swoich przyjaciół i wyruszamy w drogę do Gnijwendell.
- Ale Gandi...
- Gandi nie przyjdzie!
- Jesteś wróżbitą, czy co?
- Zbóle cię poszukują! Musimy iść!
****
Cztery nistołki i jeden luć wędrowali przez wrzosowiska, lasy i łąki aby dostać się do Gnijwendell.
Pewnego wieczora Paragon oświadczył:
- Idę szukać czegoś do jedzenia, wy idźcie spać. - po tych słowach znikł w krzakach.
Nistołki starały się zasnąć, ale wszystkie były za bardzo głodne aby to uczynić.
Nagle z krzaków wyskoczył ich znajomy Zból i powiedział z wyrzutem:
- Okłamaliście mnie!... Ale ja, wam wybaczam i na zgodę daję wam tego grzyba. - po tych słowach wyciągnął z kieszeni fioletową pieczarkę.
Lodo nie wytrzymał - rzucił się na Zbóla, wyrwał mu pieczarkę i zjadł z wielkim smakiem.
- Pycha - stwierdził, lecz zaraz zmienił zdanie - zrobił się zielony na twarzy i padł na ziemię.
- Ha! Ha! Ha! - zaśmiał się mściwie hazardzista, a z krzaków wyskoczyły pozostałe Zbóle.
- Dranie! Co mu zrobiliście?! - zapytał zapłakany Mam.
- Zjadł Pieczarkę Hazardu! Wkrótce stanie się jednym z nas! - wykrzyknął jeden z hazardzistów i zaczął się śmiać, ale zaraz przestał bo dostał czymś w głowę.
Każdy pozostały Zból też dostał w łeb.
- Co to? - wykrzyknął jeden.
- To ja! - z krzaków wyskoczył Paragon i nieprzerwanie ciskał kamieniami w Zbóle.
- Wiejmy! - wykrzyknął jeden z debów i uciekł (a za nim reszta).
- Co robić? Co robić? - pyta zrozpaczony Pipi.
- Musimy go zanieść do Gnijwendell. Tam mu pomogą.
- Zagramy w makao? - zapytał nagle Lodo.
- Musimy się spieszyć - stwierdził wartownik. - W jego ciele rozprzestrzenia się duch hazardu! - po tych słowach wziął Loda na ręce i zaczął biec (a nistołki za nim).
****
Biegli ponad godzinę, wszyscy czuli że Zbóle są gdzieś blisko i zamierzają dopaść Loda.
- Grzyby! Świeże grzyby! Sprzedaję grzyby! - usłyszeli nagle głos zza drzew.
- Kto tam? - zapytał Paragon.
- Witaj Paragonie! Ile to lat? - usłyszał w odpowiedzi.
- Tawerna? To ty?
- A kto inny? - z drzew wyłoniła się jelnfka siedząca na czarnym koniu, z koszem pełnym muchomorów.
- Co cię sprowadza w te strony? - zapytała.
- Nistołek od Gandiego - odpowiedział wartownik i spojrzał nerwowo na Loda, po czym dodał - Źle z nim.
- Mam pomysł! - wykrzyknął Mam. - Pani Tawerna zawiezie Loda na swym koniu do Gnijwendell!
Nikt nie odpowiedział na wesoły okrzyk Mama, wszyscy wciąż milczeli.
Nagle Tawerna zawołała:
- Mam pomysł! Zawiozę Loda na swym koniu do Gnijwendell!
- Jesteś genialna! - stwierdził Paragon.
- Hej, przecież przed chwilą powiedziałem to samo! - zauważył Mam.
Marian spojrzał groźnie na Mama i stwierdził:
- Jesteś zazdrosny że pani Tawerna wymyśliła coś mądrzejszego od ciebie!
- Wcale nie! - jęknął Mam. - Ja naprawdę...
- Nie ma czasu na kłótnie! - wykrzyknął Paragon i położył Loda na koniu Tawerny.
- Uważaj na siebie! - rzucił w stronę jelnfki.
- Dobra, dobra - odpowiedziała mu. - Daruj sobie te czułości - dodała i już chciała wskoczyć na konia, gdy Lodo nagle z niego zeskoczył i powiedział:
- Jaki ładny dziś dzionek! - po tych słowach przeniósł wzrok na Tawernę i dodał - Ty śliczna, zagramy w rozbieranego pokera?
- Jak śmiesz! - wykrzyknęła jelnfka i uderzyła Lodo w nos (ten natychmiast stracił przytomność).
- Chyba mu rozwaliłaś nos! - wykrzyknął Pipi.
- Nieważne - wzruszyła ramionami i wskoczyła na konia. - Jadę! Będę na was czekać w Gnijwendell!
- Ty, Tawern
- Co znowu Paragonie?
- Jedziesz bez Loda?
- Upss...
****
Koń jelnfki galopował ile sił w kopytach, starając się zgubić Zbóli podążających za nim. Sama Tawerna wcale nie zwracała sobie głowy pościgiem - dla niej to była świetna zabawa.
- Uuuuuaaaaa - ziewnęła. - Jakież to nudne! - po tych słowach wyciągnęła miecz z pochwy i zaczęła nim machać na wszystkie strony (dla zabawy oczywiście). Nagle jeden z Zbólów zbliżył się do niej i już wyciągał rękę po Loda... w tym momencie spadł z konia. Oczywiście nie spadł przez przypadek - Tawerna tak "zręcznie" wymachiwała mieczem, że Zból dostał w dziób i padł na ziemię.
- Łee to nudne! - jęknęła ponownie Tawerna, i w tym momencie poczuła ogromną pustkę w żołądku, więc wyjęła z kosza banana i zaczęła spokojnie zajadać.
Kiedy skończyła jeść, wykrzyknęła:
- Gnijwendell! Nareszcie!
Rzeczywiście - Gnijwendell było już blisko - koń Tawerny musiał tylko przekroczyć płytką rzeczkę. Po paru minutach była po drugiej stronie potoczku i zatrzymała konia.
- Nareszcie w domu! - westchnęła.
BACH! - rozległ się nagle głośny huk za plecami jelnfki. Tawerna odwróciła się i zobaczyła... Zbóle leżące na środku rzeczki powalone... skórką z banana którą ona wyrzuciła!
- Jeszcze się zobaczymy! - wykrztusił jeden z Zbóli.
- Naprawdę?! - ucieszyła się, i dodała - Nie mogę się doczekać! - po tych słowach skierowała konia w stronę zamku swojego ojca.
****
Lodo otworzył oczy i zobaczył nad sobą uśmiechniętą gębę Gandiego.
Ale Lodo nie był zadowolony, usiadł na łóżku i wrzasnął:
- Gandi! Gdzieś ty do jasnej (albo ciemnej) cholery był?! Wiesz co się stało kiedy ciebie nie było?!
- A...ale...
- Daj mi skończyć! Po pierwsze - jakiś debil zwany Zbólem o mało mnie nie złapał; po drugie - Pipi chciał zrobić striptiz! Po trzecie - Paragon o mało mnie nie zgwałcił! Po trzecie...
- Trzecie już było.
- To czwarte! Po czwarte - zjadłem jakiegoś paskudnego grzyba; po piąte - umierałem z głodu! (Przez to zjadłem tego paskudnego grzyba.) Po szóste... hym... yy... jakby to powiedzieć... nie mam pomysłu...
- Mogę już mówić?
- Tak, mów.
- Kiedy opuściłem Hi-He skierowałem się do Szurmana Białasa. (Strasznie szura staruszek!) Opowiedziałem mu o twojej obrączce, a ten zaproponował mi grę w chińczyka - jeśli on wygra przejdę na stronę zła, jeśli ja wygram będziemy razem walczyć o dobro.
- I kto wygrał?
- Oczywiście że ja. (Oczywiście oszukiwałem, ale nieważne.) Szurman powiedział że wejdziemy na szczyt jego domu i tam będziemy świętować zwycięstwo. Tak też zrobiliśmy. Białas był bardzo miły, więc puścił mnie pierwszego. Kiedy wlazłem na szczyt, debil zamknął za mną drzwi i oświadczył że, zamierza zawładnąć Śródstopiem!
- To dlatego nie przyszyłeś! Ale jak się stamtąd wydostałeś?
- Izi. Białas zapomniał o mojej lasce, która potrafi też być latającą miotłą!!!
- Ale bajer! - wykrzyknął zachwycony Lodo.
- Oczywiście, że bajer! Specjalnie kupiłem w "Bajer-Shopie"!
- Ach, Gandi, ty mnie zawsze zadziwiasz!
- Naprawdę?
- Of kors!
- W takim razie dziękuję za komplement!
****
Tymczasem w ogrodzie jelnfa Wrząda jego córka Tawerna i Paragon wybrali się na potajemną schadzkę.
- Czy pamiętasz co ci kiedyś obiecałam? - zapytała jelnfka.
- Yy... y... - jęknął Paragon, który nie pamiętał obietnicy Tawerny.
- To co pamiętasz? - ponownie go zapytała.
"O nie! - pomyślał przerażony wartownik. - Nie pamiętam! Co robić? Niech ktoś mi pomoże!"
Pomoc pojawiła się nieoczekiwanie - z zasięgu wzroku Paragona znikł ogród i Tawerna, a pojawił się jakiś gościu z siwizną na głowie i siedząca za nim publiczność.
- Witam w programie "Milionerzy"! - wykrzyknął gościu. - Nazywam się Hubert Urbański i mam przyjemność z...
- Paragonem
- Z Paragonem! Witam! Paragonie grasz o cenną nagrodę! Aby ją wygrać musisz odpowiedzieć na pytanie... Jesteś gotowy?
- Chyba tak.
- To zaczynajmy! Uwaga, czytam pytanie:
Co ci kiedyś obiecała Tawerna?
A - że odda ci swoją kolekcję motyli;
B - że nauczy się na pamięć całego "Pana Tadeusza" tylko dla ciebie;
C - że stanie się dla ciebie śmiertelniczką;
D - to pytanie podchwytliwe, nic ci nie obiecała.
Co wybierasz? A, B, C czy D?
- Nie wiem!
- Masz 3 koła ratunkowe - telefon do przyjaciela, pytanie do publiczności i pół na pół.
- Biorę pytanie do publiczności.
- O.K.! To pytanie kieruję do was - Co Tawerna obiecała Paragonowi? Macie 4 propozycje - A, B, C lub D. Którą wybieracie?
Przez pół minuty między publicznością trwała cisza (wszyscy zastanawiali się co wybrać - pytanie dla Paragona było trudne), aż wreszcie prowadzący wykrzyknął:
- Mamy wyniki! 1% dla odpowiedzi A, 4% dla odpowiedzi B, 94% dla odpowiedzi C, 1% dla odpowiedzi D. Którą odpowiedź wybierasz?
- Odpowiedź C...
- Mam zaznaczyć?
- Tak...
- Jesteś tego pewien?
- Tak.
- Masz jeszcze dwa koła ratunkowe, naprawdę chcesz to zaznaczyć?
- TAK!
- To zaznaczamy... Eeee... Paragon... Nie wiem jak ci to powiedzieć...
- Nie zgadłem?
- Wręcz przeciwnie! Wygrałeś! Gratulacje!
- Super! Ale co wygrałem?...
Hubert nie odpowiedział na pytanie Paragona, bo razem z publicznością znikł, a na jego miejscu pojawiła się Tawerna i ogród jej ojca.
- To co? Pamiętasz czy nie? - zapytała niecierpliwym głosem.
- Oczywiście że pamiętam! Obiecałaś mi odpowiedź C!
- Co?!
- Yy... obiecałaś mi że staniesz się dla mnie śmiertelniczką, prawda?
- A więc jednak pamiętasz! Jesteś wspaniały!
****
Następnego dnia w Gnijwendell odbyło się spotkanie, na którym uczestnicy spotkania mieli uzgodnić co zrobić z obrączką.
- Drodzy przyjaciele... - przywitał wszystkich Wrząd. - Na dzisiejszym spotkaniu będziemy omawiać sprawę obrączki...
- Jakiej obrączki? - wtrącił nagle tępo Bolo-milek. - Ślubnej? Czy ktoś się żeni? Bo jeśli nikt się nie żeni, to możecie mi ją dać. Ja kolekcjonuję obrączki... - tu facio przerwał, a dokładnie to przerwał mu nagły atak kaszlu karłoluda powszechnie zwanego Milim.
Kiedy Mili się uciszył Wrząd ponownie przemówił:
- Drogi Bolo-milku, nie mogę dać ci tej obrączki...
- Dlaczego? - zapytał zasmucony Bolek.
- Dlatego że ta obrączka ma właściciela!
- Kogo?
- Wielkiego Szałwkonie.
- Chciałeś powiedzieć Wielkiego Brata, tak?
- Nie! W-I-E-L-K-I-E-G-O-S-Z-A-Ł-W-K-O-N-I-E!
- A kto to taki? Zapytał nagle Alibo (który od pewnego czasu mieszkał z jelnfami).
- Ech... - westchnął Wrząd. - To potężny gość który opanuje całe Śródstopie jeśli zdobędzie obrączkę.
- SUPER! - wykrzyknął nagle Bolo-mil i wszyscy zwrócili swe oczy ku niemu.
- Co w tym superowego? - zapytał Lodo.
- To że możemy zniszczyć wszystkie worki!
- CO? - zdziwił się Wrząd.
- Nadal nie rozumiem - stwierdził młody Grzybins.
- Skoro ta obrączka jest taka potężna to użyjmy jej!
- Zgłupiałeś do reszty - stwierdził Paragon.
- Ja? - oburzył się Bolek.
- Przecież nie ja!
- Ty chłystku! - wykrzyknął oburzony Bolo-mil.
- Nie nazywaj go tak! - wykrzyknął jeden z jelnfów i zerwał się z krzesła - To Paragon syn... yy... tego... no... jak mu tam... - zamilkł na chwilę, po czym zapytał szeptem:
- Jak się twój ojciec nazywa?
- Ka... - podpowiedział mu wartownik.
- Aha! To Paragon syn Kasy Pancernej! - wykrzyknął dumnie, a między pozostałymi członkami zebrania zapanowała cisza jak makiem zasiał.
- Kogo? - zapytał zdziwiony Mili.
- No Kasy Pancernej! Prawda Paragonie?
Paragon przecząco kiwnął głową i wyszeptał:
- Fi...
- Aha! To Paragon syn Kasy Fiskalnej!
- A teraz to wiem kogo... ZARAZ! Ten chłystek to syn Kasy Fiskalnej?
- Taa... i twój król! - wykrzyknął zadowolony jelnf, po czym usiadł.
Bolo-milek spojrzał na Paragona, po czym usiadł, bo nie wiedział co powiedzieć.
- ...A więc... - westchnął Wrząd. - Kto zniszczy obrączkę?
Przez pięć minut wszyscy milczeli, aż wreszcie karłolud Mili wstał i oświadczył:
- Ja to zrobię! - po czym pochwycił topór swego ojca (który siedział obok niego). Jednakże topór był niezwykle ciężki i Mili nie potrafił go podnieść.
- Yy... to go raczej nie zniszczę - stwierdził i usiadł na krześle.
- I tak byś go nie zniszczył - powiedział ten sam jelnf który przed sześcioma minutami oświadczył wszystkim, że Paragon jest synem Kasy Fiskalnej.
- A to dlaczego? - zapytał wojowniczo karłolud.
- Bo... no bo... yyy... cholera... zapomniałem... ale tej obrączki nie da się zniszczyć zwykłą bronią!
- A to skąd wiesz?
- Intuicja.
- Jelnf i intuicja? Chyba żartujesz!
- Jednak Legoland ma rację - wtrącił się do rozmowy Wrząd. - Obrączkę można zniszczyć tylko w jeden sposób...
- Widzisz! - wykrzyknął zadowolony Legoland. - Ja ZAWSZE mam rację! Słyszałeś? Zawsze - zawsze - zawsze - zaw...
- Dasz mi dokończyć czy nie?! - wykrzyknął nagle Wrząd któremu nagle puściły nerwy.
- Już jestem cicho - odpowiedział mu zgorszony Legoland.
- To dobrze... A więc Legolandzie na czym skończyłem?
Jelnf nie odpowiedział.
- Legolandzie! Pytam się ciebie!
- Miałem siedzieć cicho - stwierdził Legoland.
- Ale mógłbyś mi odpowiedzieć!
- Dobra, dobra - skończyłeś na zniszczeniu obrączki.
- Aha - obrączkę można zniszczyć na Górze Znudzenia...
- Dlaczego właśnie tam? - zapytał Pipi.
- Bo tam znajduje się olbrzymi piec w którym wiecznie płonie ogień.
- A co to za piec? - tym razem zapytał Mam.
- To pozostałość z budynku jubilerskiego w którym dawno temu wyrobili obrączkę. Tylko w ogniu tego pieca można go zniszczyć!
- Aha... - powiedział za wszystkich Marian.
- A więc... kto zniszczy obrączkę? - zapytał Wrząd.
Wszyscy natychmiast umilkli.
- W takim razie ciągniemy losy! Pięć krótkich losów uformuje drużynę! Osoba która wyciągnie najkrótszy los będzie opiekunem obrączki i wyruszy z pozostałą czwórką do Ugoru aby go zniszczyć.
Rozpoczęło się ciągnięcie.
Najkrótsze losy wyciągnęli Mili, Legoland, Pipi, Bolo-milek i Lodo.
Naj - naj - krótszy los wyciągnął Lodo, i to on nadal będzie się opiekować obrączką.
Wrząd uśmiechnął się, i powiedział:
- Oto Drużyna...
- Co?! - wykrzyknął Paragon. - Drużyna beze mnie? Idę z wami!
- Ja też! - wrzasnął Mam.
- I ja! - wykrzyknął Marian, tak głośno że obudził śpiącego na krześle Gandiego, który zerwał się i zapytał:
- Co się stało? Co? Jak?
Wrząd spojrzał na Szaraka i rozpromienił się:
- Gandi, jak wspaniale że się do nich przyłączysz.
- Ale...
- Od dzisiaj jesteście Drużyną Obrączki...
- Raczej Hazardzistów - stwierdził Marian.
- A to dlaczego? - zaciekawił się jelnf.
- Bo drużyna powstała za pomocą hazardu.
- Mądre spostrzeżenie nistołku Marianie... Od dzisiaj jesteście Drużyną Hazardzistów! - ogłosił Wrząd uroczyście.
- Ale o co chodzi? - zapytał Szarak.
****
- Masz. Prezent na drogę - oświadczył Alibo i wręczył Lodowi miecz i kolczugę.
- Dzięki! Nie wiedziałem że posiadasz takie bajery!
- Te bajery ukradłem... znaczy się znalazłem podczas swej wędrówki!
"Ech ty stary kleptomanie!" - pomyślał Lodo, po czym zapytał:
- Czy są magiczne?
- Szą! Miecz nazywa się "Igiełka" który świeci niebieskim światłem, a kiedy wróg jest w pobliżu natychmiast gaśnie! Natomiast kolczuga jest wykonana z Zgrzythilu. Jest lekka jak smocze łuski i twarda jak piórko...
- Alibo...
- Co znowu?
- Czy nie powinno być na odwrót?
- Co na odwrót?
- No, z tym mieczem i kolczugą.
Alibo milczał przez chwilę, aż wykrzyknął:
- Rzeczywiście! Ta skleroza!
****
Następnego dnia drużyna wyruszyła w podróż za 7 górę, za 7 rzekę... eee... to nie ta opowieść! Przepraszam!
Następnego dnia drużyna wyruszyła w podróż do Ugoru.
Po tygodniu wędrówki przed Gandin pojawił się dylemat.
- Co robić? - zapytał sam siebie. - Co robić? - zaraz powtórzył pytanie.
- Co się stało Gandi? - zapytał Bolo-milek.
- Nie wiem jaką drogę wybrać...
- A jakie drogi masz do wyboru?
- Możemy przejść Przełęczą Alewrzask, lub przez Kopalnię Marję... Co robić?
- To proste! - wtrącił się do rozmowy Paragon. - Wystarczy ciągnąć losy! Krótszy los oznaczać będzie przełęcz, a dłuższy kopalnie.
Tak też zrobili - wartownik wziął do ręki dwa patyki i kazał Gandiemu wyciągnąć jeden. Gandi wyciągnął krótszy.
- Przełęcz Alewrzask... - westchnął, po czym dodał nieco żywiej - Idziemy!
****
Wędrówka przez przełęcz była nudna i monotonna.
Wszyscy mieli jej już dosyć.
- Cholerra! - zaklnął szpetnie Mam. - Zimno mi!
- Dlaczego klniesz tak szpetnie Mamie? - zapytał Marian.
- Jak mam nie klnąć, skoro zimno tu jak w lodówce!
- Lodówka? Co to jest lodówka?
- Nie mam pojęcia!
Tymczasem Bolo-milek zapytał Loda:
- Pewnie fajnie jest nosić taką fajną obrączkę, prawda?
- Tak se... - odparł Lodo.
- Lodo, czy ty wiesz że ja mam kolekcję obrączek?... DUŻĄ kolekcję obrączek.
- Fajnie - stwierdził Grzybins.
Bolek nie odpowiedział bo nagle Legoland wszystkim oświadczył:
- Albo jestem głuchy... Albo słyszę głos jakiegoś dziadka... Albo się mylę!
- Nie mylisz się! - jęknął zrozpaczony Gandi. - To Szurman! Domyślił się, że oszukiwałem i mści się za przegranego chińczyka!
- Oszukiwałeś?! - zapytał oburzony Paragon.
- Musiałem! - wrzasnął na swą obronę Szarak.
- Postąpiłeś jednak nie honorowo - stwierdził wartownik.- Nie dziwię się, że Białas się teraz mści!
- Ten cały Białas dziwnie się mści - stwierdził Pipi. - Ja bym na jego miejscu wynajął jakiegoś płatnego zabójcę, czy coś takiego. A ten drze się w niebo głosy, i myśli że dzięki temu się zemści.
- Ta zemsta i tak jest straszna - stwierdził Legoland i spojrzał w niebo, a reszta za nim.
- O cholera! - ponownie zaklnął Mam na widok ciemnej gradowej chmury.
- Tylko nie to! - jęknął Lodo.
Gandi westchnął i podniósł swoją laskę, której górny trzonek zamienił się w parasol, który zakrył jego i nistołków.
Mili sprawdził czy ma hełm na głowie (oczywiście go miał), po czym uśmiechnął się zadowolony z tego, że ma ochronę przed gradem.
Bolo-mil ściągnął puklerz z pleców (który zawsze nosił dla szpanu) i podniósł go nad swoją głowę. Paragon naciągnął kaptur na twarz. Tylko Legoland nie miał czym zasłonić głowy. Na początku nie wiedział co robić, stał jak wryty i oczekiwał pomocy od innych (której oczywiście nie dostał).
Po chwili jednak rozpromienił się - skoczył ku Gandiemu, któremu zerwał kapelusz i włożył na swoją głowę.
- Kradzieju! - wrzasnął Szarak. - Oddawaj kapelu... - końcowe słowa czarodzieja zagłuszył grad który niespodziewanie spadł z nieba.
Po dziesięciu minutach grad przestał padać.
- Już koniec... - westchnął Marian. - Jak dobrze!
- To wcale nie koniec - oświadczył jelnf. - Znowu słyszę wrzaski Białasa.
- Następna nawałnica będzie dłuższa! - ostrzegł Gandi. - Musimy iść!
- Ale gdzie? - zapytał Paragon. - Jeśli dalej będziemy szli przełęczą, to Białas nie da nam spokoju!
- Możemy iść Kopalnią Marją! - wykrzyknął karłolud. - Mój kuzyn Gnali na 100% nas przyjmie!
- Tak! - jęknął błagalnie Lodo. - Chodźmy kopalnią! Gandi proszę, zgódź się!
- Dobra... idziemy kopalnią...
****
Drużyna zatrzymała się przed bramą Marii.
- "Powiedz hasło i wejdź" - przeczytał czarodziej i parsknął śmiechem. - To łatwe! Hasło!
Drzwi nie otworzyły się...
- Co to? - zdziwił się. - Myślałem...
- Nie ważne co myślałeś - wtrącił Bolo-mil. - To hasło jest złe! Wmyśl prawidłowe! I to szybko!
- A co ja jestem?! - oburzył się Gandi. - W sekundę tego nie wymyślę!
- D-d-d-d-d-d.... d-dobrze by było! - jęknął Mam. - P...patrz co wychodzi z pobliskiej sadzawki!
- O rany! - wykrzyknął Szarak na widok potwora powoli zmierzającego w ich stronę.
Stwór był dziwny - wyglądał jak olbrzymi work, który zamiast łapsk miał olbrzymie nożyce!
- Gandi proszę! - pisnął Marian. - Wymyśl coś!
- Przecież w pięć minut nie wymyślę hasła! Drzwi nie otworzą się, kiedy powiem np. sezamie otwórz się! - w tym momencie drzwi otworzyły się.
- Do windy! - rozkazał Szarak.
Wszyscy zgodnie wskoczyli do windy, która zaczęła powoli zjeżdżać w dół...
Nagle szybkość windy diametralnie się zmieniła - zaczęła zjeżdżać z niebezpieczną szybkością!
- Gandi co się dzieje? - zapytał Lodo, który jak reszta drużyny trzymał się barierek przyczepionych po bokach pomieszczenia.
- To ten stwór! Przeciął linę windy!
Lodo nie zdążył odpowiedzieć, bo winda spotkała się z ziemią, i roztrzaskała się!
Po pięciu minutach ciszy Gandi wstał i zobaczył... nic nie zobaczył.
- Cholera, jak ciemno! - zaklnął i wydobył z kieszeni żarówkę, którą wkręcił do swojej laski, ta natychmiast zapłonęła jasnym światłem.
- Oki - powiedział do siebie czarodziej, po czym dodał - Hej! Żyjecie?
- Właśnie się nad tym zastanawiam - usłyszał jęk Loda.
- Ja umarłem - zameldował Marian.
- Ja chyba też - zgodził się z Marianem Pipi.
- Ja uważam że jestem w innym świecie - oświadczył Bolek.
- Tak? W jakim? - zaciekawił się Legoland.
- Jestem tam? - zapytał Paragon.
- Nie widzę cię - odpowiedział Bolo-mil.
- A ja? Ja w nim jestem? - dopytywał się Mili.
- Czyli wszyscy cali - stwierdził Gandi.
- Błąd. Mam leży, jak leżał - powiedział beztroskim głosem Pipi.
- O nie! - jęknął przeraźliwie Gandi.
- Spoko - moko! - zawołał Lodo. - Zaraz go obudzę! - po tych słowach pochylił się nad Mamem i wrzasnął mu do ucha:
- ŚNIADANIE!
- Co śniadanie? Już wstaję! - nistołek zaraz był na nogach.
- Skuteczny sposób budzenia - stwierdził Szarak, po czym spojrzał na zegarek i jęknął:
- Jak późno! Szybko! Wszyscy wstawać! Idziemy dalej!
****
Drużyna długo wędrowała przez różne korytarze, poszukując wyjścia
z Marji.
- Jestem ciekawy, gdzie się podział mój kuzyn i reszta karłoludów - zastanawiał się głośno Mili.
- Czas pokaże - oświadczył Gandi i zatrzymał się - stał przed trzema bramami. Każda z nich była zasłonięta kurtyną (lub zasłoną - jak kto woli).
Kurtyna bramki nr.1 miała kolor czerwony, bramka nr.2 była żółta, a nr.3 była zielona.
- Którędy teraz? - zapytał Paragon.
- Sęk w tym że nie wiem...
- Jak to?
- Nie pamiętam tego miejsca...
****
Gandi od ponad godziny zastanawiał się którą bramkę wybrać. Reszta drużyny siedziała za Gandim i czekała na to, że czarodziej sobie przypomni właściwą bramkę.
Tylko Lodo nie siedział z nimi. Spacerował sobie nad przepaścią i zaglądał w ciemność. Nagle coś zobaczył! Jakieś dziwne stworzenie wspinało się do góry, najwyraźniej zmierzało w ich kierunku!
Wtem poślizgnęło się i spadło na sam dół.
- Cholera! - jęknęło. - To już trzeci raz!
Wystraszony Lodo podbiegł do Gandiego i pisnął:
- Tam coś jest! Na dole!
- To Mlum.
- Mlum? TEN Mlum?
- Tak. Śledzi nas od początku naszej podróży.
- NAPRAWDĘ?!
- Tak
- Rany, Gandi! Szybko wybierz właściwą drogę! Ja się boję!
- Dobra, dobra. Idę na całość. Wybieram bramkę nr.2!
Bramka nr.2 okazała się właściwą - przed drużyną pojawił się korytarz prowadzący do ogromnych drewnianych wrót. Gandi z całej siły pchnął je, i otworzyły się z przeraźliwym jękiem.
- Ach! - wrzasnęli wszyscy równo na widok sali przepełnionej szkieletami karłoludów i worków.
- Biedne worki! - jęknął zrozpaczony Mili. - Co te paskudne karłoludy im zrobiły?
- Czy nie powinno być na odwrót? - zapytał Miliego Marian.
- Co...? Ach! Masz rację! Jeszcze raz - biedne karłoludy! Co te paskudne worki im zrobiły?
- Zabiły ich - stwierdził Legoland.
- Co tam gadasz jelnfie? - zapytał karłolud.
- Pytasz co worki zrobiły tym karłoludom, więc odpowiadam - zabiły ich.
- Łaaa... - jęknął z podziwu Mam. - Ja bym na to sam nie wpadł. Jesteś genialny!
- Wiem o ty... - jelnf nie dokończył, bo usłyszał przeraźliwy krzyk Gandiego, który potknął się o kościotrupa i padł na Pipiego, który padł na ziemię i pchnął szkielet, który w ten sposób wpadł do studni(przy której leżał).
- Ty idioto! - krzyknął Gandi w kierunku Pipiego. - Nie dość, że 500 zeta mi wisisz, to jeszcze kłopoty na mnie sprowadzasz!
- Ale to ty...
- I nie zwalaj winy na mnie!
****
Work spał sobie w najlepsze, gdy nagle coś na niego spadło. Powoli otworzył oczy i zobaczył... paskudną czaszkę!
- Du... du-du.. - pisnął, ale nie dokończył.
Przypomniał sobie słynne słowa swojej mamusi:
"Idioto! Ile razy mam ci powtarzać?! Duchów nie ma!"
Work zepchnął z siebie szkielet i zaczął się zastanawiać co on tu, na dole robi.
Nagle go olśniło - złapał za trąbkę i dmuchnął w nią z całej siły.
- Intruzi! Intruzi! Intruzi na pierwszym piętrze Marji! Do ataku!
****
Drużyna Hazardzistów wciąż tkwiła w nieszczęsnej komnacie z studnią i słuchała kazania Gandiego (skierowanego do Pipiego).
Nagle czarodziej ucichł, i szepnął:
- Ktoś tu chyba idzie...
- Idzie tu cały odział worków z jednym tworem - zameldował Legoland. - Słyszę ich od piętnastu minut!
- Od ilu? - zapytał z niedowierzaniem Gandi.
- Od piętnastu - odpowiedział dumnie jelnf.
- Ty idioto! - wrzasnął Szarak. - Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś?
- Bo... bo ty tak pięknie przemawiałeś do Pipiego... - jęknął ze skruchą.
- Naprawdę?
- Oczywiście, że nie!
- A już myślałem... Nieważne! Musimy uciekać! Szybko!
Niestety było za późno. Worki z tworem wpadły do sali.
Rozpoczęła się walka - Paragon i Bolek gonili worki, i starali się któregoś zranić. Legoland nieudolnie strzelał z łuku (parę dni temu nauczył się z niego strzelać), Mili natomiast starał się podnieść swój topór (potrafił nosić go na plecach, ale nie w rękach).
Reszta drużyny siedziała przy ścianie i oczekiwała końca walki.
- Debile! - wrzeszczał Szarak. - Co się guzdrzecie?! Zabijcie wreszcie te worki!
"Łatwo powiedzieć, kiedy cały czas się obija ściany!" - pomyślał ze złością Paragon i zabił kolejnego worka. Nie były one silnymi przeciwnikami, gorzej było z tworem, który był niezwykle potężny.
- Nie pokonają go! - jęknął Lodo. - To już koniec!
Nagle do sali wpadły dwie osoby - rudowłosa dziewczyna i chłopak o ciemnej karnacji skóry (pewnie często chodził do solarium).
- Do boju! - wrzasnęła młoda - Na twora! - po tych słowach wskoczyła na plecy stwora i razem ze swoim towarzyszem zaczęła go atakować.
Po paru minutach twór poległ.
- Ha! - wykrzyknęła. - Zginą wszystkie stwory z Mamro!
Wszyscy (oprócz chłopaka opalonego na brąz) natychmiast umilkli i skierowali na nią swój wzrok.
- Z czego? - zapytał Marian.
- No, z Mamro.
- Z Mamro?
- Tak... yyy... na jakim lądzie się teraz znajdujemy?
- W Śródstopiu.
- W Śródstopiu? - powtórzyła zdziwiona, po czym spojrzała wściekła na swojego towarzysza i wrzasnęła:
- Ty idioto! Pomyliliśmy historie!
- A... ale...
- Mówiłam żeby iść w lewo! Ale ty się uparłeś iść w prawo!
- A... ale... j... a...
- Cicho bądź! Idziemy szukać naszej historii! - po tych słowach ruda wyszła z sali (a chłopak za nią).
Wszyscy przez parę minut stali osłupiali.
Najbardziej zdziwione były worki które stały jak zahipnotyzowane. Gandi skorzystał z oszołomienia worków i wrzasnął:
- CHODU!
****
- Gandi ile jeszcze? Już nie mogę! - jęczał Mam.
- Już widać wyjście! - wykrzyknął Bolek. - Tam za tym mostem!
- Jak dobrze! - pisnął szczęśliwy Lodo. - Zaraz wyjdziemy stąd!
Kiedy drużyna chciała przejść przez most, drogę zagrodziło im olbrzymie zwierze z rogami.
- To Diablo - stwierdził Legoland.
- Nie znasz się - oświadczył Paragon. - To Diavolo.
- Jakie Diavolo? Diablo!
- Diavolo!
- Diablo!
- Diavolo!
Ich kłótnię przerwał sam potwór:
- Nazywam się LALGOG. A wy?
- Lodo Grzybins i Drużyna Hazardzistów. Miło nam.
- Mi też miło. Dokąd zmierzacie?
- Do wyjścia Marji.
- A-ha. Wyjście jest za moimi plecami.
- Wiemy... i... już cię opuścimy! Wybacz, ale bardzo nam się spieszy!
- Nic z tego! Nie puszczę was!
- D... dlaczego?
- Musicie zapłacić cło!
- Ile?
- 1000
- Zeta?
- Przecież nie groszy!
Cała dziewiątka zaczęła gorączkowo przeszukiwać swoje kieszenie.
Niestety, byli bez grosza!
- Co teraz? - szepnął wystraszony Lodo.
- Ja go zajmę, a wy uciekniecie! - powiedział odważnie Gandi, i zapytał Lalgoga - Zagrasz w pokera?
- Jasne! - usłyszał w odpowiedzi.
Kiedy Lalgog i Szarak grali, reszta drużyny przeszła przez most.
Kiedy Paragon chciał otworzyć drzwi wyjściowe, usłyszał przeraźliwy krzyk Lalgoga:
- Kanciarzu! Oszukiwałeś!
- Wcale nie! Nie oszukiwałem!
- Oszukiwałeś! - krzyknął ponownie i tupnął nogą. Tupnął tak mocno, że most zaczął się sypać.
- Most zaraz się zawali! - wrzasnął Gandi. - Uciekajcie! Dogonię was!
Posłusznie opuścili Marję, a czarodziej pomyślał sobie że nie chce mu się za nimi biec i spadł razem z Lalgogiem w ciemność...
****
Kiedy Paragon wybiegł z Marji, odwrócił się i powiedział:
- Kto nie opuścił kopalni bezpieczny, niech podniesie rękę do góry i powie "ja"!
Nikt nie podniósł ręki do góry.
- To wspaniale. Wszyscy przeżyli!
- Gdzie teraz idziemy Paragonie?
- Do Smrodolorien.
I poszli.
****
Drużyna zatrzymała się przed olbrzymim lasem.
- To wejście do Smrodolorien. - poinformował wszystkich Paragon.
- To co? - zapytał Lodo. - Wchodzimy?
- Jeszcze nie.
- Dlaczego?
Wartownik nie odpowiedział, podszedł do wysokiego zielonego dębu i nacisnął guzik znajdujący się na nim.
- Na początku trzeba zadzwonić - poinformował Loda Bolo-mil.
Nagle z krzaków wyszły dwa jelnfy:
- Czego? - zapytał pierwszy.
- Po co? - dodał drugi.
- Chcemy spotkać się z królem Kelekitem i królową Miśmelą.
- Dobra. Za mną.
****
Jelnfy zaprowadziły drużynę, pod pałac króla i królowej. Do wejściowej bramy prowadziły dddłłłuuugaśne schody.
"Nie mówcie mi, że mamy iść tymi schodami... - pomyślał Lodo. - Niech król i królowa sami do mnie zejdą!"
Wtem wrota się otworzyły i pojawiły się w nich dwie postacie jelnfów.
- Co to za debile? - zapytał Mili Paragona.
- To król Kelekit i królowa Miśmela.
Karłolud otworzył usta i milczał, po paru minutach szepnął:
- Ja wcale nie nazwałem ich debilami!
- Rany... - jęknął Pipi. - Ile oni będą jeszcze schodzić?
- Są dopiero na początku schodów - zauważył Marian.
- Taa... - jęknął ponownie Pipi.
- Pięć minut temu też byli na początku schodów - stwierdził Mam.
- Czyli za godzinę będą na dole. - orzekł Bolo - mil.
Nagle królowa potknęła się o swoją suknię i zaczęła koziołkować w dół, razem ze swoim mężem (którego pociągnęła za sobą).
Po paru minutach obydwoje byli na dole.
Król Kelekit natychmiast zerwał się na nogi.
- Wi... witam was w... - nie dokończył, bo ponownie padł na ziemię.
To Miśmela pociągnęła go na ziemię.
- Za co? - zapytał król.
- Nie pomogłeś mi wstać! - warknęła królowa.
- O, pardon - Kelekit ponownie zerwał się na nogi, i pomógł wstać swej żonie.
Kiedy Miśmela była już na nogach powiedziała:
- Witajcie w Smrodolorien!
- Ja to chciałem powiedzieć! - jęknął król.
- Zamknij się - syknęła i spojrzała na drużynę. - Dlaczego jest was ośmiu? - zdziwiła się nagle.
- Gdzie jest Gandi? - zapytał król Kelekit.
- Cholera! - jęknął Paragon. - Zgubiliśmy go!... Ale gdzie?
- Pewnie w Morji - stwierdził Legoland.
- Co teraz? - zapytał Pipi.
- Poczekamy aż przyjdzie do Smrodolorien - odpowiedział Bolek.
- Szarak nie przyjdzie - wtrąciła się do rozmowy Miśmela.
- Jak to nie przyjdzie?
- On umarł...
- Co?! Umarł?!
- Tak. Spadł z Lalgogiem.
- Nawet dobrze, że spadł - powiedział spokojnie Marian, a wszyscy skierowali na niego swój wzrok.
- Dlaczego dobrze? - zapytał Kelekit.
- Bo nie będę musiał mu oddawać 500 zeta za petardę.
- Aha...
****
Tego samego dnia Miśmela zaprowadziła Loda do dużej sali w której znajdował się tylko jeden przedmiot - umywalka z kranem.
- Co to? - zapytał Lodo.
- To umywalka... Kiedy zadasz jej pytanie, to odpowie...
- Naprawdę?
- Tak - królowa przytaknęła nistołkowi, i odkręciła jeden kurek, a z kranu zaczęła lecieć woda.
Kiedy umywalka była po brzegi zapełniona wodą Miśmela zakręciła kurek.
- Pokażę ci, jak to się robi - po tych słowach nachyliła się nad umywalką i zapytała:
- Lustereczko powiedz, kto jest najpiękniejszy na świecie?
- Piękna jesteś Miśmelo jak gwiazda na niebie... - odpowiedziało lustro - Ale sto razy piękniejszy jest wieprz, od ciebie! - dodało złośliwie.
- Co? - wrzasnęła wściekła królowa.
- Żartowałem, żartowałem!
- No... - jelnfka się natychmiast uspokoiła i spojrzała na Loda - Zapytaj lustro...
- O co?
- O co chcesz!
- Dobrze... - nistołek westchnął i podszedł do umywalki. - Lustereczko powiedz mi... czy zniszczę pierścień Szałwkonie?
Lustro milczało przez chwilkę aż odpowiedziało:
- Cholera, nie możesz zadać mi pytania na które znam odpowiedź?
****
Następnego dnia drużyna wyruszyła w dalszą drogę. 20 dnia po opuszczeniu Smrodolorien hazardziści rozbili obóz, ostatni obóz Drużyny Hazardzistów.
- Idę rozprostować kości - oświadczył wszystkim Lodo.
- Czekaj Lodo! Idę z tobą! - wykrzyknął Bolo-mil.
Kiedy byli daleko od obozu, Bolek padł na kolana i jęknął:
- Lodo! Daj mi obrączkę! Proszę!
- Po co ci ona? - zdziwił się nistołek.
- Bo ja mam kolekcję obrączek... DUŻĄ kolekcję obrączek... i... i zżera mnie zazdrość kiedy widzę tą, której nie posiadam!
- Nie mogę! Wybacz! - Lodo chciał uciec, ale Bolo-mil złapał go za nogę. - Puść! - jęknął, ale Bolek go nie słuchał.
Wystraszony Lodo włożył obrączkę na palec i uciekł.
****
Nistołek ściągnął obrączkę, dopiero wtedy kiedy był NAPRAWDĘ daleko od miejsca gdzie zostawił Bolo-milka.
Nagle wpadł na kogoś - to był Paragon.
- Ii iii! - pisnął przerażony.
- Co się stało? Piszczysz jak baba - stwierdził wartownik.
- Bolo-mil... Bolo-mil... - Lodo starał się znaleźć odpowiednie słowo, aż wykrzyknął: - TO KRADZIEJ!
- Wiem
- Wiesz?
- Oczywiście! Wygrałem z nim pokera, i dotąd nie zapłacił!
- Ale nie o to mi...
- 60 zeta! To przecież nie dużo! - wartownik nie dał dokończyć Lodowi.
- Ale nie o...
- Ciągle się wykręca i mówi że zapłaci później!
- Ale...
- Wracajmy do obozu! - rozkazał Paragon, a nistołek posłusznie mu przytaknął.
****
Kiedy przybyli do obozowiska, zastali w nim tylko Mama, Legolanda i Miliego.
- Gdzie jest reszta? - zapytał Lodo.
Cała trójka oderwała się od gry planszowej, zaczęła się rozglądać wokoło.
- Nie ma ich - stwierdził jelnf.
- To wiem. Gdzie oni są?
- Chyba znikneli - powiedział lekko zasmucony Mam.
- Skoro znikneli, to trzeba ich poszukać - powiedział wartownik i dodał - Czy ktoś jest chętny?
Jak łatwo się domyślić, nikt nie był chętny.
Postanowili ciągnąć losy (tradycyjna gra drużyny).
Te osoby, które wyciągną najkrótsze losy, zostaną "oszczędzone", i zostaną w obozie. Najkrótsze losy wyciągnęli Lodo i Mam, którzy z chęcią zostali.
Kiedy trójka "przegrańców" wyruszyła na poszukiwania, Lodo zaczął grać sam ze sobą w grę planszową, a Mam poszedł spać.
****
Tymczasem Pipi i Marian chodzili po lesie i starali się wrócić do obozu.
- Chyba jesteśmy zabłąkani - stwierdził nagle Pipi.
- Ty idioto! - syknął Marian. - Nie mówi się "zabłąkani" a "obłąkani"!
- Aha... w takim razie jesteśmy obłąkani.
- No, teraz mówisz poprawnie.
Nagle z krzaków wylazły stwory podobne do worków, ubrane w szerokie spodnie.
- Yo! - powiedział jeden z nich. - Elo ziomki! Bruds to ja! Ja na gitarze gram!
- Co? - zapytały równo nistołki.
- Czemu się dziwicie leszki? Nie czaicie bazy?
- Co? - ponownie zapytały nistołki.
- Lepiej nie huczcie. - stwierdził Bruds - Nie róbcie olewki z Wrogów-Hali, sług Szurmana Białasa!
- Co? - po raz trzeci spytały nistołki.
- Co za zmulaty! - westchnął Wróg-Hali.
- Nauczmy je rozumu! - wrzasnęły pozostałe stwory i już chciały rzucić się na Mariana i Pipiego, kiedy z krzaków wyskoczył Bolek z mieczem w łapie.
- Nie dotykajcie ich! - powiedział groźnie.
- Patrzcie, bohatera zgrywa! - krzyknął kpiąco Bruds.
- Xeroboy!
- Lama!
- Pozer!
- Wykręt!
Po tych slangowych obelgach stwory rzuciły się na Bolo-milka.
****
- Cholera by to wzięła! - powiedział do siebie Lodo. - Jestem głównym bohaterem tej parodii, a coraz mniej w niej występuję! Muszę coś wymyślić... Wiem! Sam wyruszę w podróż do Ugoru! Chje, chje... Jestem genialny! - po tych słowach wziął plecak z prowiantem, i w podskokach wyruszył w drogę do Ugoru.
- Yy... Lodo gdzie idziesz? - zapytał nagle Mam, a Lodo się zatrzymał.
- Ja?... Do Ugoru.
- DO UGORU? ZGUPIAŁEŚ? NIE PUSZCZĘ CIĘ!
- Mam... wiem, że się o mnie martwisz, ale nie musisz...
- MARTWIĘ? ZGUPIAŁEŚ? MOŻESZ SOBIE IŚĆ GDZIE CHCESZ, ALE NA POCZĄTKU ODDAJ MI KASĘ!
- Jaką kasę?
- 46 zeta!
- Oj... nie mam tyle... oddam ci kiedy indziej!
- Nic z tego! Albo oddajesz teraz, albo idę z tobą!
- ...Niech to! Musisz iść ze mną!
- I dobrze... kiedy idziemy?
- Teraz.
- A może...
- A może co?
- Zostawimy reszcie jakąś wiadomość?
- Dobra. Napisz coś szybko i z sensem.
- A dlaczego ty nie napiszesz?
- Yyy... bo... - Lodo zaczął robić się czerwony. - Bo nie!
- Nieważne, ja napiszę.
- I dobrze.
Lodo nie podejrzewał nawet, że Mam jest na wpół analfabetą.
****
Wrogi-Hali otoczyły Bolo-milka, wszystkie chciały... jego autograf!
- Co jak co, ale moi ziomale bardzo lubią xeroboy-ów, takich jak ty! - stwierdził Bruds.
- Naprawdę? - Bolo-mil był pod wielkim wrażeniem.
- No! A właśnie... mój boss Szurman kazał mi znaleźć wszystkie nistołki w okolicy. Widziałeś jakieś?
- Oczywiście! Tam stoją! - Bolek wskazał na Mariana i Pipiego, którzy wciąż z zdziwieniem obserwowali pierścień fanów wokół facia.
- To? To są nistołki?
- Oczywiście!
Na te słowa Bruds podniósł miecz do góry i wrzasnął:
- Ziomale! Łapać ich!
- Ale co wy robicie? - zapytał Bolek, po czym zemdlał.
Zgoła Bruds całkowicie go olała. Pochwycili Mariana i Pipiego, i wyruszyli w dalszą drogę.
Kiedy Wrogowie-Hali byli już daleko, na polanę gdzie leżał Bolo-mil wpadł Paragon, a za nim Legoland i Mili.
- Bolek! - wrzasnęli równo i podbiegli do leżącego gościa.
- Co mu jest? - zapytał jelnf.
- Stoczył ciężką walkę - stwierdził wartownik. - Chyba tego nie przeżyje...
- Niziołki! - Bolek jęknął - Słudzy Szurmana ich porwali!... - po tych słowach znowu zemdlał.
- Nie żyje! - powiedział zrozpaczonym głosem Paragon.
- Co zrobimy? - zapytał Mili.
- Niedaleko jest rzeka. Wrzucimy go do niej.
Tak też zrobili.
****
Godzinę później cała trójka wróciła do obozu który był... pusty!
- Gdzie jest Lodo i Mam? - zapytał karłolud.
- Nie wiem... zaraz! Tam jest list! Pewnie od nich!
Oto co Mam napisał:
"Ia j lodo jdżeny ko ukoró mie jdżsje sa mani
Mam"
- Co to znaczy? - zapytał Legoland.
- Jeśli dobrze zrozumiałem, to oni poszli sami do Ugoru. - stwierdził wartownik.
- Co teraz robimy Paragonie? - zapytał Mili.
- Idziemy uratować Mariana i Pipiego... obydwoje wiszą mi kasę, którą koniecznie muszę odzyskać.
- Chodźmy więc.
I poszli.
KONIEC CZĘŚCI I
*Dodatek I - List Mama
Ia j lodo jdżeny ko ukoró mie jdżsje sa mani
Mam
Tak jest w oryginale. Oto, co Mam chciał napisać:
Ja i Lodo idziemy do Ugoru. Nie idźcie za nami.
Ten dodatek jest dla osób, które nie zrozumiały hieroglifów Mama.
*Dodatek II - Język Brudsa
Bruds posługuje się slangiem, który postanowiłam na wszelki wypadek wytłumaczyć:
*Elo ziomki! - Cześć koledzy!
*Leszki - Mało sprytni ludzie
*Nie czaicie bazy? - Nie rozumiecie?
*Nie huczcie - Nie denerwujcie mnie
*Nie róbcie olewki - Nie olewajcie nas
*Zmulaty - Idioci
*Xeroboy - Osoba bezmyślnie kogoś naśladująca
*Lama/Pozer - Osoba udająca kogoś, kim nie jest
*Wykręt - Świrus
*Dodatek III - Słowa od autorki (czyli mnie^.^)
Oto pierwsza część mojej parodii. Druga (jeśli w ogóle ją napiszę) będzie się nazywać: "Władca Obrączek - Dwa Kasyna".
Jeśli kogoś rażą przekleństwa zawarte w tekście, to przepraszam i proszę o wybaczenie^-^.
Wszelkie uwagi proszę kierować pod mój adres.
Ten tekst pisałam w pośpiechu, więc bardzo możliwe będą poprzekręcane litery w tekście, za które ponownie przepraszam.
Mam nadzieję że dobrze się bawiliście.
Rinoa Sin
..............Tyle;D.
Gosiak