Filmowo ambitne przedsięwzięcie…
Zainspirowana różnymi artykułami na mojej ulubionej stronie netowej Esensja (z szczególnym wyróżnieniem Trailer Miesiąca i Co na w kinie zagra) postanowiłam co jakiś czas wrzucać na bloga notkę skupiającą się na nadchodzących filmach. Będę je przybliżać, prorokować i mendzić. Tak więc ostrzegam, że będzie strasznie :D. Na pierwszy ogień idą tylko dwa film, bo jestem nieco zabiegana, gdyż kończę pakowanie na festiwal w Jarocinie, a który jutro jadę z Agą. Jak wrócę żywa, to postaram się opisywać po cztery filmy.
The Last Airbender
Ekranizacja pierwszego sezonu hitowego w Stanach (u nas same Zmierzchy, Edzie-pedzie, Haj Skule i Hany Montany dzieciakom w głowach) serialu animowanego inspirowanego japońskimi animacjami pt. Avatar. Nazwa została zmieniona po ostrym sporze reżysera projektu M. Nighta Shyamalana z Jamesem Cameronem, który ostatecznie zwyciężył i także ochrzcił swój nowy projekt (co ciekawe, Avatar Camerona ma premierę wcześniej od Airbendera, a teasera ani widu ani słychu…). Historia po krótce prezentuje się mniej więcej tak – w pewnym świecie istniały cztery nacje – Ognia, Wody, Ziemi i Powietrza. Aby zachować równowagę w każdej z nacji odradzał się Avatar czyli osoba potrafiąca posługiwać się czterema żywiołami i mająca strzec porządku na świecie. Pewnego dnia Avatar przepadł i nacja Ognia wypowiedziała pozostałym nacjom wojnę i stopniowo zaczęła zajmować pozostałe państwa. Po 100 latach rodzeństwo z Wodnego państwa odkrywa w bryle lodu odkrywa zamrożonego chłopca, który okazuje się nikim innym a Avatarem. Teraz Aang (tak się właśnie Avatar nazywa) musi opanować posługiwanie się wszystkimi żywiołami by być gotowym stawić czoła królowi nacji Ognia. Wyrusza więc w podróż z nowymi przyjaciółmi a ich tropem podąża książę Zuko, syn przyszłego przeciwnika Aanga…
Wiąże z tym projektem duże nadzieje. Shyamalan jest reżyserem nierównym, miał w swoim dorobku zarówno dobre filmy jak i filmy słabe. Mam nadzieję, że Airbender będzie należeć do tej pierwszej kategorii. Jak na razie teaser prezentuje się ładnie i widowiskowo, z prorokowaniem poczekam do pierwszego trailera.
Inglourious Basterds
Po udanym dyptyku Grindhouse nakręconym wspólnie z Robertem Rodriguezem, Quentin Tarantino powraca. Tym razem jego film nie dzieje się w obecnych dniach, a podczas II wojny światowej. Fabuła, jak to u Tarantino, prosta jak drut – grupa żydowskich żołnierzy bierze sobie za cel wybicie jak najwięcej nazistów. Proste, ale znając talent Tarantino czekają nas wytryski krwi, twisty akcji oraz cięte dialogi. Pitt na trailerze aktorsko prezentuje się wspaniale i oczekuję kreacji na poziomie równej tej z 12 małp, a jeśli reszta obsady będzie w połowie taka dobra jak on, szykuje się kolejna perełka z pod znaku TaranKina.
Do zobaczenia w przyszłym tygodniu, o ile wrócę :D.
Gosiak