Serialowe podsumowania vol. 7
Dziś nieco odmiennie, bo będę (tak jak w pierwszej odsłonie SP) oceniać serial w całości, a nie poszczególny sezon. Ostrzegam, że trochę się rozpiszę, ale proszę się nie zniechęcać, bo ja ładnie piszę, dlatego niejaki Jaromir K. dał mi za moje teksty 5 i uznał za bardzo dojrzałe (proszę wybaczyć moją próżność, ale musiałam się pochwalić, to silniejsze ode mnie :D).
Carnivàle
Ilość sezonów – 2
Najlepszy sezon – hym… oba!
Najgorszy sezony – nie ma
Od dawna wiem, że seriale HBO są na bardzo wysokim poziomie. W końcu od tej stacji dostaliśmy takie perłki jak: Rodzina Soprano, Seks w wielkim mieście, Rzym czy dość świeże True Blood. Carnivale tylko utwierdziło mnie w przekonaniu o wielkości HBO, a nawet… przekonało, że tworzy seriale nie na bardzo wysokim poziomie, a na ZAJEBIŚCIE wysokim poziomie. Gdy dostajemy serial od HBO możemy się spodziewać ciekawej historii, dobrego aktorstwa i wiele, wiele innych plusów. Nie inaczej jest z Carnivale. Serial dzieje się w latach 30 w USA – dobie wielkiego kryzysu. Poszukiwany za morderstwo, Ben Hawkins, po śmierci swojej matki przyłącza się do wędrownego cyrku. Chłopak ukrywa przed innymi swój niezwykły dar – potrafi uzdrowić swoim dotykiem. Nie wyjawia także treści swoich snów, nawiedzających go co noc. Podobne wizje przeżywa mieszkający w Kalifornii charyzmatyczny kaznodzieja, brat Justin. Bohaterowie początkowo nie wiedzą, że los ich związał z sobą, jednak z czasem odkrywają swoje przeznaczenie, które doprowadzi ich do konfrontacji… Brzmi prosto, ale wierzcie mi na słowo, w serialu jest NIEBO lepiej. A to wszystko zasługa doskonałego scenariusza, który leniwie, a jednocześnie fascynująco posuwa do przodu*, a także zniewalającego klimatu. Klimatu! Co ja piszę, to za mało, żeby opisać to, co się dzieje na ekranie. Już bardziej pasuje słowo „klimacisko”, choć takie, wg słownika Worda nie istnieje :P. A co sprawia, że serial jest tak bardzo klimatyczny? Wszystko! Postacie są zróżnicowane, głębokie i niejednoznaczne, ktoś kto początkowo wydawał się dobry, nagle może okazać się zły, a wróg może niespodziewanie okazać się sprzymierzeńcem. Duża zasługa w tym zarówno scenarzystów, jak i doskonale dobranych aktorów, spośród których prym wiodą Clancy Brown (brat Justin) i Michael J. Anderson (Samson). Duży wpływ na klimat ma także muzyka skomponowana przez Jeffa Beala, twórcę ścieżki dźwiękowej do Rzymu, kolejnego serialu HBO. Na ogół muzyka w serialach jest tylko dodatkiem, by podkreślić, czy na ekranie jest wesoło, smutno czy też strasznie. Po obejrzeniu odcinka, widz o niej kompletnie zapomina. Z soundtrackiem z Carnivale jest inaczej, jest on GENIALNY i można go słuchać równie dobrze osobno, rozkoszując się magią dźwięków. Brawo, panie Beal! A skoro już recenzuję Carnivale, to grzechem będzie nie wspomnieć o doskonałej scenografii, która jest wręcz filmowa, a nie serialowa – dopracowana i bogata w szczegóły. Niestety, to bogactwo kosztowało HBO 2 miliony na jeden odcinek, co zmusiło stację do zakończenia serialu na drugim sezonie. I tu dochodzę do jedynego, moim zdaniem, minusa serialu – jest za krótki. Niby zakończenie trzyma się kupy, ale pozostawia ogromny niedosyt, widać, że scenarzyści planowali coś więcej. Aż żal serce ściska, że nie powstały kolejne sezony! Może jakiś film kinowy? Ładnie proszę i polecam gorąco.
Ocena serialu – 10/10
Gosiak
Ps. Czy przypadkiem J.J. Abrams i inni twórcy Lostów nie inspirowali się Managementem przy tworzeniu postaci Jacoba? Mi się od razu skojarzyli, ale może sobie coś wmawiam:).