Serialowe podsumowania vol. 8
Dobra, od razu przechodzimy do rzeczy :)
Happy Town sezon 1
Aby dobrze opisać i zrecenzować ten serial, musze wymienić kilka innych, więc będzie trochę przydługawy wstęp, proszę o wybaczenie!
Lata 90 przyniosły fanom seriali dwa ważne tytuły. Pierwszy z nich to Miasteczko Twin Peaks Davida Lyncha, który opowiada o tytułowej mieścinie, gdzie została zamordowana młoda dziewczyna, Laura Palmer. Dwa sezony serialu wypełnione były tajemnicami i dziwnymi zdarzeniami budzącymi niepokój widza. Początkowo serial miał wiele widzów, jednak natłoczenie wszystkich dziwactw sprawiło, że ludzi zaczęli mieć dosyć i oglądalność zaczęła stopniowo spadać i w końcu stacja ABC zakończyła serial po drugim sezonie. Dwa lata później stacja FOX zaprezentowała widzom swój nowy serial opowiadający o dwójce agentów FBI zajmujących się dziwnymi i niewyjaśnionymi sprawami, zdającymi się być nie z tej Ziemi. Tak, mowa tu oczywiście o Z archiwum X. Co ciekawe, serial był odwrotnością Miasteczka jeśli chodzi o widownię – w pierwszym sezonie była ona tak niska, że FOX prawie nie go anulowała. Na szczęście, Archiwum dostało szansę i dorobiło się fanów na całym świecie, 9 sezonów i dwóch filmów kinowych. Ciekawe jest to, że i tutaj mieliśmy pokręconą fabułę i masę tajemnic, które zamiast się wyjaśniać, piętrzyły się jedna po drugiej. Rok 2004 przyniósł widzom serial, który śmiało czerpał z wspomnianych wcześniej tytułów i jednocześnie wnosił coś od siebie. Mowa tu oczywiście o kultowych dzisiaj Zagubionych, które na stałe wprowadziły do światka seriali regułę, że im więcej tajemnic tym lepiej. I jeszcze lepiej będzie, gdy będą rozwiązywane z prędkością ślimaka. Z reguły zaczęto korzystać, lecz nie zawsze przynosiła tytułowi sukces. Takim przykładem niech będzie Jericho, Flash Forward: Przebłysk Jutra czy właśnie Happy Town.
Uff, wstęp mam już za sobą (wczoraj „pisałam” to sobie w głowie przed snem i poszło mi to zdecydowanie szybciej, nie mówiąc już o zajmowaniu miejsca :D), więc mogę skupić się na Radosnym Miasteczku. Fabuła serialu opowiada o miasteczku Haplin, które parę lat przed rozpoczęciem fabuły serialu było nękane przez psychopatę noszącego przydomek Magic Man (Magik). Dlaczego właśnie tak? Jego ofiary znikały w magiczny wręcz sposób, wszelki ślad po nich przepadał. To samo pewnego dnia stało się z samym Magikiem, a mieszkańcy Haplin odetchnęli z ulgą, choć w ich sercach wciąż czaiła się obawa, że oprawca powróci i zacznie swój rytuał od nowa… ich obawy okazują się prawdziwe.
Opis serialu i jego trailer wydały mi się zachęcające i zdecydowałam się, że obejrzę serial. Żeby było lepiej, w Happy Town można zobaczyć Sama Neilla (Park Jurajski, Dynastia Tudorów, Merlin), Stevena Webera (Skrzydła, Lśnienie), Frances Conroy (Sześć Stóp pod Ziemią) czy M.C. Gaineya (Zagubieni) – to już w ogóle mnie kupiło. Jedyne, co mnie niepokoiło, to nachalne mianowanie przez stację ABC Happy Town na następcę Miasteczka Twin Peaks. Strasznie nie lubię takich rzeczy, bo wiadomo, że „następca” w takim przypadku oznacza „bardzo słaby naśladowca”, ale uznałam, że może tym razem będzie inaczej. Niestety, myliłam się!
Pierwszy epizod był w porządku, choć daleko brakowało mu do ideału – już na wstępie zaczęło mnie drażnić traktowanie widza jak idiotę. Scenarzyści najwyraźniej uznali, że im bardziej w odcinku będzie przerysowanych scen, tym widz będzie uważać je za dziwne i niepokojące. Tymczasem były tylko żenujące. Ale było też kilka ciekawych wątków, a pod koniec nawet nastąpił ciekawy wzrost napięcia i naostrzył apetyt widzowi. Niestety, drugi odcinek był gorszy od poprzedniego, a kolejny jeszcze gorszy i tak do końca. Nie wiem, co scenarzyści pili/palili podczas pisania Happy Town, ale ta używka wyraźnie obniżyła im inteligencję, przez co wprowadzili do fabuły kupę idiotycznych wątków. Moje ulubione to – młody gość bez odpowiedniego wykształcenia zostaje szeryfem, bo pani rządząca miastem tak chce. Ta sama pani może zatrzymać pociąg przed wyjazdem z Haplin oraz zablokować jedyną (JEDYNA!) drogę wjazdu/wyjazdu z miasta. Ciekawe też są losy młodej dziewczyny, która przyjeżdża do Haplin otworzyć sklep ze świecami, co jest oczywiście przykrywką dla jej tajemniczych planów i dlatego właśnie łazi po mieście w jedną i drugą stronę, a nikogo nie dziwi, że sklepu ze świeczkami jak nie było tak nie ma. Ta sama bohaterka ma też wypadek samochodowy, z której ratuje ją… przystojny mężczyzna (jakże inaczej!). Jeszcze tego samego dnia dziewczę idzie z nim do łóżka, on ją okrada i ucieka, ona go odnajduje i… znowu idzie z nim do łóżka. Ale to wszystko NIC przy wątku Haplniwoskich Romea i Julii. W „Lost - spojrzenie alternatywne ;)” Aga uznała, że Desmod mógłby powalczyć o tytuł najbardziej wkurzającej postaci 2010, ja natomiast uważam, że ten wątek w Happy Town nie tylko zasługuje na najdurniejszy wątek serialowy 2010, a nawet najdurniejszy wątek serialowy EVER.
Głupota historii nie irytowała nie tylko mnie – z odcinka na odcinek widzów było coraz mniej i w końcu stacja ABC ściągnęła serial z anteny i dwa ostatnie epizody wyświetliła na stronie internetowej. Twórcy obiecywali (nielicznym) fanom odpowiedzi na wszystkie pytania w ostatnim odcinku. Tak się nie stało. Co prawda, poznaliśmy tożsamość Magika, ale to tylko zwiększyło ilość pytań, a także podkreśliło głupotę niektórych wątków we wcześniejszych odcinkach.
Czy Happy Town ma same wady? Na szczęście nie, serial miał dobry odcinek pilotowy, dobre aktorstwo i znikome ślady klimatu. Jednak nie radzę się poświęcać dla tych trzech plusów i lepiej obejrzeć Miasteczko Twin Peaks, Z archiwum X czy też Zagubionych.
Ocena sezonu/serialu – 3-/10
Gosiak