Dzisiejszy drugi FAP skupi się na nowych filmach Steven Spielberga. Zaczynamy!
War Horse
O dzielnym rumaku na wojnie wojującym i za swym dawnym panem tęskniącym… szczerze, to sama nie wiem do kogo ten film ma być, wygląda na za poważny dla dzieci, a dla dorosłych wydaje się za infantylny… No ale oceniam po zwiastunie, może z pełnym metrażem będzie lepiej.
Przygody Tintina
Ekranizacja słynnego komiksu. Sympatyczna animacja i doskonała obsada (m.in. Jamie Bell, Andy Serkis, Daniel Craig i Simon Pegg), może być bardzo dobry film przygodowy. Trzymam kciuki!
Miały powrócić bajki, ale uświadomiłam sobie, że ostatni FAP był w sierpniu, więc trzeba nadrobić! I oto dwa nowe Ambitne Przedsięwzięcia! Pierwszy z nich będzie o ekranizacjach słynnych sag książkowych.
Saga "Zmierzch": Przed świtem - Część 1
Aby więcej kasy zarobić, z jednej książki dwa filmy trza zrobić! O ile w przypadku siódmej części Harryego Pottera to było zrozumiałe, to w przypadku kolejnej części historii Belii i Edwarda jest wyraźnym skokiem na kasę. No dobra, nie narzekam więcej, bo to za długo będzie trwać :). No a co z, khem!, fabułą? Bella wychodzi za mąż za swojego ukochanego Edwarda i podczas upojnego miesiąca miodowego zachodzi w ciążę (tak, W CIĄŻĘ!). Ten fakt niezbyt zachwyci jej małżonka, to samo z Jacobem i jego watahą. Jakby tego było mało, bachor zacznie zżerać matkę od środka… ha, zawsze mówiłam, że dzieci są złe!
Igrzyska śmierci
Od sparklących się wampierzy o wiele ciekawiej zapowiada się ekranizacja 1 części sagi autorstwa Suzanne Collins. Akcja będzie mieć miejsce w państwie Panem, składającym się z potężnego Kapitolu oraz dwunastu podległych mu dystryktów. Co roku Kapitol organizuje brutalne Głodowe Igrzyska, w których występują dwaj przedstawiciele każdego dystryktu. Igrzyska polegają na walce o przetrwanie ku uciesze mieszkańców Kapitolu, zwycięzca jest tylko jeden. Główna bohaterka, Katniss Everdeen postanawia zastąpić swoją młodszą siostrę wytypowaną do Igrzysk. Drugim reprezentantem jej dystryktu będzie Peeta Mellark, chłopak, który niegdyś uratował jej życie, a w najbliższych dniach stanie się jej śmiertelnym wrogiem… Uffa, długi opis mi wyszedł, haha :D. Pomimo przeczytania wielu głosów oburzenia na temat źle dobranej obsady, ja jestem zadowolona z ekipy, większość bohaterów wyobrażałam sobie w podobny sposób. Miejmy nadzieję, że reżyser (a zarazem autor scenariusza) uchwyci klimat pełen zagrożenia i bezsilności – to klucz do sukcesu!
Zanim zacznę na dobre zastanówmy się nad tym, czym jest baśń? Wikipedia na ten temat mówi…
Baśń (nazywana też bajką) – jeden z fantastycznych gatunków epickich, zazwyczaj niewielkich rozmiarów, odwołujący się zwykle do folkloru. Dominują w niej elementy fantastyki; opowiada o siłach nadprzyrodzonych, cudownych zdarzeniach, nadnaturalnych postaciach i zjawiskach. Jedną z ważniejszych cech baśni jest nieokreślony czas i miejsce akcji. Zawiera ludową mądrość, przedstawia wierzenia ludowe i magiczne; baśń może być osnuta na podaniach, legendach.
No dobra, a czym jest bajka?
Bajka – krótki utwór literacki zawierający morał (pouczenie), może być wierszowany i żartobliwy. Morał może znajdować się na początku lub na końcu utworu albo wynikać z jego treści. Istotną cechą bajki jest alegoryczność. Bohaterami bajek mogą być ludzie, a także zwierzęta, przedmioty i zjawiska, które uosabiają typy ludzkie, cechy charakteru lub przeciwstawne poglądy i stanowiska.
To oczywiście jest prawda, choć w niektórych bajkach morał aż bije po oczach, w innych trzeba dłużej nad nim pomyśleć. Do bajek z tego pierwszego rodzaju zdecydowanie należą te stworzone przez Ezopa. U tego twórcy głównymi bohaterami zawsze były zwierzęta – wilki, owce, osły, pasikoniki czy też mrówki. Ich poczynania są, moim zdaniem, przesadnie moralizujące, pewnie dlatego nigdy ich nie lubiłam. Już jako mała dziewczynka nie mogłam znieść bajek, w której wilk zjada zbłąkaną owieczkę czy też gospodarz bije osła, który chciał być kochany przez swojego właściciela tak jak kochany jest pies.
Bajki pośrodku czyli, w których morał czasem jest widoczny, a czasem nie to baśnie barci Grimm oraz Charlesa Perraulta. Warto zauważyć, że zarówno u braci jak i Perraulta powtarzają się znane postacie - Czerwony Kapturek, Kopciuszek czy Tomcio Paluch. Nie tak dawno miałam styczność z baśniami braci Grimm (z tymi prawdziwymi, a nie ugrzecznionymi) i stwierdzam, że nie będę ich czytać swojemu dziecku, są stanowczo za brutalne… Choć widziałam kiedyś wywiad z panią psycholog, która oświadczyła, że dzieci inaczej odbierają brutalne bajki niż dorośli – my widzimy spaloną w piecu Babę Jagę, dzieciaki – Jasia i Małgosię wolnych od przebrzydłej staruchy. Może to i racja, ale i tak zdam się na jakieś ugrzecznione wersje, jeśli nie dla zdrowia psychicznego swoich dzieci, to dla swojego. Co do Perraulta to czytałam go bardzo, bardzo dawno temu, ale jego baśnie zapamiętałam jako bardziej rozbudowane niż te Grimmów. W nich chyba dialogi nawet były… a może nie było. Nie chcę bzdur pisać więc, może przejdę do kolejnego akapitu…
Trzecie baśnie to takie, nad którymi trzeba dłużej pomyśleć, w tym rodzaju przoduje Andersen. Jego dzieła są w większości przeraźliwie smutne i skupiają się głównie na samotności głównych postaci i poszukiwaniu przez nich bliskości. Oto Brzydkie Kaczątko szukało miejsca na świecie, Gerda chciała uratować Kaja z rąk Królowej Śniegu, a osamotniona Dziewczynka z zapałkami umiera samotnie na ulicy. Gdy byłam dzieckiem nie przepadałam za baśniami Andersena , ale i tak wolałam je o bajek Ezopa. Teraz, gdy dorosłam dostrzegam w nich o wiele więcej i zaczynam współczuć Andersenowi – nie miał za szczęśliwego życia, co odzwierciedla się w jego baśniach. Baśniach pięknych, ale chwytających za gardło i serce.
Po tym wstępie czas przejść do mojego głównego celu tej notki – analizie ekranizacji i wariacji na temat najsłynniejszych baśni znanych nam z dzieciństwa. Bajki Ezopa pomijam bo dalej ich nie lubię, no i także nie mają one za dużo adaptacji. Zacznijmy od…
Czerwony Kapturek
…czyli dziecko nie idź z obcym, bo może cię spotkać coś bardzo, bardzo złego…
No ale jeśli Czerwony Kapturek chce się bronić? – podejrzewam, że tak zapytali twórcy filmu Pułapka z Ellen Page i Patrickiem Wilsonem w rolach głównych. Tutaj wilk jest mężczyzną z niebezpiecznym zamiłowaniem do młodych dziewczyn. Przez czat poznaje 14-letnią Hayley i zaprasza do siebie, czego wkrótce pożałuje, bo zostanie przelana jego krew, równie czerwona co kaptur nastolatki…
Inne podejście do Czerwonego Kapturka zaprezentowano w filmie Neilego Jordana, Towarzystwo Wilków. Film przepełniony jest symbolami, często nabierającymi sensu po głębszej analizie filmu. Całość przedstawia seksualne przebudzenie głównej bohaterki i wejście w świat dorosłych. Mroczne zdjęcia, niepokojące sceny i fascynujący klimat sprawiają, że Towarzystwo Wilków jest moim zdaniem zdecydowanie najlepszą wariacją na temat bajki o Kapturku. Gwarantuję, niektóre sceny pozostaną pamięci widza na długo.
Tego samego nie mogę powiedzieć o najnowszym filmie Catherine Hardwicke – Dziewczyna w Czerwonej Pelerynie. Poprzednim filmem Hardwicke była pierwsza część Sagi Zmierzch, która rzuca długi i słodki cień na Dziewczynę… Oto śliczna i niewinna Valerie jest głęboko zakochana w swoim przyjacielu z dzieciństwa, ale matka chce ją wydać za innego, bogatszego młodziana. Dodatkowo wilk zaczyna mordować mieszkańców wioski i wszystko wskazuje na to, że groźnym stworzeniem jest ktoś, kogo zna. Może gdyby za historię wziął się scenarzysta z pomysłem, coś by z tego wyszło, bo potencjał był. Niestety, zamiast tego dostaliśmy słodką i plastikową opowiastkę, pozbawioną logiki i klimatu. Jedynym plusem jest rewelacyjna muzyka, która jednocześnie jest także i minusem – do filmu pasuje jak pięść do nosa. Ale do słuchania podczas pisania notki nadaje się idealnie! (Zgadnijcie, co teraz słucham? :D)
Z bajek animowanych jedyna jaka przychodzi mi na myśl to Czerwony Kapturek – Prawdziwa Historia. Pomimo topornej animacji, bajka jest sympatyczna, a śpiewający kozioł głęboko zapada w pamięć.
Ostatnim filmem z motywem Czerwonego Kapturka o którym warto wspomnieć jest Upiorna Noc Halloween. Jedna z nowelek opowiada o Laurie (w tej roli Anna Paquin), która przebrana jest za Czerwonego Kapturka, choć jej natura jest zdecydowanie bardziej wilcza…
Ośla skóra
Hym, no i tu już mam problem ze znalezieniem morału. Jedyny jaki przychodzi mi do głowy to taki, że kazirodztwo jest złe.
Ośla skóra nie może się pochwalić licznymi adaptacjami. Ja znam tylko jedną, francuską z przepiękną Catherine Deneuve w roli głównej. Jako mała dziewczynka uwielbiałam ten film, chore zapędy ojczulka głównej bohaterki mnie nie zrażały, większą uwagę zwracałam na piosenki, strojne sukienki księżniczki i kolorowy, bajkowy świat. Dorosłam, obejrzałam i całość wydała mi się ciężkostrawna. Pomijając już wątek kazirodczy, raziła mnie całościowa psychodeliczność. Lubię psychodelę, ale w tym przypadku mnie odrzuciła.
Ośla skóra jest wg mnie idealnym pomysłem na kolejną bajkę Disneya. Oczywiście po odpowiedniej przeróbce. Może księżniczka musiałaby uciec z okupowanego państwa? Jestem więcej niż pewna, że można by jakoś sensownie to wytłumaczyć i stworzyć kolejną cudowną animację na miarę zeszłorocznych Zaplątanych. A skoro już o nich mowa…
Roszpunka
Czyli… zanim zaprosisz do siebie chłopaka na początku przedstaw go mamusi?
I w tym przypadku nie istnieje za dużo filmów. Mamy niemiecką ekranizację (uch, nie chcę wiedzieć jak ich Roszpunka wygląda!), wersję z Barbie w roli głównej oraz Disneyowską wariację. O tej trzeciej wstyd nie wspomnieć, gdy jest to cudowny tematyczny powrót Disneya do mojego dzieciństwa. Jest ślicznie, zabawnie, śmiesznie i można oglądać wciąż i wciąż i tak nie jest nudno :). Oczywiście, historia uległa kilku większym zmianom – Roszpunka nie zostaje wymieniona na kapustę przez swoich rodziców, a wykradziona przez złą czarownicę, nie mamy też księcia, a sprytnego złodzieja, a piękne złote włosy głównej bohaterki potrafią uzdrawiać, odmładzać, a także… świecą. To ostatnie zdecydowanie przydatne w nocy, można zaoszczędzić na żarówkach!
Żabi król
... nie oceniaj po wyglądzie!
I kolejna baśń z bardzo oszczędnymi ekranizacjami, bo do głowy przychodzi mi tylko nieudana ekranizacja Disneya, czyli Księżniczka i Żaba. Jak dla mnie okropnie zmarnowany potencjał, raczej już do niej nie wrócę, na jeden, bardzo męczący, seans.
Na koniec mogę dodać, że motyw całowania żaby w filmach jest bardzo popularny. Pomyślcie, mi do głowy przyszło natychmiast pięć tytułów :).
Jaś i Małgosia
Jedzenie słodyczy jest zgubne?
Fascynującą wariację na temat Jasia i Małgosi stworzył Koreańczyk Pil-Sung Yim. W jego filmie to nie rodzeństwo błądzi w lesie, a dorosły mężczyzna. Eun-Soo trafia do przepięknego domku zamieszkanego przez trójkę dzieci, które nie potrafią dorosnąć… Wspaniały i klimatyczny film na pograniczy horroru, fantastyki i dramatu.
W 2012 roku będzie mieć premierę film Hansel and Gretel: Witch Hunters. Opowie on o dalszych losach Jasia i Małgosi, którzy zdecydowali się zostać… łowcami czarownic. W rolach głównych zobaczymy Gemmę Arterton i Jeremy'ego Rennera.
Początkowo to miał być jeden długi artykuł, ale po jego zapisaniu okazało się, że jest zdecydowanie za długi, plus zdjęcia i filmiki stał się wręcz mega-długi. Dlatego w najbliższych dniach pojawi się kontynuacja. Mam nadzieję, że się miło czyta :).
AHS to nowy serial twórców kultowego już Glee - Ryana Murphyego i Brada Falchuka. Spodziewacie się kolejnego słodkiego serialiku? Błąd! Tym razem dostaniemy (zgodnie z tytułem) horror. Szczegóły fabuły nie są za ochoczo wyjawiane, wiadomo, że historia skupi się na rodzinie wprowadzającej się do nawiedzonego domu… Brzmi jak punkt wyjściowy pełnometrażowego filmu. Ciekawi mnie, czy serial utrzyma taki format*. Jak będzie, zobaczymy, ale już na wstępie chwalę doskonałe materiały promocyjne w stylu marketingu wirusowego – co jakiś czas pojawia się króciutki filmik z wskazówką dotyczącą fabuły. Są one okropnie niepokojące, a jednocześnie fascynujące… ale fabuły dostrzec w nich nie potrafię :)
A jakby wskazówek było mało, twórcy zaproponowali możliwość zrobienia kawału swoim najbliższym – wystarczy się zarejestrować na stronie, a może dziwna, czarna postać pojawi się w twoim domu… Choć skoro to American Horror Story to raczej tylko na terenie USA, oczywiście jeśli te filmiki nie są zaaranżowane. Nawet jeśli, to czarna postać jest creepy!
Podsumowując – widzę w tym serialu ogromny potencjał, mam nadzieję, że nie ograniczy się tylko do fascynującej kampanii promocyjnej.
Gosiak
*brytyjski mini-serial Marchlands poradził sobie zacnie z tym wyzwaniem.
Już całkowicie ochłonęłam po finale szóstego sezonu, który imho był zdecydowanie najlepszym ze wszystkich finałów. Chyba pierwszy raz widzowie nie mieli pojęcia co się dokładnie stanie w przyszłym sezonie. I tu brawa dla scenarzystów za doskonałe stopniowanie napięcia w ostatnich odcinkach szóstej serii oraz za logiczne wyjaśnienie zmiany Cassa… choć jednocześnie mam ochotę ich zdzielić po głowie za taki nędzny występek, gdyż Castiel jest zdecydowanie moim ulubionym bohaterem i wolę go jako good guya… choć jego mianowanie się bogiem było rewelacyjne… aaach, pomimo ochłonięcia wciąż nie wiem czy zły Cass bardziej mnie cieszy czy też wkurza. ^^’
No dobrze wstęp za nami, teraz podumajmy nad tym co może się stać w nadchodzącym sezonie… Na początku może parę moich pomysłów, których nie warto brać na serio… Chyba!
Pomysł 1 czyli Prawowity Szeryf Powraca!
W dużym skrócie: powróci prawdziwy Bóg (być może pod postacią Chucka) i przywraca wszystko do porządku, możliwe użycie siły… Co źle wróży Castielowi. Zobaczmy, jak skończył zbuntowany anioł Bartleby w filmie Dogma:
Ałć! A film polecam!
Pomysł 2 czyli Uriel ma naśladowcę
Castiel kiedyś oświadczył, że anioł Uriel jest niezwykle dowcipny. To musiało być naprawdę niezwykle wysublimowane poczucie humoru, bo żadnego żartu Uriela nie zapamiętałam… albo takie żarty rozumieją tylko anioły. No to może i deklaracja Cassa była tylko dowcipem i 7 sezon zacznie się od tekstu w stylu: „Hahaha, żartowałem! Ale macie miny!” - podejrzewam, że po czymś takim ktoś skończyłby z obitą gębą.
Pomysł 3 czyli skoro był Lovecraft, to może i…
… Cthulhu? No co? :D On mnie przeraża a jednocześnie fascynuje. Czort wie jakie dziwy siedziały w Czyśćcu. Może Wielki Przedwieczny zostałby wchłonięty przez Cassa a chwilę później wyswobodziłby się (tzn. rozerwał anioła na strzępy) i ruszył na podbój naszego świata. Oj. To dopiero byłoby wyzwanie dla braci Wu!
A teraz już na poważnie…
Wszystko wskazuje na to, że Castiel będzie tym złym siódmego sezonu… ale czy na pewno? Czytałam, że Misha Collins pojawi się tylko w DWÓCH odcinkach najnowszej serii. Nie wiem czy to prawda, ale jeśli tak to chyba rola evil bossa odpada... a może i nie, w końcu Azazel też pojawiał się okazyjnie, całą czarną robotę wykonywały jego przydupasy. Może i Cass wycofa się do Królestwa Niebieskiego, a bracia będą główkować co z nim począć. Istnieje też opcja, że zmienią aktora grającego Castiela, co w Supernaturalu miało już kilka razy miejsce (Meg, Ruby, Rafael a także sam Cass, który tymczasowo przejął ciało córki swojego naczynia), choć mam nadzieję, że tak się nie stanie, bo to tak jakby podmienić Jareda Padaleckiego czy też Jensena Acklesa. Oczywiście, istnieje też szansa na ekspresowe rozgromienie Castiela. Niemożliwe? A właśnie, że tak! Przypomnijmy sobie niejaką Eve, pojawiającą się z wielką pompą i pokonaną w kilka chwil. A Cassa wbrew wszystkiemu będzie łatwo pokonać, w końcu Śmierć oświadczył, że potrafi zabić Boga, a Dean jakieś wtyki u niego ma, więc… Na szczęście w Supernatutalu co chwila ktoś umiera, by po chwili wrócić, uff!* Istnieje też (mała) szansa, że anioł i łowcy staną po tej samej stronie barykady, by stawić czoła komuś bardzo potężnemu – ponoć na planie siódmego sezonu dostrzeżono odtwórcę roli Lucyfera - Marka Pellegrino. Oczywiście, szybko wydano oświadczenie, że to tylko odwiedziny, ale to samo mówiono o Hugh Jackmanie, gdy przyłapano go na planie X-men - Pierwsza klasa, a tymczasem dostaliśmy bardzo smaczne cameo Logana. Czy tym razem twórcy mówili prawdę, zobaczymy wkrótce.
Świętobliwi bracia Wu, czyli „my jesteśmy cacy, ty jesteś ble!”
A teraz taka rozkmina na temat zachowania Winchesterów. Dobrze wiemy, wiele przeszli i doświadczyli, ale to nie usprawiedliwia ich zachowania jakby zeżarli wszystkie rozumy. Niestety tak ich właśnie odebrałam w końcowych epkach szóstego sezonu (szczególnie Sama). Nie, ja nie rozgrzeszam Castiela, bo uważam że źle uczynił zachowując w tajemnicy pakt z Crowleyem, choć z drugiej strony robił to w dobrej wierze, co i tak zostało opacznie zrozumiane. I co tam, że jednego z braci wyciągnął z piekła, a drugiego z klatki, co tam że zginął dwa razy wspierając ich, co tam że zjawiał się na każde ich zawołanie, mimo że w niebie za wesoło nie było, zapomnieć o tym wszystkim! Cass o czymś nie powiedział, wiec pewnikiem jest że przepełnia go zło w czystej postaci. Szkoda, że bracia zapomnieli o swoich występach takich jak torturowanie ludzi w Piekle lub picie krwi demonów. Czyżby pamięć krótkotrwała? To wiele by nam wyjaśniało…
O opętaniu słów parę…
A czy Cass jest na pewno zły? Ja z ciężkim sercem stwierdzam, że raczej tak, ale czytałam opinię, że został opętany przez dusze, które wchłonął. Koncepcja ciekawa, ale czy nie za prozaiczna? Gdybym już miała obstawić opętanie, to prędzej obstawiłabym właśnie Lucyfera. Może to z mojej strony duża nadinterpretacja, ale przypomnijmy sobie w jaki sposób Castiel został zabity przez Upadłego Anioła, a potem pomyślmy w jaki sposób skończył Rafael. Podobnie? Ano, podobnie. Moim drugim pomysłem na opętanie jest… Cthulhu. No przepraszam, nie chcę się powtarzać, ale nie sądzę, by tego Lovecrafta wprowadzili od tak do fabuły. A zobaczmy co na temat Pana Snów mówi Wikipedia:
„Cthulhu, mimo uśpienia, może wpływać na ludzi poprzez nawiedzanie ich snów, podsuwanie im koszmarnych wizji miast cyklopowych, swojej osoby czy innych miejsc we wszechświecie, dlatego też bywa nazywany Inicjatorem lub Panem Snów. W ten właśnie sposób utrzymuje swoje kulty na Ziemi oraz zawiera pakty z istotami inteligentnymi.”
Może więc nie tyle opętanie co jakiś pakt? To byłoby ciekawe…
Zbliżając się do końca oświadczam, że niecierpliwie czekam na kolejny sezon, liczę na powrót dobrego Cassa (albo złego Cassa łojącego tyłki braciom, muhaha) i lek na pamięć dla Deana i Sama. Niech anioły i inne stwory będą z wami!
Gosiak
PS. Przy swoim dumaniu nie brałam pod uwagę opisów epizodów na Wikipedii, które pojawiły się nagle i równie nagle znikły, co może oznaczać, że są tylko wymysłami jakiegoś zagorzałego fana.
*poza Belą, ona przepadła jak kamfora i miejmy nadzieję, że tak zostanie!
Odgrzewania starych pomysłów ciąg dalszy! Po dwóch grach zaproponuję dla odmiany tytuł książkowy…
Gone
Książkowa seria Gone na dzień dzisiejszy składa się z 4 części (2 kolejne wkrótce zostaną wydane). Skupia się na młodych mieszkańcach miasteczka Perdido Beach. Pewnego dnia w mieście znikają wszystkie osoby powyżej 15 roku życia, a samo Perdido Beach zostaje otoczone barierą, której nie da się przekroczyć. Nastolatki i dzieci starają się odnaleźć w nowej, dziwnej sytuacji, ale każdy ma inny pomysł co powinno się dziać dalej, co rodzi liczne konflikty. Jakby tego było mało, niektórzy odkrywają w sobie dziwne moce, zwierzęta przechodzą niepokojące mutacje, a w leżącej nieopodal kopalni żyje coś niezwykle groźnego i potężnego…
Jak dla mnie, seria Gone jest świetna, surrealistyczna, brutalna, pomysłowa… gdybym miała się czegoś doczepić to głównie płaskości dwójki głównych bohaterów – Sama i Astrid. Na szczęście z kolejnymi tomami rozwijają się, choć wciąż im daleko do barwności pozostałych postaci takich jak Diana, Caine, Lana czy Quinn. Nie obraziłaby się więc, gdyby scenarzyści trochę by ich „upodlili”, bo w innym przypadku mielibyśmy powtórkę z irytującej pary Kate i Jack z Lostów. A skoro już jesteśmy przy Lostach – zważywszy na to, że książki są wielowątkowe, tylko zyskałby gdyby zamiast filmów powstał serial. Wiek bohaterów wskazuje na to, że patronatem niechybnie zajęłaby się stacja The CW, która dotychczas mnie odrzucała, ale po Supernaturalu ma u mnie duży kredyt zaufania, więc czemu nie? Proszę tylko ładnie o w miarę wierne odwzorowanie książkowych wątków i nie zmuszanie bohaterów do ciągłych romansów. Także efekty specjalne by się przydały, w końcu w książkach pojawiają się mówiące kojoty, chłopak z biczem zamiast ręki i wiele, wiele, wiele innych dziwności, które zasługują na ładne przedstawienie (nawet jeśli są dziwne ^ ^). I pod koniec najważniejsza chyba sprawa oraz kolejny książkowy minus – wiek bohaterów. W ETAPie* zostają tylko osoby do 15 roku życia. Według mnie powinny być starsze, najlepiej do 18 lat, gdyż większość bohaterów zachowuje się za dojrzale na swój wiek (ja wiem, ekstremalne sytuacje robią swoje, ale mimo wszystko!). Poza tym, widzowie z pewnością woleliby oglądać starszych bohaterów niż dzieciaki biegające na lewo i prawo :).
Zbliżając się do końca, dziwię się, że do tego czasu nikt się nie zainteresował ekranizacją sagi. Tym bardziej, że w światku filmowym Harry Potter zostawił wakat na fantastyczną sagę.
Gosiak
PS. Wiem, tekst bardziej skupiony a serialowej wersji niż filmowej. Ale po Grze o Tron uważam, że granice pomiędzy filmami a serialami z każdym rokiem są coraz mniejsze. I dobrze.
* ETAP czyli Ekstremalne Terytorium Alei Promieniotwórczych, tak bohaterowie nazywają terytorium objęte tajemniczą barierą.
I oto kolejne seriale, którymi jestem zainteresowana…
Spartacus: Vengeance
Czyli ciąg dalszy Spartakus – Krew i piach. Niestety Andy Whitfield nie był w stanie powrócić do serialu, zastąpi go Liam McIntyre. Także Naevię zagra inna aktorka. Na szczęścia na tym koniec zmian. Powrócą bohaterowie znani z poprzednich serii, trailer jest świetny. Nic, tylko czekać!
The New Girl
Młoda kobieta po burzliwym i niespodziewanym rozstaniu zamieszkuje z… trzema mężczyznami. Serial ma opowiadać o relacjach damsko-męskich, w roli głównej Zooey Deschanel. I to głównie dla niej obejrzę ten tytuł, uwielbiam ją! A sam trailer też niczego sobie.
Serialowe Naj powraca! Z przerażeniem odkryłam, że to dopiero 4 część cyklu. Trzeba nieco nadrobić! Dziś przedstawię 10, moim zdaniem, najbardziej niepokojących scen w serialach.
Zaczynamy, oczywiście, od miejsca 10…
(Niestety, niektóre filmiki można obejrzeć tylko na Youtube wiec w tytułąch odnośniki do nich, natomiast jednej sceny w ogóle nie znalazłam, zamiast niej dałam zdjęcie.)
Drugi sezon zaczął się intrygującym czarno-białym wstępem, w którym pojawia się zniszczona maskotka misia. Kolejne epizody rozpoczynały się od podobnego prologu, a niepewność widza wzrastała. Dopiero końcowe minuty drugiej serii dały nam odpowiedź na pytanie o co chodzi. Bardzo nieszablonową odpowiedź.
V daleko do serialu idealnego, ale scena z finału pierwszego sezonu wyjątkowo zapada w pamięć. Po odkryciu dywersji Piątej Kolumny jak dotąd zimna i opanowana Anna okazuje ludzkie uczucia. Scena rewelacyjna głównie dzięki Morenie Baccarin. Brawa dla tej pani!
Z Czterech Jeźdźców wejście Śmierci jest najbardziej spektakularne*, a to głównie dzięki piosence „O Death”, która na długo zostanie w pamięci fanów serialu.
7. Carver (Nip/Tuck)
Za całokształt. Każde pojawienie się Cravera budziło we mnie ciary na plecach. To chyba przez tę maskę… Brrr!
6. Zakopani żywcem (Lost)
Nie lubiłam Nikki i Paulo… czy ktokolwiek ich lubił? Mam wątpliwości. Ale śmierci to chyba im wszyscy współczuli, a Nikki otwierająca oczy tuż przed zasypaniem naprawdę przeraża.
5. Święto Dziękczynienia u Arthura Mitchella (Dexter)
Cały odcinek był okropnie niepokojący, ale najbardziej niepokoiła scena gdy żona i córka zasłaniają ciałem Arthura… widać, że to kochająca się rodzinka!
4. Mieszkańcy Babylonu (Carnivale)
Podobnie jak w poprzednim punkcie, także i ten epek był w całości niepokojący, napięcie rosło z minuty na minutę aż do mocnego finału. Mi jednak w pamięci najbardziej została scena, gdy mieszkańcy Babylonu obserwowali cyrkowców bawiących się w barze…
3. Marionetka (Fringe)
Tak, tak, już trzeci raz wrzucam na bloga scenę z marionetką, ale co począć to imho jedna z bardziej niepokojących, a jednocześnie pięknych, scen w serialu. Po jej obejrzeniu uderzyłam się w pierś i rzekłam: – „Mea Culpa!”, a myśl że kiedyś nie przepadałam za tym serialem wydała mi się nagle absurdalna. Agentko Dunham, wybacz!
2. Czarna chata (Miasteczko Twin Peaks)
Miasteczko Twin Peaks to jeden z moich ukochanych seriali, a wszystkie sceny mające miejsce w Czarnej Chacie są przerażająco surrealistyczne. Szczególnie finałowa wędrówka agenta Coopera wyjątkowo niepokoiła.
1. Rodzina Peacocków (Z archiwum X)
Odcinek „Home” to zdecydowanie najbardziej zapadający w pamięć epizod z całego Z archiwum X. Ale o to nie trudno – zagrzebywanie noworodka żywcem, zniekształceni ludzie, ofiara okazująca się oprawcą… Nie dziwota, że stacja Fox nie odważyła się wyświetlić powtórki odcinka. Dziw bierze, że w ogóle zdecydowali się na jego pokazanie! Brawa za odwagę i dziękczynny pokłon za najstraszniejszy epizod w historii TV!
Gosiak
PS. Ranking zainspirowany listą 20 najbardziej wstrząsających scen telewizyjnych wszech czasów, przygotowanej przez magazyn EW. Tutaj całe notowane - http://www.ew.com/ew/gallery/0,,20355856_20398375,00.html – dwie sceny z 20 pojawiły się i u mnie, duma :D
*no dobra, Zaraza też był spektakularny… w swej obleśności :P
W drugim dziś FAPie gwiazdą główną zostanie Justin Timberlake! (Liczy na piski na fanek, nagle sobie uświadamia, że te wolą Justina Biebiera i wraca do pisania).
Zła kobieta
Porzucona przez narzeczonego Elizabeth (Diaz) postanawia uwieść przystojnego Scotta. Nie dostrzega, że jej kolega z pracy, Russell jest nią wyjątkowo zainteresowany… Mieszane oceny na Rottentoamtoes (około 60%), ale jak na komedię to i tak zacnie.
In Time
Przyszłość, odkryto sekret wiecznego życia. By uniknąć przeludnienia walutą na Ziemi jest czas – dni, godziny, minuty i sekundy naszego życia. Bogaci mogą żyć wiecznie, biedni prędzej czy później umierają. Ubogi Will dostaje od nieznajomego fortunę czasu. Szybko okazuje się, że dar jest przekleństwem i bohater zostaje wplątany w niebezpieczną aferę… Pomysł ciekawy, ale wygląda na to, że scenarzyści wolą skupić się na akcji, niż na dumaniu nad sensem człowieka (to, co Gosiak lubi najbardziej), a szkoda! Ale obejrzę dla obsady.
Ojoj, skończyłam dziś oglądać serial Supenatural i czuję dziwną pustkę w serduchu, wiec na pocieszenie piszę FAPy! FAP nr 90 skupi się na młodej aktorce znanej z serialu Glee, Lei Michele.
New Year's Eve
Kontynuacja niektórych wątków z filmu Walentynki plus kilka nowych historii. Walentynki mnie nie powaliły, ale z Nowym Rokiem chętnie się zapoznam, obsada zachęca.
Glee: The 3D Concert Movie
Czyli najazd na kasę. Relacja z trasy koncertowej gwiazd serialu. Nic ciekawego, ale trailer, w którym Sue odradza pójście do kina przepyszny!
Powracam z nieco dłuższym tekstem i (dawno) obiecanymi recenzjami Glee i Modern Family.
Glee sezon 2
Pierwszy sezon Glee był świeży i oryginalny. No bo w ilu serialach śpiewanie jest na porządku dziennym? Doskonale pamiętam jak w jednym odcinku Nip/Tuck było powiedziane, że odcinki musicalowe w serialach są serwowane po to, by podnieść słabą oglądalność*. Stwierdzenie chyba słuszne, bo Glee od razu miało wysoką oglądalność, co szybko przerodziło się w sławę serialu. Zaczęto tworzyć książki, komiksy, wydawać płyty z piosenkami, a w sierpniu w USA fani będą mogli obejrzeć glee-koncert w 3D. Sława jest, fani są, kasa jest. Dużo tego! Najwyraźniej scenarzyści uznali, że skoro dużo, to i w serialu musi się dużo dziać – tak więc mamy więcej piosenek, więcej dramatów i więcej romansów. Niestety nagromadzenie tych trzech punktów sprawia, że lekki serial czasami stawał się ciężko strawny. Nieraz miałam wrażanie, że dialogi są napisane na kolanie, by w odcinku zaprezentować jak największą ilość piosenek (prym wiedzie odcinek Britney/Brittany), aż po obejrzeniu człowiek zaczynał się zastanawiać czy oglądał długi teledysk czy też serial. Co do dramatów niektóre były ciekawe, ale znalazły się też takie, które męczyły niemiłosiernie, patrz – uczuciowe zawirowania Rachel i Finna. A skoro o tej dwójce mowa to przechodzimy do trzeciego zarzutu – romanse. Wygląda na to, że twórcy Glee wzięli sobie do serca dogonienie Chirurgów w ilości potworzonych par, więc tasowali nimi ile wlezie, w czym najlepsi byli wspomniani wcześniej Finn i Rachel. Para ta „kwitła” na oczach widzów przez cały 1 sezon tylko po to by rozpaść się z byle powodu i potem grać w „nie chcę cię, a może chcę, sama/sam nie wiem!”. Szkoda, że poświęcono im tak wiele czasu, przez co ucierpiały inne postacie, szczególnie Tina, która przez caluchny sezon robiła jako tło. Nawet Mike, który w pierwszym sezonie był tańczącym rekwizytem miał więcej scen od swojej dziewczyny!
No dobrze, ponarzekałam, ale po wyrzuceniu z siebie wszystkich żalów uznaję, że mimo wszystko nie jest tak źle. Aranżacje piosenek trzymają poziom i zaskakują pomysłowością (kto wpadł na połączenie Singin' in the Rain z Umbrellą? Genialne!), dostaliśmy parę świetnych gościnnych występów (Gwyneth Paltrow, Dot-Marie Jones), a kilka odcinków przebiło najlepsze epizody z pierwszego sezonu (Never Been Kissed, The Substitute czy mój ulubiony Blame It on the Alcohol**). Z tego co wiem, twórcy przejęli się krytyką drugiej serii i postanowili zatrudnić więcej scenarzystów, ograniczyć piosenki i rozwinąć postacie, by poziom trzeciej serii wzrósł. Liczę na to, że zdadzą test śpiewająco!
Glee sezon 2 – 7/10
Modern Family sezon 2
Zawsze sądziłam, że to w trzecich sezonach następuje serialowe zmęczenie materiału i zaczyna się wyłaniać brak pomysłów. Tymczasem recenzowany powyżej Glee jak i Modern family zdecydowały się podważyć tę regułę i obniżyć loty już w drugim sezonie. Jednak spadek jakości MF bardziej mnie zabolał od Glee. Komedia ta kupiła mnie od pierwszego odcinka cudowną mieszanką ciepła, lekkości, świetnego humoru i doskonałego aktorstwa. Niestety w drugim sezonie coś w tej misternej konstrukcji zaczęło trzeszczeć. Humor w niektórych epizodach wywietrzał, ciepło było wymuszone, a i lekkość zamieniła się w ciężki dydaktyzm. Dobrze, że aktorzy dawali z siebie wszystko! Tu szczególne brawa należą się Ty Burrellowi – o ile w pierwszym sezonie Phil mnie irytował, nagle stał się moją ulubioną postacią i niecierpliwie czekałam na każdą scenę z nim w roli głównej. Liczę, że Burrell zostanie nagrodzony na nadchodzącym rozdaniu nagród Emmy, swoją osobą podnosił serial o poziom.
Powoli zbliżając się do końca (późna godzina, a ja jeszcze poćwiczyć muszę), stwierdzam że drugi sezon MF jest dobry i tylko dobry. Przy pierwszym wypada okropnie blado. Dodatkowo irytuje fakt, że odcinki trwają tylko 20 minut, gdyby trwały godzinę mogłabym jeszcze zrozumieć scenariuszowe wpadki. Dlatego właśnie ocena będzie ostrzejsza niż przy Glee, tam przynajmniej ładnie śpiewają.
Modern Family sezon 2 – 6/10
Gosiak
*skojarzenie z musicalowym epkiem Chirurgów mile widziane!
**strasznie… skinsowy, haha:D
I oto kolejny FAP! Dzisiejszą gwiazdą będzie Jude Law. Zapraszam do czytania i oglądania!*
Sherlock Holmes: Gra cieni
Druga część przygód Sherlocka Holmesa i doktora Watsona. Tym razem będą musieli się zmierzyć z przebiegłym profesorem Moriartym, a wspomoże ich cyganka Sim.
3D Hugo i jego wynalazek
Hym, z polskiego tytułu można wywnioskować, że główny bohater ma na imię 3D a na nazwisko Hugo. No koniec tych żartów - Martin Scorsese kręci film DLA DZIECI! Trailer mnie nie zachęcił, ale i tak obejrzę, ciekawi mnie co Martin S. wymodził.
Contagion
Nowy film Stevena Soderbergha opowie o epidemii śmiertelnego wirusa. Trailer ciekawy, obsada jeszcze lepsza. Dawać!
Gosiak
*więcej będzie tego drugiego, nie chce mi się pisać, hehe:D
W drugim dzisiaj FAPie zaprezentuję Wam horrory, dziejące się w innych czasach, tak więc… horrory kostiumowe? Dziwnie brzmi, ale tak! :D
Derrière les murs
1922 rok. Pisarka Nicole zmaga się z brakiem weny i decyduje się wyjechać na wieś, z nadzieją że spokój pozwoli rozbudzić jej talent. W wynajętym domu odnajduje tajemniczy pokój, dzięki któremu… zaczyna znowu pisać. Sielanka szybko się kończy – we wsi ginie dziewczynka, a Nicole zaczynają nawiedzać związane z tym koszmary. Bardzo mnie ten film interesuje, na pewno obejrzę.
The Woman in Black
Gdy samotna stara wdowa umiera w swym domu na przedmieściach Crythin, młody adwokat zostaje wysłany w celu uregulowania spraw majątkowych. Okazuje się jednak, iż miejscowa ludność niechętnie mówi o zmarłej, zaś jej ponury stary dom jest z daleka omijany. Prawnik ignoruje ostrzeżenia mieszkańców i odwiedza złowrogą rezydencję. Stopniowo odkrywa historię domu… W roli głównej zobaczymy Daniela Radcliffe'a.
Sesja skończona, więc powracam. Nie bawmy się więc w przydługawe wstępy! Zapraszam do zapoznania się z 87 częścią FAPu, której gwiazdą zostanie Jesse Eisenberg.
Przemytnik
Chłopak z ortodoksyjnej, żydowskiej rodziny, zostaje handlarzem extasy. Film inspirowany prawdziwymi zdarzeniami z lat 90-tych.
30 Minutes Or Less
Dwaj życiowi nieudacznicy zostają zmuszeni przez kryminalistów do napadu na bank. Ciekawy trailer, dobry reżyser, fajna obsada. Może być dobra komedia.
Notka inspirowana alternatywą w postaci nauki na egzamin ;).
Pewnego dnia wybrałam się do biblioteki (i tu niespodzianka!) w poszukiwaniu czegoś do czytania. Błądząc między regałami i bezskutecznie szukając typowo angielskiej lektury jak Oscar Wilde lub siostry Bronte, wylądowałam ostatecznie przed półką z szeroko rozumianą fantastyką, gdzie w łapki wpadła mi ładnie wydana książeczka pt. Fool's errand z podtytułem Book One of The Tawny Man Trilogy. Naziwsko autorki brzmiało cokolwiek znajomo, i, rzeczywiście, czytałam wcześniej jedno z opowiadań Robin Hobb w antalogii Legendy II, a w planach miałam Ucznia Skrytobójcy (którego notabene czytała współblogowiczka Gosiak, i, sądząc po ocenie na biblionetce, także może polecić ;p).
Na początku trudno było mi zorientować się w bogatej przeszłości bohaterów, ale, jak odkryłam nie wynikało to z przesadnej komplikacji historii, lecz z faktu, że tak naprawdę Fool's errand jest kontynuacją książekwchodzących w skład The Farseer Trilogy oraz TheLiveship Traders Trilogy i zapewne rozsądniej jest czytać je w prawidłowej kolejności ;p. Ale że wiedza o tym przyszła za późno (kiedy już zorientowałam się mniej więcej, co się działo wcześniej), a biblioteka daleko (może nie tak bardzo daleko, no ale leń ze mnie ;p), postanowiłam kontynuować lekturę.
O samej książce - leży mniej więcej na tej samej półce fantasy co Pieśn Lodu i Ognia - nie za dużo magii i raczej dla starszego czytelnika. Głównymi bohaterami są: FitzChivalry - narrator powieści, posługujący się dwoma rodzajami magii bękart z rodziny królewskiej oraz The Fool/Lord Golden - były błazen, obecnie Lord na dworze królewskim. Chcąc nie chcąc (w przypadku Fitz'a raczej nie chcąc) wyruszają z tajną misją odszukania i sprowadzenia do stolicy zaginionego syna królowej.
Książka pisana jest prostym językiem i polecam każdemu czytanie w oryginale, zwłaszcza ze względu na znaczące imiona bohaterów, które zostały w polskim wydaniu bezlitośnie przetłumaczone (FitzChivalry Farseer - Bastard Rycerski Przezorny...). Niektórym to rozwiązanie odpowiada, jednak ja będę trzymała się wersji angielskiej.
Reasumując (ależ dawno nie używałam tego słowa ;D), książki Robin Hobb (co prawda na razie czytałam tylko jedną + opowiadanie, ale sądzę, że reszta nie odbiega drastycznie poziomem) to kawałek porządnej fantasy, z ciekawymi bohaterami i wciągającą akcją. I zawsze można mi je dać w prezencie, o ile nie kupię sobie wcześniej - w empiku są dostępne po angielsku w przystępnej cenie ;D.
Mam dużo pomysłów na nowe FAPy, a także kilka Serialowych Podsumowań do napisania, ale czasu, siły i weny brak (SESJA!!). Dlatego też, odsyłam na inne, ciekawsze blogi: http://aaaby-sprzedac.blogspot.com/ - przegląd zdjęć z Allegro. http://ekskluziff.pl/ - Bardzo „ekskluzywne” mieszkania, domy i pokoje. http://przyczajona-logika.blogspot.com/ - Przyczajona Logika, Ukryty Słownik, boska analizatornia. http://niezatapialna-armada.blogspot.com/ - Niezatapialna Armada Kolnasa Waazona – kolejna analizatornia.
Miłego czytania i przeglądania życzę wam ja,
Nadchodzą kolejne (mini)recenzje! * Zapraszam do lektury!
House sezon 7
Po słodkim aż do bólu zejściu się pary House-Cuddy w finale szóstego sezonu, fani zaczęli się zastanawiać, jak losy tego duetu potoczą się w 7 serii. Jak się okazało, pomimo pięknego zejścia, dalej już pięknie nie było i para co chwilę napotykała jakieś mniejsze lub większe przeszkody. Niestety, na ogół przedstawione było to w taki sposób, że widza średnio to interesowało. Podobna sprawa była z przypadkami oraz postaciami drugoplanowymi – związek Wilsona z Sam nudził, a w grupie Housa poważnie było czuć brak Trzynastki (nowa postać kobieca – Martha Masters była przeraźliwie nudna, choć zaszczytne 1 miejsce w kategorii najnudniejszej postaci wciąż należy do Cameron) . Dopiero po kilku odcinkach serial zaczął nabierać wiatru w żagle i zachwycił nas kilkoma ciekawymi epizodami - A Pox on Our House (każde odcinki z kwarantanną uważam za udane), Carrot or Stick (afera z zdjęciem nagiego Chase’a na portalu społecznościowym oraz House pomagający Rachel w zdaniu egzaminu do przedszkola), Family Practice (doskonałe mroczne zdjęcia i ciężki klimat, popsuty nieco dobrym zakończeniem) oraz Two Stories (ciekawie poprowadzona narracja). Przełomem w sezonie był odcinek Bombshells – ciekawy formułą a także zaskakujący fabularnie – no bo kto się spodziewał że para House-Cuddy się rozpadnie i dodatkowo ten pierwszy powróci do leków? Po tym niespodziewanym zwrocie akcji dostaliśmy kolejne dobre odcinki, w tym jeden centralny (Last Temptation z Marthą w roli głównej). Mnie najbardziej urzekły Fall from Grace (to zakończenie! Wow! Szkoda, że nie poszli w stronę Nip/Tucka i nie zdecydowali się pociągniecie tego wątku), The Dig (powrót Trzynastki) oraz After Hours (jak dla mnie – najlepszy odcinek w 7 sezonie i jeden z lepszych odcinków w serialu). A jak wypadł finał? Ten dzięki rwanej narracji na początku wzbudzał w widzu ciekawość. Jednak końcówka mnie nieco rozczarowała – po takim wstępie oczekiwałam zdecydowanie mocniejszego przytupu.
7 sezon na pewno nie był najlepszym sezonem Housa, ale moim zdaniem był zdecydowanie lepszy od dwóch wcześniejszych. Szkoda, że twórcy zdecydowali się na ósmą serię. Dla mnie mogłoby się skończyć na serii nr 7.
House sezon 7 – 7/10
Mentalista sezon 3
Zawsze najmocniejszym elementami Mentalisty były ciekawe sprawy, główny bohater i jego przeciwnik – Red John. W trzecim sezonie dwa z trzech elementów zaczęły szwankować i sezon opierał się głownie na uroczej postaci Patricka Jane’a. Bo niestety – odcinki dotyczące Red Johna były mniej emocjonujące niż w zeszłych sezonach, a większość spraw można było łatwo przewidzieć już w pierwszych 5 minutach odcinka. Podejrzewam, że serial zostałby już dawno ściągnięty z anteny gdyby nie wątek psychopatycznego mordercy przewijający się przez wszystkie sezony i rewelacyjna rola Simona Bakera – jego Patrick Jane jest uroczy i zabawny, czasem nawet lekkomyślny, a jednocześnie jest przepełniony bólem, żalem i tęsknotą za utraconą rodziną. Baker prawdziwy popis dał w dwugodzinnym finale sezonu. No właśnie, finał! Tak naprawdę to on podniósł całą serię do góry. Doskonała konstrukcja scenariusza – z pozoru banalne śledztwo zaczyna się łączyć z osobą Red Johna, a Jane i spółka decydują się odnaleźć kreta w policji, który doprowadzi ich do mordercy. Z minuty na minutę napięcie rosło, a ostatnia scena czyli rozmowa Jane’a z Red Johnem to ideał, doskonale zagrana i napisana. Pozostanie w pamięci fanów na długo.
Teraz gdy Red John nie żyje**, życie Jane’a z pewnością się zmieni. Będzie musiał zapłacić za swój czyn i być może wyląduje w więzieniu. Jestem ciekawa w jaki sposób scenarzyści rozwiążą tę sprawę. Trzymam kciuki za to, że sezon 4 odświeży formę serialu, bo Patricka uwielbiam i żal patrzeć na zaniżający się poziom Mentalisty.
A oto i wspomniana wyżej genialna scena spotkania na szczycie:
Mentalista sezon 3 – 6/10
Gosiak
PS. W przyszłym odcinku recenzja Glee i Modern Family
*proszę o wybaczenie, ale projekty gonią i nie mam siły na rozpisywanie się
**o ile nie żyje, już na necie chodzą spekulacje, że to tylko sługus, a nie sam RJ
Dziś SP w podwójnej dawce! Osoby zaznajomione z Gotowymi na wszystko i Chirurgami zapraszam do czytania :).
Chirurdzy sezon 7
Bez dwóch zdań – zeszłoroczny finał Greysów postawił poprzeczkę okropnie wysoko. Od razu pojawiły się wątpliwości – czy scenarzyści będą w stanie zadowolić widza, czy też poziom powróci do wcześniejszych, o wiele słabszych, odcinków 6 serii? Jak się okazało, ani to, ani to. Początek 7 sezonu był intensywny, w ciekawy sposób pokazywał walkę bohaterów z traumatycznymi przeżyciami (choć i to czasem raziło sztucznością, patrz przemiana Cristiny). Niestety, fabuła stopniowo zaczęła wracać na dawne tory i w taki oto sposób dostaliśmy zerwanie Callie i Arizony, potem szybki numerek Callie i Marka, zejście się Lexie i Marka, zejście się Arizony i Callie, ciąża Callie, zerwanie Lexie i Marka… Hym, jak teraz to przeczytałam, to brzmi przerażająco głupio XD. Dodatkowo dostaliśmy szumnie zapowiadany odcinek muzyczny (twórczyni Greysów zapewnia, że zawsze chciała taki stworzyć, ale my Glee znamy i wiemy, że bez Glee epizodu by nie było), który początek miał mocny, ale im dalej tym zachwyt widza opadał, a wzrastało zażenowanie. Za takie eksperymenty dziękujemy. Także finał rozczarował. Wiem, że bezsensowne byłoby serwowanie widzom kolejnej strzelaniny lub czegoś w tym stylu, ale mimo to atmosfera odcinka powinna być o wiele cięższa, a fabuła mniej przewidywalna.
W zeszłym roku podniosłam ocenę serii o dwa oczka, tym razem tego nie robię. Oceniam siódmy sezon na przyzwoitą szóstkę – bo jest zdecydowanie lepiej niż w zeszłym roku (poza finałem, oczywiście), ale wciąż daleko do wcześniejszych sezonów.
Ocena sezonu – 6/10
Gotowe na wszystko 7
Ojej. Naprawdę nie wiem jak się wziąć za rozpoczęcie tej recenzji. Staram się wymyślić jakiś ładny wstęp, ale wszystkie od razu wylatują z głowy. Dlatego też zamiast wstępu napiszę od razu – oglądanie siódmego sezonu Gotowych na wszystko boli! Ból jest nieznośny, bo fani pamiętają doskonałe pierwsze sezony serii i aż zgrzytają zębami, gdy widzą co scenarzyści wyczyniali z ulubionymi bohaterkami. No właśnie, co z nimi wyczyniali? Susan sprzątała i pokazywała wdzięki na stronie porno, a potem szukała nerki, Bree romansowała z jakimś prostakiem, zachęcała syna do trzeźwości, a potem romansowała z mniejszym prostakiem, Gaby odnalazła córkę, potem ją straciła i przy okazji walczyła z demonami przeszłości , a Lynette w pięknym stylu rozwalała swoje małżeństwo. Dodatkiem do tego całego bajzlu była „tajemnica” Paula (słowo tajemnica wzięłam w cudzysłów, bo z niej taka tajemnica jak ze mnie Doda) oraz nowa mieszkanka na WL – Renee. No właśnie, Renee! Miała być godną następczynią Edie, a tymczasem jest jej słabszą kopią. Co ciekawe, jest podobno wielką przyjaciółką Lynette, dlaczego więc w żadnym z wcześniejszych sezonów nie została wspominania? A bo tak się scenarzystom wyobraziło, że będzie się kumplować z Lynette i uznali, że widz to kupi. Wybaczcie, nie tym razem!
Dużo czepiania się, ale są też plusy – dość dobry odcinek finałowy (choć powrót ojczyma Gaby idiotyczny) z ładnym nawiązaniem do „Liny” Hitchcocka, ciekawy wątek traktowania lalki jak dziecka, cudowna scena ataku paniki Renee na widok karła i… tyle? Owszem, tyle. Trzymajmy kciuki za to, by ósmy odcinek był ostatnim i uwolni nas od Zdesperowanych gospodyń domowych.
Po latach filmowej posuchy film Zapaśnik pozwolił Mickey’owi Rourke odzyskać utraconą popularność. Aktor postanowił kuć żelazo póki gorące i gra w czym się da, czasem chyba bez wcześniejszego przeczytania scenariusza. Skąd taki wniosek? Odsyłam do dwóch zapowiedzi, które przedstawię w 86 odsłonie cyklu.
Passion Play
Przegrany kloszard pewnego dnia ratuję dziewczynę ze skrzydłami. Za pomoc aniołowi (bądź hybrydzie człowieka z bocianem, czort wie) przyjdzie mu drogo zapłacić, gdyż narazi się brutalnemu gangsterowi i jego ludziom. Poza Rourkiem w filmie zobaczymy Billa Murraya i beztalencie Megan Fox, która pasuje na anioła jak ja na Papieża. Amen.
Immortals
Popłuczyny po 300. Oto heroiczny książę Tezeusz rusza na wojnę z demonami i Tytanami, a wspomogą go m.in. Herkules, Posejdon i Ikar. Mieszkanka wedlowska, nie ma co, a i tak z całego trailera najbardziej zapamiętałam idiotyczny hełm Rourka.
Nadszedł maj, a z majem serialowe finały, które przyniosą z sobą kolejne odsłony SP. Oto recenzja świeżo co zakończonego sezonu serialu Fringe.
Fringe sezon 3
Sezon trzeci najczęściej dla serialu oznacza spadek formy – pomysły się wyczerpują i scenarzyści sięgają po coraz głupsze i tanie rozwiązania. Nie wiem jak to jest, ale Fringe jest całkowitym przeciwieństwem tej reguły. Zaryzykuję i porównam ten serial do wina – im starszy, tym lepszy. Przyznaję, Frigne’a zaczęłam oglądać, bo zachęciło mnie nazwisko J.J. Abramsa wśród twórców. Jednak schematyczność kolejnych odcinków i ogromne podobieństwo do kultowego Z archiwum X skutecznie mnie zniechęcały. Mimo to zdecydowałam się oglądać dalej (duża w tym zasługa siostry, której Fringe do gustu przypadł). Z czasem odcinki robiły się ciekawsze, a finał 1 sezonu był znakomity. Na drugi sezon czekałam z zainteresowaniem. Niestety, nowa seria zaczęła się nieco ospale z ogromnym zgrzytem w postaci zmiennokształtnego podszywającego się pod Charliego. Gdy ten w końcu został zdemaskowany i zabity, akcja od razu ruszyła, a poziom wzrósł. Finał trzymał w napięciu, choć w ostatnich minutach trącił banałem. Mimo lekkiego rozczarowania na trzeci sezon czekałam niecierpliwie. Ten na szczęście mnie nie rozczarował – rozbicie akcji na dwa światy było wyborne i nawet fakt, że Peter nie przejrzał alternatywnej Olivii nie odrzucał mnie specjalnie (zostało to w miarę sprawnie wyjaśnione w późniejszych odcinkach), wszystko było idealnie wyważone tak, by widz trwał w napięciu, ale jednocześnie nie przesadzone, wiec obyło się bez irytacji. Finał 3 serii był bardziej wyciszony od dwóch poprzednich, jednak w ostatnich minutach zakończył się najmocniejszym cliffhangerem. Na szczęście Fox zdecydował się na przedłużenie serii i po wakacjach fani będą mogli obejrzeć 4 sezon, oby równie udany.
Fringe sezon 3 – 9/10
A oto moja ulubiona scena z trzeciego sezonu – zachwyca i przeraża jednocześnie:)