• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Blogos kmwpopos

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 29 30 31 01 02
03 04 05 06 07 08 09
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 01 02 03 04 05 06

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Luty 2012
  • Styczeń 2012
  • Grudzień 2011
  • Listopad 2011
  • Październik 2011
  • Wrzesień 2011
  • Sierpień 2011
  • Lipiec 2011
  • Czerwiec 2011
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Marzec 2011
  • Luty 2011
  • Styczeń 2011
  • Grudzień 2010
  • Listopad 2010
  • Październik 2010
  • Wrzesień 2010
  • Sierpień 2010
  • Lipiec 2010
  • Czerwiec 2010
  • Maj 2010
  • Kwiecień 2010
  • Marzec 2010
  • Luty 2010
  • Styczeń 2010
  • Grudzień 2009
  • Listopad 2009
  • Październik 2009
  • Wrzesień 2009
  • Sierpień 2009
  • Lipiec 2009
  • Czerwiec 2009
  • Maj 2009
  • Luty 2009
  • Styczeń 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004

Najnowsze wpisy, strona 9

< 1 2 ... 8 9 10 11 12 ... 17 18 >

Filmowo ambitne przedsięwzięcie… vol....

Po szalonej imprezie urodzinowej u Agi (sto lat!) stwierdziłam, że czas najwyższy powrócić na łamy bloga z nowymi trailerami. Podejrzewam, że teraz moje notki będą wyglądać właśnie w taki sposób – pisanie o filmach wychodzi mi zdecydowanie łatwiej niż pisanie o sobie. Jako temat przewodni dzisiejszych trailerów wybrałam filmy związane z postapokaliptycznymi wizjami świata. Co ciekawe, w zestawieniu znajdzie się miejsce także dla animacji. Ale wiadomo – wszystko jest dla ludzi ;).
 

The Book of Eli


Film opowiada historię Eli’ego strzegącego świętej księgi, która jest kluczem do ocalenia ludzkości… Jestem więcej niż pewna, że każdy człowiek potrafi wymienić przynajmniej jeden film o podobnej tematyce. Na pierwszy ogień od razu wynurza się zeszłoroczna produkcja Jestem Legendą z Willem Smithem w roli głównej. Trailer, jeśli mam być szczera, nie wzbudził mojego entuzjazmu, jednak pocieszam się myślą, że Denzel Washington oraz Gary Oldman zdecydowali się zagrać w filmie przekonani doskonałym scenariuszem, a nie wysokim honorarium. :)


2012


Ten film to tak naprawdę nie postapokalipsa, a apokalipsa pełną gębą. Tytuł odwołuje się do słynnej ostatnio przepowiedni Majów głoszących koniec świata w 2012 roku. Taki temat był idealny dla mistrza kinowej rozpierduchy czyli Rolanda Emmericha (Dzień Niepodległości, Pojutrze), który, sądząc po obrazach zawartych w trailerze, zrobi wszystko by jego najnowszy film był jeszcze bardziej efektowny od poprzednich. Nawet Bazylika św. Piotra się nie ostanie… A co do historii, wymyślonej na siłę bo rozpierducha oczywiście najważniejsza, łatwo się domyślić, że będzie skupiać się na garstce ludzi walczących o przetrwanie i będących biernym świadkiem kolejnych nieszczęść spadających kolejno na matuchnę Ziemię. Oczywiście, wśród nich znajdzie się ktoś, kto przewidział apokalipsę przed jej rozpoczęciem, został wyśmiany, aż jego prorocze słowa obrócą się w prawdę. Nie zabraknie też świętego prezydenta Stanów Zjednoczonych (czarnego, a jakże!) głoszącego patetyczne przemówienia o wadze ludzkiego życia, miłości i innych wspaniałościach. Reszta pozostaje nieistotna, wiadomo – rozpierducha pierwsza, logika druga.

Droga 

 
Droga jest ekranizacją wspaniałej i niezwykle wzruszającej książki Cormaca McCarthyego, autora To nie jest kraj dla starych ludzi. Film będzie się skupiać na wędrówce po zniszczonym świecie ojca (Viggo Mortensen, marzy mi się nominacja dla tego pana:) oraz syna (Kodi Smit-McPhee, nie za stare dziecko wybrali??). Obydwoje zmagają się z własnymi słabościami, głodem oraz niebezpieczeństwami czyhającymi w zmienionym, groźnym świecie. Jak już wspomniałam, książka była wspaniała i choć trailer prezentuje się na kolejne, bezmózgie kino akcji, autorzy filmu zapewnili oburzonych fanów, że ekranizacja będzie wierna oryginałowi, a filmik zmontowano w taki sposób, by przyciągnąć do kina więcej osób. Cóż, głupie, ale takie prawa rynku. Montaż trailera wybaczam, szkoda mi natomiast, że twórcy filmu pokusili się o rozwianie tajemnicy dotyczącej zniszczenia naszego świata. W książce czytelnik wiedział, że stało się COŚ, lecz nigdy się nie dowiedział, co to dokładnie mogło być. Trailer prezentuje próbę wyjaśnienia tego zdarzenia. Cóż, mam cichą nadzieję, że to kolejny zabieg mający na celu przyciągniecie więcej ludzi do kin, który w filmie zostanie całkowicie pominięty. 


Na koniec wspomniana przeze mnie animacja…


9


W 2006 roku Shane Acker zdobył nominację do Oscara za krótkometrażową animację zatytułowaną 9. 10-minutowa historia kukiełek walczących z potężnymi robotami co prawda statuetki nie zdobyła, ale zyskała u filmowców zielone światło na pełen metraż. I tak właśnie 9.9.2009 w USA nastąpi premiera tegoż dzieła (oby!). Polska premiera nastąpi 9 dni później, choć magia daty została zniszczona, a szkoda! Wracając do filmu, to po trailerze widać, że będzie on efektownym rozwinięciem treści krótkiego metrażu. Obsada, a także producenci, prezentuje się przebojowo. Módlmy się, by dystrybutorzy podeszli z większym szacunkiem do widza i nie zniszczyli animacji dubbingiem. To moja pierwsza obawa. Drugą jest zepsucie historii przez scenarzystów. W końcu 90 minut (standardowy czas animacji, nie sądzę, że ta będzie mieć więcej) to o 80 minut więcej od 10. Ja jestem jednak dobrej myśli, a nawet jeśli historia nie podoła, zostaje wysmakowana strona graficzna. Mniam!

Gosiak 

19 sierpnia 2009   Komentarze (5)

Filmowo ambitne przedsięwzięcie… vol....

Tak, tak, tak, ciągle żyję i przybywam z nowymi zwiastunami. Zgodnie z obietnicą, tym razem opisane zostanę 4 zwiastuny. Jako, że trwające wakacje to dla wielu magiczny okres, zdecydowałam się przedstawić 4 filmy (a dokładnie 3 filmy i jedną animację) z fantastyką mające nieco po drodze…

Lovely Bones


Film najprawdopodobniej wejdzie na ekrany polskich kin pod takim samym tytułem jak książka, czyli Nostalgia Anioła. Jednak po „genialnej” zmianie tytułu nadchodzącej Wyspy skazańców na Wyspę tajemnic wolę zachować ostrożność i dlatego też przedstawiam oryginalny tytuł. Film opowiadać będzie o 14-letniej Susie Salmon, która zostaje gwałcona i brutalnie zamordowana przez swojego sąsiada. Świat obserwuje z Niebios. Nie potrafi zapomnieć o członkach swojej rodziny, tak samo, jak oni nie potrafią zapomnieć o niej… Lovely Bones jest ekranizacją przepięknej (czytałam, wiem co pisze, to nie jest żaden chwyt marketingowy :P) książki Alice Sebold. Za stołkiem reżysera zasiadł Peter Jackson, współtwórca scenariusza filmu. W głównych rolach grają - Saoirse Ronan (nominacja do Oscara za Pokutę), Mark Wahlberg (nominacja do Oscara za Infiltrację), Rachel Weisz (Oscar dla najlepszej aktorki drugoplanowej w filmie Wierny Ogrodnik), Susan Sarandon (pięć nominacji, w tym jedna wygrana za Przed egzekucją) oraz Stanley Tucci (dwa Złote Globy na koncie). Jak widać, obsada jest imponująca i tylko Mark Wahlberg może budzić niepokój, gdyż po niezwykle udanej roli u Scorsese’ego popełnił dwie tragiczne role w Zdarzeniu i Max Payne. Miejmy nadzieję, że Jackson zmobilizuje go do aktorskiego wysiłku :). To chyba moja jedna obawa. Jackson kupił mnie wiele lat temu przepiękną trylogią WP, a potem zdobył genialnymi Niebiańskimi Stworzeniami, w których zgrabnie połączył świat rzeczywisty z wyimaginowanym. Mam nadzieję, że w równie łatwy sposób uda mu się przedstawić relację Nieba i Ziemi w Lovely Bones. I miejmy nadzieję, że nie ucieknie w tani kicz i tandetę :).

Ponyo


Po nieco poważniejszym Ruchomym Zamku Hauru Hayao Miyazaki swoją najnowszą animację kieruje do nieco młodszego odbiorcy. Historia będzie opowiadać o przyjaźni morskiej rybki zamienionej w dziewczynkę o imieniu Ponyo oraz pięcioletniego chłopca o imieniu Souske. Trailer prezentuje się przepięknie. Wygląda na to, że Hayao po raz kolejny porwie widza w magiczny, tym razem podwodny, świat. Szykuje się wspaniała zabawa dla starszych i młodszych widzów. Oby była na poziomie Mojego sąsiada Totoro.

The Imaginarium of Doctor Parnassus


Heath Ledger jest obecnie obok Rivera Phoenixa oraz Jamesa Deana uznawany za przedwcześnie zmarły talent. The Imaginarium… jest ostatnim filmem tego niesamowicie utalentowanego aktora. Zmarł w trakcie kręcenia filmu, ale Terry Gilliam nie chciał rezygnować z swojego projektu i do odegrania postaci Tonyego zaprosił trzech innych aktorów - Johnnyego Deppa,  Colina Farrella oraz  Jude Lawa. Trailer obecuje iście Gilliamowską podróż pełną magii i czarów.  Niepokoi mnie trochę rola modelki Lily Cole, ale miejmy nadzieję, że Terry wie co robi :).

Alicja w Krainie Czarów


No, podejrzewam, że tego tytułu polscy dystrybutorzy inaczej nie przetłumaczą :D. Trio Burton-Depp-Bonham Carter powraca w nowej, szalonej oprawie. Mroczny musical został zamieniony na kolorowy świat stworzony przez Lewisa Carolla. Nie będzie to jednak wierna adaptacja jego książki, gdyż akcja filmu ma mieć miejsce 20 lat po wydarzeniach znanych z pierwszego tomu przygód Alicji. Brzmi to nieco ryzykownie, ale pokładam nadzieje w Burtonie, którego rozbuchane pomysły rzadko zawodzą widza. Pierwszy trailer atakuje widza feerią kolorów oraz kolejną szaloną kreacją Johnnyego Deppa. Miejmy tylko nadzieję, że studio Disneya nie ugrzeczni filmu do tego stopnia, że tylko małe dzieci będą w stanie go strawić.

Do następnego,
Gosiak

09 sierpnia 2009   Komentarze (6)

I was (not) alone at the front line

W końcu nadszedł ten długo wyczekiwany dzionek. Zgodnie z chytrym planem wszystkie koncerty drugiego dnia Jarocina miałyśmy spędzić pod barierkami, więc około 16:30 zajęłyśmy z góry upatrzone pozycje po spokojniejszej stronie sceny i oto, co przeżyłam:


· The Black Tapes czyli radosny zespół z Warszawy. Fajne.
· Czesław Śpiewa czyli pierwsza gwiazda wieczoru. Hehe, radośnie było xD. Pozytywnie zaskoczyła mnie ilość fanów Czesława na festiwalu. Myślałam, że to nie do końca ten styl, a tymczasem tłum pod sceną był spory i zdaje mi się, że nawet słyszałam, jak niektórzy domagali się Fischikelli z płyty Tesco, która nie jest przecież tak popularna jak Debiut. Wesoła kapela Czesława była naprawdę wesoła i trudno było się nie uśmiechać, spoglądając i słuchając ich występu. No i ta klata Czesława – niezapomniany widok xD. Ogólnie pozytywny nastrój utrzymywał się przez cały występ. Settlistę jednak bym z deka zmieniła – out z tymi dwoma piosenkami po polsku, co nie ma ich w Debiucie, więcej Tesco. A Caesia&Ruben only in English brzmi jak dla mnie zdecydowanie lepiej niż pomieszana wersja. Niemniej Czesław nie zawiódł i pozytywnie rozkręcił licznie zgromadzoną publikę, w tym mnie :).
· Zapowiedź Koszmaru czyli mała ulewa na Czesławie. Rzeczywiście, w czasie, gdy dawał popis na scenie, popadało trochę, a my, niewyposażone w żaden sprzęt deszczochronny, odczułyśmy to dotkliwie i już po chwili przemokłyśmy do suchej nitki. Niektórym jednakowoż deszcz uatrakcyjnił festiwal, na dowód czego mogę przytoczyć rozmowę dwóch chłopaczków za nami po Czesławie: 
- Hej, słyszałem, że tam się w błocie taplają!
- Gdzie, gdzie? Lecimy!
I pognali ;)
· Bieg Po Zdrowie czyli bieg po kurtki. Zniechęcona jedynie częściowo skutecznymi próbami rozgrzania się skakaniem w oczekiwaniu na kolejnego wykonawcę, a także zaniepokojona wizją zamarznięcia na śmierć, podjęłam śmiałą decyzję o opuszczeniu mojej barierki w celu przyniesienia potrzebnego osprzętowania. Wyprawa, dzięki wykorzystaniu w jedną stronę nielegalnego skrótu przebiegła nadzwyczaj szybko, choć nie obeszło się bez pecha – gdy, wyposażona już we wzięte z namiotu kurteczki, wracałam do luki w ogrodzeniu, czaili się przy niej ochroniarze i niestety zamknęli ją dosłownie przed moim nosem. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - w drodze do normalnego wyjścia, ujrzałam ciekawy widok, a mianowicie pewnego pana kopiącego fosę wokół swojego namiotu ;). Niestety pod sceną okazało się, że moje miejsce zostało zajęte. Mimo to nie traciłam ducha, gdyż niewielka odległość od barierek, w jakiej się znalazłam dobrze rokowała na przyszłość :).
· The Automatic czyli przystojni panowie na gitarach. Pierwszą piosenkę usłyszałam jeszcze w drodze z namiotu, a była to piosenka bardzo fajna, coś z „believe” w refrenie ;) (Ha, znalazłam, „Raoul” to się nazywało). Potem także było pozytywnie, zwłaszcza „Monster”. Fajnie, że nie tylko wokalista, ale i gitarzyści mówili coś do publiki. I na końcu, jak udawali rozwalanie gitar xD
· Wiele Wody czyli zła pogoda z Walii. No i zaczęło się. Woda lała się strumieniami, kurtka nieprzemakalna jednak przemokła, bluzka przemokła, buty przemokły, a do gwoździa programu jeszcze ze dwie godziny. Plusem, że gdzieś w międzyczasie znów wbiłam się pod barierki. Choć teraz tym bardziej szkoda było z miejscówki rezygnować, jeślibym chciała doprowadzić się jakoś do suchszego i cieplejszego stanu (lub przykryć namiot folią ;)). Więc musiałam być twarda i jakoś przetrwać, co momentami nie było łatwe, lecz opłaciło się:).
· Myslovitz czyli lepiej niż na juwenaliach. Super było, bardzo mi się podobało, a deszcz akurat nie lał jakoś bardzo.
· Armia czyli męczarnia. Na początku Dzieci Jarocina były. A poza tym długo, zimno, mokro i Godzilla xD.
· New Model Army czyli liczenie piosenek. Pewnie w lepszych okolicznościach pogodowych spodobałoby mi się bardziej, a tak to: fajne, ale jak najszybciej chciałam już...
· IAMX czyli tzw. gwóźdź programu :D Niemiłosiernie długie rozkładanie sprzętu, zmarznięcie i przemoknięcie do suchej nitki, 8 godzin przebywania pod barierkami, start z dużym opóźnieniem - wszystko to przestało mieć znaczenie, gdy na scenę wkroczył ON – jak to ktoś zgrabnie ujął na laście – chudy bóg – Chris Corner! :D Dodatkową satysfakcję sprawił fakt, że dziewczyny za nami, które były już na n koncertach IAMX, pomyliły się w przewidywaniach zarówno co do początkowej piosenki jak i stroju Chrisa ;) Tego, co działo się przez kolejną godzinę nie potrafię nazwać inaczej niż czysta magia :). Co umiałam, to śpiewałam, a przy tym, czego nie umiałam i tak było zajebiście! Z minusów: zdecydowanie za krótko - brakło „Song Of Imaginary Beings” (a także: „Missile” – pan z Poznania, którego spotkałyśmy pod sceną prawie się rozpłakał z tego powodu, „President”, „S.H.E.”, „Simple Girl” i wielu innych cudownych piosenek), nie złapałyśmy całunu turyńskiego (jak dowiedziałam się później - nawet dwa były :/), a kiedy Chris zszedł ze sceny by się poprzytulać z fanami, to nie do nas ;(. Co mogę rzec: Ja chcę jeszcze raz! Jeszcze wiele razy! COME BACK TO POLAND SOON, CHRIS!

Niestety mój dobry nastrój nie utrzymał się długo – po powrocie do namiotu przeżyłam jeden z największych koszmarów w moim dość krótkim, i, nie oszukujmy się - niezbyt obfitującym w koszmary, życiu. Zimno, namiot przecieka, folia nie chce się trzymać, śpiwór mokry, ostatnie suche ubranie, ciemna nocka i daleko od domu. Na szczęście jakoś udało się przeżyć, dzięki czemu mogłam to wszystko napisać ;).

Luthien

23 lipca 2009   Komentarze (4)

Viva wakacje!

Co prawda, trwają już od jakiegoś czasu, dla niektórych dobiegają nawet już do półmetka, ale ja dopiero teraz uświadomiłam sobie, że pasuje napisać na bloga odpowiednią notkę. W jaki sposób celebrujecie wakacje? Jedni siedzą w ogródkach i piją z przyjaciółmi piwo, inni pluskają się zimnej wodzie, pozostali chodzą na spacerki. Ja podczas wakacyjnych dni słucham Lily Allen, późną nocą biegam z siostrą po Tarnowie a także kończę przepisywać Księgę Bólu.  Zachowuję także tradycję z zeszłego roku i zaczęłam oglądać nowy serial. Poprzednio był to Seks w Wielkim Mieście, teraz jest to True Blood.  Miło się ogląda w upalne wieczory zimnokrwiste wampiry. A jak doda się do tego pyszne arbuzy to już w ogóle raj na ziemi. Poza serialem, odbyłam już jeden, ale wspaniały wyjazd na Jarociński festiwal. Było świetnie i szkoda tylko, że pogoda zdewastowała ostatni dzień festiwalu, ale to co chciałam zobaczyć zobaczyłam, więc jestem HAPPY! Teraz po cichu liczę, że uda nam się z dziewuszkami zebrać we wrześniu i wyjechać gdzieś i popić trochę, bo później znowu się rozjedziemy i znowu ciężko będzie się nam spotkać. Podsumowując, staram się maksymalnie wykorzystać wolne dni, bo później nadejdzie straszny październik i koniec tego dobrego, jak to rzekła kiedyś Pała.
Na zakończenie wypowiedź pewnego radosnego „dzieciaka” na temat wakacji :)


Gosiak  

21 lipca 2009   Komentarze (2)

Filmowo ambitne przedsięwzięcie…

Zainspirowana różnymi artykułami na mojej ulubionej stronie netowej Esensja (z szczególnym wyróżnieniem Trailer Miesiąca i Co na w kinie zagra) postanowiłam co jakiś czas wrzucać na bloga notkę skupiającą się na nadchodzących filmach. Będę je przybliżać, prorokować i mendzić. Tak więc ostrzegam, że będzie strasznie :D. Na pierwszy ogień idą tylko dwa film, bo jestem nieco zabiegana, gdyż kończę pakowanie na festiwal w Jarocinie, a który jutro jadę z Agą. Jak wrócę żywa, to postaram się opisywać po cztery filmy.


The Last Airbender


Ekranizacja pierwszego sezonu hitowego w Stanach (u nas same Zmierzchy, Edzie-pedzie, Haj Skule i Hany Montany dzieciakom w głowach) serialu animowanego inspirowanego japońskimi animacjami pt. Avatar. Nazwa została zmieniona po ostrym sporze reżysera projektu M. Nighta Shyamalana z Jamesem Cameronem, który ostatecznie zwyciężył i także ochrzcił swój nowy projekt (co ciekawe, Avatar Camerona ma premierę wcześniej od Airbendera, a teasera ani widu ani słychu…). Historia po krótce prezentuje się mniej więcej tak – w pewnym świecie istniały cztery nacje – Ognia, Wody, Ziemi i Powietrza. Aby zachować równowagę w każdej z nacji odradzał się Avatar czyli osoba potrafiąca posługiwać się czterema żywiołami i mająca strzec porządku na świecie. Pewnego dnia Avatar przepadł i nacja Ognia wypowiedziała pozostałym nacjom wojnę i stopniowo zaczęła zajmować pozostałe państwa. Po 100 latach rodzeństwo z Wodnego państwa odkrywa w bryle lodu odkrywa zamrożonego chłopca, który okazuje się nikim innym a Avatarem. Teraz Aang (tak się właśnie Avatar nazywa) musi opanować posługiwanie się wszystkimi żywiołami by być gotowym stawić czoła królowi nacji Ognia. Wyrusza więc w podróż z nowymi przyjaciółmi a ich tropem podąża książę Zuko, syn przyszłego przeciwnika Aanga…
Wiąże z tym projektem duże nadzieje. Shyamalan jest reżyserem nierównym, miał w swoim dorobku zarówno dobre filmy jak i filmy słabe. Mam nadzieję, że Airbender będzie należeć do tej pierwszej kategorii. Jak na razie teaser prezentuje się ładnie i widowiskowo, z prorokowaniem poczekam do pierwszego trailera.


Inglourious Basterds 


Po udanym dyptyku Grindhouse nakręconym wspólnie z Robertem Rodriguezem, Quentin Tarantino powraca. Tym razem jego film nie dzieje się w obecnych dniach, a podczas II wojny światowej. Fabuła, jak to u Tarantino, prosta jak drut – grupa żydowskich żołnierzy bierze sobie za cel wybicie jak najwięcej nazistów. Proste, ale znając talent Tarantino czekają nas wytryski krwi, twisty akcji oraz cięte dialogi. Pitt na trailerze aktorsko prezentuje się wspaniale i oczekuję kreacji na poziomie równej tej z 12 małp, a jeśli reszta obsady będzie w połowie taka dobra jak on, szykuje się kolejna perełka z pod znaku TaranKina.


Do zobaczenia w przyszłym tygodniu, o ile wrócę :D.

Gosiak 

15 lipca 2009   Dodaj komentarz

Szłem ulicą, jadłem pizzę

Powyższy tytuł to rap stworzony na poczekaniu przez mojego zestresowanego kolegę. Wiadomo – sesja robi swoje. Na szczęście, dla mnie nadszedł już koniec tego ustrojstwa i jestem szczęśliwa i pozytywnie patrzę na przyszłe dni (tzn. wesele kuzyna oraz Iamx… festiwal w Jarocinie znaczy się :D). Aha – mam bardzo ważne pytanie – czy jest już jakiś wakacyjny hit?? Bo ostatnio tylko nad notatkami wisiałam (ewentualnie oglądałam Avatara) i niestety nie słyszałam żadnych rewelacji na ten temat. Jak co, to proszę o info:P. A dla przypomnienia, zeszłoroczny hit wakacji.


A jako ładne zakończenie notki wrzucam piosenkę, która wg mnie jest hitem idealnym na wakację, haha:D


Gosiak 

06 lipca 2009   Dodaj komentarz

Umcyk umcyk umcyk um…

Tak sobie właśnie słucham nowej płytki IAMX’a i naszła mnie ochota na napisanie czegoś na bloga (niemożliwe? A jednak!). Niestety, jak zwykle nie mam koncepcji, co dokładnie tutaj zamieścić. Hym… Widziałam ostatnio Terminatora: Ocalenie! I tam był Kyle Reese oraz T-800! Jak miło było ponownie oglądać tą dwójkę na ekranie, nawet jeśli pierwszego grał inny aktor, a drugi był stworzony komputerowo. Czasem jestem mało wymagająca.

Ostatnio pożyczyłam sobie Lód Dukaja. Książka zacna, ma około 1050 stron. Wszyscy w mojej familii bardzo przeżywają. Najwyraźniej cegłowy format dzieła sprawia, że każdemu się usta otwierają, najczęściej w okrzyku przerażenia typu: Jezus Maria CO TO JEST?? Lub Jezus Maria ile to będziesz czytać? Ile będę czytać, nie wiem. W każdym razie po dwóch tygodniach obcowania z zimnymi syberyjskim klimatami  stwierdzam, że książka czytania jest warta i nawet jeśli miałabym ją czytać przez rok i potem płacić karę za przedłużenie, przeczytam ją CAŁĄ! Ale chyba rok mi na niej nie zejdzie, bo jestem już na 436 stronie (sprawdziłam). W każdym razie warto pozostawać optymistą;).   

Chcieliście więcej? Trudno, nie chce mi się więcej pisać, uahah!

Gosiakowa

Ps. Witam na naszym blogu zaszczytnego „& Frienda”, która (mam nadzieję) zaszczyci nas jeszcze niejedną notką:>. 

12 czerwca 2009   Komentarze (2)

Jestem zajebwiszcza :D

Jako że udzielono mi pozwolenia, wklejam tutaj moją notkę z devianta, a mianowicie relację z I dnia Selector Festival w Krakowie :) 


Było naprawdę super!

Wyszedłszy z akademika ok. 21, chciałam jeszcze przed FF* zwiedzić całą przestrzeń festiwalową. Po dotarciu na miejsce jednak zaledwie spojrzałam do wnętrza namiotu Magenta Stage, a nastęnie w celu poznania reszty terenu udałam się do namiotu głównego. Po rzucie oka na telebim wiedziałam już, że zwiedzanie zostanie chwilowo zawieszone – otóż zobaczyłam Edwarda Nortona!:D A dziwne to, bo nic nie piłam (paliłam/zażywałam), a pan z Fischerspoonera, co skonstatowałam po chwili, tak naprawdę wcale nie przypomina tego aktora. Niemniej jednak opłacało się zostać. Byłam pozytywnie zaskoczona, bo nie spodziewałam się zacząć zabawy przed FF, a tu i poskakałam sobie trochę i poradowałam z przedstawienia na scenie i nawet wzięłam udział w wyimaginowanym filmie i pan uroczo powiedział w trzeciej osobie, że nas kocha, co było naprawdę sweet ;). Podobnie jak w przypadku Comy, pierwsze wrażenie po przesłuchaniu utworów zespołu na komputerze okazało się nieadekwatne do wystęu na żywo. 

Po wystęie pojedynczego F pozostało jeszcze całkiem sporo czasu do Franza*, więc teoretycznie mogłam powrócić do zwiedzania. Ale! Ambitnie chciałam być blisko sceny, toteż, kiedy większość ludzi zaczęła się rozchodzić, przemknęłam do przodu i wylądowałam jakieś pięć rzędów ściśniętych ludzi od barierek, na wprost środka sceny. I tutaj nastęuje raczej nieciekawa część mojej historii, a mianowicie jakieś 40-minutowe oczekiwanie i pilnowanie miejscówki. Jedyną rozrywką – podsłuchiwanie ludzi naokoło (najbardziej uradowało „ziarnko do ziarnka a zbierze się barierka” wypowiedziane przez człowieka przede mną, gdy jakieś dwie osoby ewakuowały się ze ścisku pod sceną:)). Minusem – palili. Gdy nadeszła magiczna godzina 23:00, początkowy tłumek pod sceną rozrósł się w tłum sięgający po najdalsze zakamarki namiotu;P (tak serio, to nie wiem, gdzie sięgnął, jednak widziałam za mną sporo ludzi, a i ścisk odczuwało się większy). Po jakichś 10’, w czasie których publiczność krzyczała, a panowie techniczni jeszcze majstrowali przy sprzęcie – jest radość!:D Na scenę wkracza Alex i spółka, co wywołuje żywiołową reakcję publiczności;P . Przy pierwszej piosence („Łer du ju du ju du ju łona łona goł”:D ) reakcja była jeszcze bardziej żywiołowa;P, co raz na zawsze (a przynajmniej do nastęnego koncertu) oduczyło mnie pchania się z żałosną kondycją pod scenę. Ale spoko, w te wakacje kupuję sobie fit-ball i biorę się za siebie, a wtedy żadne pogo nie będzie mi straszne ;D. Przepychana razem ze wszystkimi i podskakiwana (to nie ja podskakiwałam, to inni mnie podskakiwali;D) dotrwałam do połowy drugiej piosenki, po czym ewakuowałam się na z góry upatrzoną pozycję (no dobra – wcale nie była z góry upatrzona, ale dobrze brzmi;)). Widok okazał się nawet lepszy, gdyż pod sceną stali przede mną wysocy panowie, a w nowym miejscu znalazłam sobie przyjazną luczkę w tłumie, przez którą bardzo fajnie lukało się na Alexa (Ha! Lukało przez luczkę! :D); telebimy też dobrze widoczne. W międzyczasie (między pierwszą, a drugą piosnką Alex powitał nas staropolskim „cześć” co w równym stopniu ucieszyło publiczność, jak i jego samego (a może nawet jego bardziej ;P). Dalsza część koncertu baaardzo pozytywnie – poskakałam (w miarę moich skromnych możliwości czyli nie za wiele), podarłam się trochę (w sensie pokrzyczałam, a nie jak prześcieradło ;P), potańczyłam i ogólnie pozachwycałam zespołem:D. Z miłych momentów należy przytoczyć ładne uśmiechanie się Alexa, jednoczesne granie wszystkich czterech Franzów na perkusji oraz wysławianie się członków zespołu piękną polszczyzną;D – oprócz „cześć” było jeszcze „dzięki” oraz tytułowe „jeszczescie zajebwiszczy” (niestety w trakcie koncertu tego nie zrozumiałam, dopiero pan z www.miastomuzyki.pl mnie oświecił) Alexa oraz „mało?” Paula na początku bisów. Było widać, że oni też się fajnie bawili :). Generalnie atmosfera baaardzo pozytywna. Tradycyjne zakończenie „This fire” spaliło to miasto ;). A co najmniej ukontentowało część znajdującą się w tamtej chwili w pewnym niebieskim namiocie na Błoniach. Kiedy machałam na pożegnanie chłopakom z Glasgow, wiedziałam już, że warto było wydać każdą złotówkę:).

Po FF do Royksoppa pozostało wg programu jakieś 20’, a ja postanowiłam kontynuować w tak miły sposób przerwane zwiedzanie aerału (nie ja wymyśliłam to słowo – to pomysł Worda na synonim „rzestrzeni” ;P). Jeszcze raz rzuciłam okiem (oraz uchem) do wnętrza mniejszego namiotu, jednak, nie zachwyciwszy się, kontynuowałam zwiedzanie na świeżym powietrzu. Zjadłam promocyjną krówkę miasta Łodzi, przyjrzałam się bliżej kieszonkowej szczoteczce do zębów (!) ofiarowanej przez Play, wyrzuciłam ich ulotkę (o ja niewdzięczna!) i pospacerowałam między stoiskami z jedzeniem & pamiątkami. A, jeszcze oczarowała mnie liczba ToiToi i brak kolejek do tychże ;D. Podbudowana tym widokiem udałam się na ostatni występ tego wieczoru (poranka?).

Royksopp – przyjemnie, aczkolwiek bez rewelacji, choć to może kwestia mojego stanu (zasypianie na stojąco/bujająco). Obawiając się, że mogę tam paść i już nie wstać, opuściłam teren festiwalu przed końcem koncertu (byłam chyba jednak na większej części) i skierowałam do akademika. 


Pozdro dla wszystkich, którzy dotarli do końca

& Friend ;)


*Franz Ferdinand

P.S. Oglądając filmiki na Youtube, doszłam do wniosku, że Alex się jednak przywitał przed pierwszą piosenką (a może przywitał się dwa razy, tylko przed pierwszą piosenką nie usłyszałam z powodu pisków?). A na perkusji to grali chyba we trzech, za to czwarty grzechotał grzechotkami ;D

P.S.S. O, i jeszcze dodam gratis: http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,6695099,Selector_Festival__Haniebna_profanacja_Krakowa_.html \m/

07 czerwca 2009   Komentarze (2)

Życiowa i filozoficzna notka

 

Wracam niewierna, po długim wygnaniu i skazaniu na biotechnologiczne boje, z dala od humanistycznych zapędów. ... Wracam z morałem życiowym:

Profesor filozofii stanął przed swymi studentami i położył przed sobą kilka przedmiotów. Kiedy zaczęły się zajęcia, wziął spory słoik po majonezie i wypełnił go po brzegi dużymi kamieniami. Potem zapytał studentów, czy ich zdaniem słój jest pełny. Oni zaś potwierdzili. Wtedy profesor wziął pudełko żwiru, wsypał do słoika i lekko potrząsnął. Żwir oczywiście stoczył się w wolną przestrzeń między kamieniami. Profesor ponownie zapytał studentów, czy słoik jest pełny, a oni ze śmiechem przytaknęli. Profesor wziął pudełko piasku i wsypał go, potrząsając słojem. W ten sposób piasek wypełnił pozostałą jeszcze wolną przestrzeń. Profesor powiedział: "Chciałbym, byście wiedzieli, że ten słój jest jak wasze życie. Kamienie - to ważne rzeczy w życiu: wasza rodzina, wasz partner, wasze dzieci, wasze zdrowie. Gdyby nie było wszystkiego innego, wasze życie i tak byłoby wypełnione. Żwir - to inne, mniej ważne rzeczy: wasze mieszkanie, wasz dom albo wasze auto. Piasek symbolizuje całkiem drobne rzeczy w życiu, w tym waszą ciężką pracę. Jeżeli najpierw napełnicie słój piaskiem, nie będzie już miejsca na żwir, a tym bardziej na kamienie. Tak jest też w życiu: Jeśli poświęcicie całą waszą energię na drobne rzeczy (pracę), nie będziecie jej mieli na rzeczy istotne. Dlatego dbajcie o rzeczy istotne - poświęcajcie czas waszym dzieciom i waszemu partnerowi, dbajcie o zdrowie. Zostanie wam jeszcze dość czasu na pracę, dom, zabawę itd. Zważajcie przede wszystkim na duże kamienie - one są tym, co się naprawdę liczy. Reszta to piasek."

Po zajęciach jeden ze studentów wziął słój, wypełniony po brzegi kamieniami, żwirem i piaskiem. Nawet sam profesor zgodził się, że słój jest pełny. Student bez problemu wlał do słoja butelkę piwa. Piwo wypełniło resztę przestrzeni - wręcz wsiąknęło w piasek - teraz słój był naprawdę pełen.

Morał z tej historii - nieważne, jak bardzo wasze życie jest wypełnione, zawsze jest jeszcze miejsce na browarka.

Pzdr, Łania :)

26 maja 2009   Komentarze (1)

Strajkuję, więc piszę…

Mam projekt. Jest nim analiza bloga polityka. Moją ofiarą jest Zbigniew Girzyński. Może wielu się zapyta: kto zacz? Natychmiast im odpowiem: polityk piszący bloga!
A gdy tak czytałam sobie zapiski (dokładnie 20 zapisków) pana G., stwierdziłam, że czas odkurzyć starego KMWP'owskiego bloga.
Ale tak naprawdę nie powinnam tego robić, gdyż stwierdziłam, że strajkuję i nic nie piszę bo i laski nic nie piszą. W końcu jednak postanowiłam ogłosić wszem i obec swój strajk, jak ten wspaniały pan, który podniósł swoją słuchawkę i oświadczył:
„Nie odbiere!”
Tak więc, ja nie piszę :).
Wracam do pana G. i do truskawek. Mniam!
Gosiakowa

21 maja 2009   Komentarze (2)

Posumowanie Oscarów

Nie mam siły opisywać całej gali, skupię się tylko na moich typach i wygranych.


PEŁNOMETRAŻOWY FILM ANIMOWANY
Obstawiałam: WALL.E
Dostał: WALL.E
KRÓTKOMETRAŻOWY FILM ANIMOWANY
Obstawiałam: Brak kandydata, gdyż widziałam tylko jedną animację
Dostał: La Maison en Petits Cubes
FILM NIEANGLOJĘZYCZNY
Obstawiałam: Klasa lub Walc z Bashirem
Dostał: Okuribito
EFEKTY SPECJALNE
Obstawiałam: Ciekawy przypadek Benjamina Buttona
Dostał: Ciekawy przypadek Benjamina Buttona
DŹWIĘK
Obstawiałam: Mroczny rycerz
Dostał: Slumdog. Milioner z ulicy
MONTAŻ DŹWIĘKU
Obstawiałam: Mroczny rycerz
Dostał: Mroczny rycerz
CHARAKTERYZACJA
Obstawiałam: Ciekawy przypadek Benjamina Buttona
Dostał: Ciekawy przypadek Benjamina Buttona
KOSTIUMY
Obstawiałam: Księżna ewentualnie Australia lub Ciekawy przypadek
Dostała: Księżna
SCENOGRAFIA
Ostawiałam: Oszukana lub Ciekawy przypadek Benjamina Buttona
Dostał: Ciekawy przypadek Benjamina Buttona
PIOSENKA
Obstawiałam: O Saya (Slumdog)
Dostało: Jai Ho (Slumdog)
MUZYKA
Obstawiałam: Slumdog
Dostał: Slumdog
MONTAŻ
Obstawiałam: Mroczny rycerz ewentualnie Slumdog
Dostał: Slumdog
ZDJĘCIA
Obstawiałam: Slumdog
Dostał: Slumdog
AKTORKA DRUGOPLANOWA
Obstawiałam: Marisa Tomei ewentualnie Penelope Cruz
Dostała: Penelope Cruz
AKTOR DRUGOPLANOWY
Obstawiałam: Heath Ledger
Dostał: Heath Ledger
AKTORKA PIERWSZOPLANOWA
Obstawiałam: Anne Hathaway ewentualnie Kate Winslet
Dostała: Kate Winslet
AKTOR PIERWSZOPLANOWY
Ostawiałam: Mickey Rourke
Dostał: Sean Penn
SCENARIUSZ ADAPTOWANY
Obstawiałam: Slumdog ewentualnie Frost/Nixon
Dostał: Slumdog
SCENARIUSZ ORYGINALNY
Obstawiałam: WALL.E
Dostał: Milk
REŻYSERIA
Obstawiałam: David Fincher
Dostał: Danny Boyle
FILM
Obstawiałam: Slumdog! Slumdog! Slumdog! ewentualnie Frost/Nixon
Dostał: Slumdog

Podsumowała,
Gosiakowa

24 lutego 2009   Komentarze (4)

Moje typy Oscarowe

Już od jakiegoś czasu zbieram się do napisania czegoś na blogu. Zbieram się, zbieram i zbieram. Dzisiejsze rozdanie Oscarów nieco mnie otrzeźwiło i postanowiłam napisać moje typy do złotego golasa,  gdyż obejrzałam większość oscarowych filmów (wyjątek – Piorun, Spotkanie, filmy nominowane do Oscara nieanglojęzycznego, dokumenty, krótkometrażówki aktorskie, dokumentalne  oraz animowane*). Tak więc, typowanie czas rozpocząć!

PEŁNOMETRAŻOWY FILM ANIMOWANY:
"Piorun"
"Kung Fu Panda"
"WALL.E"


Co prawda, Pioruna nie widziałam, ale i tak z całą pewnością stwierdzam – WALL.E, WALL.E i tylko WALL.E. Panda może ma może bajeczną animację, jednak scenariusz jest cienki i do pięt nie dorasta historii zakochanego robota, która zachwyci nie tylko dzieci ale i dorosłych (wiem, pisze się tak o każdej animacji, jednak ta 100% zasługuje na miano „dla wszystkich”).


KRÓTKOMETRAŻOWY FILM ANIMOWANY:
"La Maison en Petits Cubes"
"Lavatory - Lovestory"
"Oktapodi"
"Presto"
"This Way Up"


Z pięciu nominowanych animacji widziałam tylko jedną (zasługa zachwyconej Kasi) – Presto. Jeśli chodzi o scenariusz, to nie powala. Animacja jednak jest prześliczna (głównego bohatera aż chce się wyściskać!) ale czy zasłużyła na Oscara, ciężko napisać. Choć z drugiej strony siedem lat temu cukierkowate The ChubbChubbs sprzątnęło Oscara poważnej Katedrze, więc może… A może nie;).


FILM NIEANGLOJĘZYCZNY
"Baader - Meinhof"
"Klasa"
"Okuribito"
"Revanche"
"Walc z Bashirem"


Jak już pisałam, nie widziałam żadnego z nominowanych filmów, ale obstawiam Klasę lub animowany Walca z Bashirem, które były zachwalane na Rottentomatoes, Esensji oraz IMDB. 


EFEKTY SPECJALNE:
"Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"
"Mroczny rycerz"
"Iron Man"


Hym… Każdy trójki kandydatów zasłużył, ale wnioskuję, że Iron Man statuetki nie dostanie, bo efektów specjalnych było w filmie… za dużo. Akademia lubi, gdy efekty są, ale nie rzucają się w oczy (stąd brak nagrody dla Transformersów oraz całkowicie pominięcie filmu Pojutrze, który był typowany przez recenzentów do nagrody). Wg mnie statuetkę zgarnie Ciekawy przypadek… za wygładzenie twarzy Barda Pitta ze zmarszczek (to już podchodzi za efekty specjalne a nie charakteryzację) oraz za fantastyczne sceny na statku odbywające się podczas II wojny światowej.
 

DŹWIĘK:
"Mroczny rycerz"
"Iron Man"
"Slumdog. Milioner z ulicy"
"WALL.E"
"Wanted - Ścigani"

MONTAŻ DŹWIĘKU:
"Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"
"Mroczny rycerz"
"Slumdog. Milioner z ulicy"
"WALL.E"
"Wanted - Ścigani"


Te dwie kategorie najczęściej są wręczane tym samym filmom (są oczywiście wyjątki, np. rok 2007), tak więc ja do zwycięstwa tupuję Mrocznego Rycerza.


CHARAKTERYZACJA:
Greg Cannom - "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"
John Caglione, Jr. Conor O’Sullivan - "Mroczny rycerz"
Mike Elizalde, Thom Floutz - "Hellboy: Złota Armia"


Dziwi mnie trochę nominacja w tej kategorii dla Mrocznego Rycerza – czy pomalowanie twarzy Heatha to już od razu szczyt doskonałej charakteryzacji? (Pod uwagę nie biorę mało przekonującej zmiany Harveya Denta w Dwie Twarze, bo to już była zasługa efektów specjalnych.) Dla mnie Oscara zgarnie Ciekawy przypadek… bo przemiana Brada Pitta w pomarszczonego chłopca jest wyborna!
 

KOSTIUMY:
Catherine Martin - "Australia"
Jacqueline West - "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"
Michael O’Connor - "Księżna"
Danny Glicker - "Obywatel Milk"
Albert Wolsky - "Droga do szczęścia"


Akademia uwielbia w tej kategorii nagradzać filmy kostiumowe. Wnioskuję więc, że wygra Książna, choć może członkowie Akademii nie będą chcieli powtórki po Marii Antoninie i nagrodzą Australię lub Ciekawy przypadek…
 

SCENOGRAFIA:
James J. Murakami, Gary Fettis - "Oszukana"
Donald Graham Burt, Victor J. Zolfo - "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"
Nathan Crowley, Peter Lando - "Mroczny rycerz"
Michael Carlin, Rebecca Alleway - "Księżna"
Kristi Zea, Debra Schutt - "Droga do szczęścia"


W tej kategorii pojedynek stoczą dwa filmy – Oszukana i Ciekawy… Do pojedynku może się nieśmiało wtrącić Księżna, ale wątpię. Droga do szczęścia i Mroczny rycerz obejdą się smakiem (bardziej ten drugi, w ogóle nie zasługujący na tą nominację).
 

PIOSENKA:
"Down to Earth" - "WALL.E"
"Jai Ho" - "Slumdog. Milioner z ulicy"
"O Saya" - "Slumdog. Milioner z ulicy"


Akademia po raz kolejny olewa rockowe piosenki (gdzie jest The Little Things z Wanteda? A Another Way To Die z Quantum of Solance?) i powtarza tradycję nominowania kilku piosenek z tego samego filmu. Down to Earth jest pod Oscary pisany, ale według mnie statuetkę zgarnie O Saya – piosenka, która doskonale łączy amerykańskość z indyjskimi rytmami.

MUZYKA:
Alexandre Desplat - "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"
James Newton Howard - "Opór"
Danny Elfman - "Obywatel Milk"
A.R. Rahman - "Slumdog. Milioner z ulicy"
Thomas Newman - "WALL.E"


Slumdog, Slumdog i jeszcze raz Slumdog! Doskonała, żywiołowa ścieżka dźwiękowa, którą równie dobrze słucha się bez znajomości filmu.

MONTAŻ:
Kirk Baxter, Angus Wall - "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"
Lee Smith - "Mroczny rycerz"
Mike Hill, Dan Hanley - "Frost/Nixon"
Elliot Graham - "Obywatel Milk"
Chris Dickens - "Slumdog. Milioner z ulicy"


Mroczny rycerz vs Slumdog. Z naciskiem na to pierwsze.

ZDJĘCIA:
Tom Stern - "Oszukana"
Claudio Miranda - "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"
Wally Pfister - "Mroczny rycerz"
Chris Menges, Roger Deakins - "The Reader. Zaklinacz słów"
Anthony Dod Mantle - "Slumdog. Milioner z ulicy"

Zastanawiam się pomiędzy Ciekawym przypadkiem… a Slumdogiem. Chyba jednak ten drugi, gdyż w doskonały sposób ukazał Indie jako kraj wielkich kontrastów – piękno i brzydota, czystość i brud itp. Przesycone sepią zdjęcia Ciekawego przypadku… nie zapadają tak w pamięć.

AKTORKA DRUGOPLANOWA:
Amy Adams - "Wątpliwość"
Penelope Cruz - "Vicky Cristina Barcelona"
Viola Davis - "Wątpliwość"
Taraji P. Henson  - "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"
Marisa Tomei - "Zapaśnik"


Nie mam żadnej faworytki. Violi Davis jest jak dla mnie za mało w Wątpliwości (JEDNA scena), choć parę lat temu podobna sytuacja była z Judi Dench, która za kilkuminutową rolę w Zakochanym Szekspirze dostała Oscara. Czy historia się powtórzy, zobaczymy, według mnie Viola na Oscara nie zasługuje. Podobnie jest z Amy Adams, rola dobra, ale trochę przerysowana, nosząca piętno Zaczarowanej księżniczki Giselle. Taraji P. Henson też była dobra, ale też nie powalała. Bardziej w roli kochającej matki parę lat temu przekonała mnie Sharon Warren z Ray’a, która została ładnie pisząc olana przez akademię. Zostały mi jeszcze dwie kandydatki – Marisa Tomei i Penelope Cruz – one z całej piątki były najlepsze, choć jednocześnie, obie miały lepsze role niż te. Podejrzewam, że pojedynek rozegra się między nimi dwoma. Osobiście mam nadzieje, że statuetkę wygra Marisa, która może wreszcie zyska większe uznanie w Hollywood.
 

AKTOR DRUGOPLANOWY:
Josh Brolin - "Obywatel Milk"
Robert Downey Jr. - "Jaja w tropikach"
Philip Seymour Hoffman - "Wątpliwość"
Heath Ledger - "Mroczny rycerz"
Michael Shannon - "Droga do szczęścia"


W przeciwieństwie do powyższej kategorii, tutaj KAŻDY z panów na statuetkę zasługuję. Jednak ja obstawiam Heatha Ledgera, który moim skromnym zdaniem był jednak najlepszy. I wcale nie piszę tego dlatego, że ten genialny aktor nie żyje. Statuetka należałaby mu się równie dobrze gdyby żył. (Chlip)

AKTORKA PIERWSZOPLANOWA:
Anne Hathaway - "Rachel Getting Married"
Angelina Jolie - "Oszukana"
Melissa Leo - "Frozen River"
Kate Winslet - "The Reader. Zaklinacz słów"
Meryl Streep - "Wątpliwość"


Zacznę od tego, że Angelinę Jolie powinna zastąpić Sally Hawkins z Happy-Go-Lucky, która aktorstwem biła na głowę Angelinę. Jolie zagrała poprawnie, dodatkowo miała pomoc w scenariuszu, gdyż jej rola była wyraźnie pisana pod Akademię. Jednak aktorce nie udało się wycisnąć z roli czegoś więcej, co zamieniłoby jej bohaterkę w postać z krwi i kości. Także Meryl Streep nie zachwyciła tak jak powinna. Jednak aktorka zebrała już tyle wyróżnień, że za jednym Oscarem z pewnością nie zapłacze. Gra Melissy Leo była wg mnie za oszczędna, jako zdesperowana matka mogła pokazać znacznie więcej. Kate Winslet była dobra, jednak o wiele lepsza byłą w Drodze do Szczęścia, za którą nawet nie dostała nominacji. Ale podejrzewam, że Akademia właśnie jej wręczy statuetkę, by wynagrodzić poprzednie braki złotego golasa. A szkoda, bo Anne Hathaway była od niej zdecydowanie lepsza. Niestety, film w którym grała jest produkcją zdecydowanie mniej rozreklamowaną i o wiele mniejszym budżecie i podejrzewam, że to zaważy o porażce aktorki (oby nie! Oby nie!).
 

AKTOR PIERWSZOPLANOWY:
Richard Jenkins - "Spotkanie"
Frank Langella - "Frost/Nixon"
Sean Penn - "Obywatel Milk"
Brad Pitt - "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"
Mickey Rourke - "Zapaśnik"


Jak już pisałam, nie widziałam Spotkania, więc o roli Richarda Jenkinsa się nie wypowiadam. Mam jednak problem z wybraniem najlepszego aktora – Langella, Penn i Rourke równo zasługują na statuetkę. Pitt jest od nich zdecydowanie słabszy od wymienionych przeze mnie panów i jeśli zgarnie statuetkę, to uznam to za pomyłkę na równi z Oscaraem dla Gwyneth Paltrow za Zakochanego Szekspira oraz zwycięstwem Infiltracji a bezczelnym pominięciem doskonałej Królowej. Wracając do trójki wymienionych przeze mnie aktorów, to stawiam na Rourka – Oscar wyniesie go z niebytu. Amerykanie uwielbiają takie historie;).

SCENARIUSZ ADAPTOWANY:
Eric Roth, Robin Swicord - "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"
John Patrick Shanley - "Wątpliwość"
Peter Morgan - "Frost/Nixon"
David Hare - "The Reader. Zaklinacz słów"
Simon Beaufoy - "Slumdog. Milioner z ulicy"


Wątpliwość była dla mnie za bardzo teatralna (w końcu powstała w oparciu o sztukę), brakowało jej filmowej iskry. Lektor niezgrabnie lawirował między strefami czasowymi (bum! i już 15 lat w przód) i przez pierwszą część filmu dłużył się nieco i najważniejsze – nie budził emocji. Benjamin Button był dobry i Akademię może urzec fakt, że scenarzyści byli w stanie zamienić króciutkie opowiadanie na 3 godzinną opowieść o miłości (!). Dla mnie jednak najlepszy był Slumdog oraz Frost/Nixon. Pierwszy urzekał magią, optymizmem ale bez przesadnej naiwności. Drugi natomiast zachwyca zgrabnymi dialogami, które aż się miło słucha. Ciężko mi wybrać między tymi dwoma, jednak stawiam na Slumdoga.

SCENARIUSZ ORYGINALNY:
Courtney Hunt - "Frozen River"
Mike Leigh - "HAPPY-GO-LUCKY, czyli CO NAS USZCZĘŚLIWIA"
Martin McDonagh - "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj"
Dustin Lance Black - "Obywatel Milk"
Andrew Stanton, Pete Docter, Jim Reardon - "WALL.E"


A co tam, napiszę – na Oscara najbardziej zasługuje WALL.E! Nie obchodzi mnie, że to scenariusz filmu animowanego przepiękny sposób przeplata historię miłosną z problemami współczesnego świata (zbyt duża ilość śmieci, globalne ocieplenie itp.). A jeśli nie WALL.E to Najpierw strzelaj… - bardzo tarantinowska historia, a ja takie lubię ;).

REŻYSERIA:
David Fincher - "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"
Ron Howard - "Frost/Nixon"
Gus Van Sant - "Obywatel Milk"
Stephen Daldry - "The Reader. Zaklinacz słów"
Danny Boyle - "Slumdog. Milioner z ulicy"


Każdy z piątki zasługuje na statuetkę mniej lub więcej. Stawiam jednak na David Finchera, który tyle razy powinien dostać Oscara za swoje Siedem. Czas, by akademia naprawiła błąd.

FILM:
"Ciekawy przypadek Benjamina Buttona"
"Frost/Nixon"
"Obywatel Milk"
"The Reader. Zaklinacz słów"
"Slumdog. Milioner z ulicy"
Napiszę to, co ostatnio powtarzam w koło: Slumdog, Slumdog, i jeszcze raz Slumdog! Ewentualnie Frost/Nixon :).

To tyle. To oczywiście moja osobista opinia. Czy się sprawdzi, zobaczymy. Pamiętajmy jednak, że Akademia wcale nie dyktuje historii kinematografii. I dobrze;)

Gosiak

Uwaga! The Reader. Zaklinacz Słów zmienił z czasem tytuł na Lektor. Nie chciało mi się zmieniać, za lenistwo przepraszam!

Przepraszam za błędy ale nie mam siły tego czytać;D.

*w końcu jestem człowiekiem a nie androidem ;p

22 lutego 2009   Komentarze (5)

Ale co? – zapytał pan w kinie

Wczoraj poszłam do kina, aby choć na chwilę dać odetchnąć szarym komórkom i nie myśleć o sesji. Niestety, mieszkam w Tarnowie i miałam tylko dwa filmy do wyboru – Zmierzch lub Idealny facet dla mojej dziewczyny. Z oczywistych powodów wybrałam ten pierwszy*. Na miejscu nastąpiło zdziwienie, bo sądziłyśmy (tzn. ja i Gandzia), że ludzi będzie w kinie więcej, w końcu to ekranizacja hitowej książki (uahahahahahahahahahahahahahahahahahahha!) a poza tym, przecież Edzia kochają (prawie) wszyscy. Gdy wreszcie otrząsnęłam się z zdziwienia, nastąpiło to, co lubię w kinie najbardziej – światła zaczęły gasnąć. Usadowiłam się wygodnie w fotelu i oczekiwałam na trailery, a tak dokładnie na jeden trailer – trailer Strażników. Na myśl do zobaczeniu Komedianta, Rorschacha oraz Dr Manhattana na dużym ekranie dostawałam padaczki, ślinotoku i czort wie jeszcze czego. Ale los nie był dla mnie łaskawy, bo puszczono tylko trailer Włatców Móch. Cóż, niepotrzebnie się nakręcałam… A potem zaczął się film, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie trafiłam w jakąś dziurę czasową, gdzie minuty zamieniły się w godziny. Nuda, nuda, nuda, ziewwwwwwwww. Była jednak jedna pamięta chwila – kiedy Edzio pokazał Belli jak wygląda w słońcu. Siedzący obok mnie gościu najwyraźniej książki nie czytał, bo aż się podniósł i pochylił się w stronę ekranu z pytaniem: „Ale co??”. Heheh;D
A, w Zmierzchu była jeszcze jedna sentencja warta zapamiętania – piwo określone jako witamina p. Co tu dużo pisać, po kinie poleciałam uzupełnić jej niedobory i nawet sesja przez chwilę wydawała mi się mniej straszna;D.

Gosiak


*uwaga! „Oczywisty powód” wcale nie oznacza miłości do Edwarda!!!!

05 lutego 2009   Komentarze (7)

Another year over. A new one just began

Żeby Gorzata nie czuła się samotna strzelę notkę :D. G. zajęła się perspektywami na 2009, no to ja napiszę, co to ciekawego było w 2008.

Był to kolejny rok rozwoju alkoholowego, miejmy nadzieję, że również intelektualnego i emocjonalnego :D. Pewnie jakieś 500 razy odwiedziliśmy Rycerską, spotykałyśmy się 1000 razy ..... czyli powtarzałyśmy pewne zwyczaje...

Ale był to też rok pierwszych razów :>. W wakacje KMWP pierwszy raz upiło się Fantą w pociągu na placu zabaw. Także pierwszy raz odwiedziłyśmy Kabaret i pierwszy raz piłyśmy Cosmopolitana. I pierwszy raz miałyśmy sesję. I zimową i letnią. I zdałyśmy. I skończyłyśmy - stety/niestety pierwszy rok studiów.

Jest to też rok odmiany Kasi. Stała się uczestniczką klubowych imprez (wcześniej tylko je organizowała :D).

2008 zakończyliśmy a 2009 zaczęliśmy na Dietla, wspaniałym miejscu, gdzie marzenia się spełniają :D Towarzyszyło nam morze sexi chłopców, w tym część niestety zajętych. Był też z nami Batman on drugs, Sokół, Pono i mikrofon. W ten sposób pierwszy raz w życiu spotkało się na Sylwestrze całe KMWP + friends. I widocznie tak miało być.

Cholera, życie ucieka tak niesamowicie szybko, że trudno mi znaleźć granice czasowe dla tego co robiłyśmy. Więc... było ale się zbyło.

....Ale... podsumowywując...:


wakacje...

wódka z arbuza :):

marcinka:

listopadowy weekend długi:

kolejny raz:

tarnów w listopadzie:

nie ma jak drin :D

kasia tańcząca z ogniem:

choinka w Rycerskiej:

piwo chlej..

sylwester : ):


Do siego roku : D


Łania
04 stycznia 2009   Komentarze (4)

Musztarda po obiedzie

Ostatniego dnia roku 2008, czyli 31 grudnia, miałam (zgodnie z moim obyczajem blogowym) złożyć wszystkim noworoczne życzenia i zapewnie wrzucić dla podkreślenia zdarzenia jakiś dopasowany tekst piosenki oraz jakieś zdjęcie. Ale tego nie zrobiłam. Cały dzień gdzieś biegałam (lub oglądałam przyjaciół) a wieczorem tłukłam się pociągiem lub balowałam. Następne dnie spędziłam na odsypianiu, pisaniu, studiowaniu… aż stwierdziłam, że czas nadrobić zalęgłości. Oczywiście, moje życzenia to taka musztarda po obiedzie, ale głodny zje podobno wszystko ;p. Tak więc życzę wszystkim spełnienia marzeń, przygód, pieniędzy i alkoholu w 2009 roku. Jeśli ktoś życzy sobie coś innego, to niech doda to do listy. A jako prezent wrzucam motywującą przemowę różnych postaci filmowych :D

Gosiak

PS. Oczywiście, nikogo nie zmuszam do jedzenia musztardy;D

04 stycznia 2009   Komentarze (1)

Na sam koniec…

Święta, święta i już prawie po świętach. To szokujące, jak długo szykujemy się dla trzech świątecznych dni. Ile jest biegania po sklepach, szukania odpowiednich prezentów, gotowania, sprzątania, ubierania choinki i czort wie czego jeszcze. No, ale jak to mówią: „tradycja to tradycja”. A tradycja to podobno rzecz święta. Trzeba więc ją celebrować co roku. A gdy już 3 tradycyjne dni przeminą pozostaje nam odetchnąć z ulgą i zacząć liczyć straty w portfelu (na szczęście, moje straty zostały wynagrodzone, więc można powiedzieć, że wyszłam na 0). .. Ale ja tu smęcę o końcu świąt, a one jeszcze trwają:). Tak więc dla podtrzymania świątecznych akcentów prezentuję ten przezabawny filmik…

Heheh, Wesołych Świąt!

Gosiak

26 grudnia 2008   Komentarze (1)

Hehehe???

Dostrzegłam, jak bardzo nasz blog jest zacofany. Znowu. No, ale prosiłam grzecznie i nie odniosło to upragnionego skutku. Trudno – tak się podobno mówi;). Moja notka będzie notką – zapychaczem (znowu). Pomysł zaczerpnęłam od mojego wykładowcy z marketingu…

Jak nazywa się miast w Polsce na dwie litery?


UĆ


Hahahahah (bardzo wymuszony śmiech)


A jak nazywa się zwierze na dwie litery?


QŃ


AHAHAHAHA (jeszcze bardziej wymuszony śmiech)
No, koniec szaleństwa. Do następnej notki


Gosiak

18 grudnia 2008   Komentarze (1)

Czy wiecie, że…? + parodia

Kiedyś napisałam notkę pt. „Czy wiecie, że…?”, która spotkała  z oburzeniem i posądzeniami, że piszę pierdoły, czy coś takiego. Dziś powracam do tradycji, gdyż wczoraj przeczytałam coś cudownego w gazecie codziennej Fakt.
Otóż…


Hitler miał JEDNO jądro.


………………………………


………………………………


Koniec sensacji.
A teraz moja stara parodia WP. Bardzo głupia i pełna błędów, ale nie chcę, by zaginęła w eterze, a Łania pisała mi, że miejsca na stronie zaczyna brakować, więc co gorsze kawałki przeniosę tutaj


Władca Obrączek - Drużyna Hazardzistów


UWAGA! Czytanie tego grozi niechybnym postradaniem zmysłów:).

Oto parodia "Władcy Pierścieni" którą zatytułowałam "Władca Obrączek - Drużyna Hazardzistów".
Postacie nazywają się inaczej niż w książce/filmie, więc postanowiłam wypisać wszystkie imiona bohaterów, aby zapobiec jakimkolwiek pomyłkom:
*Frodo Baggins - Lodo Grzybins
*Bilbo Baggins - Alibo Grzybins
*Aragorn (Obieżyświat) - Paragon (Obierka)
*Merry - Marian
*Pippin - Pipi
*Sam - Mam
*Arwena - Tawerna
*Gandalf Szary - Gandi Szarak
*Legolas - Legoland
*Gimli - Mili
*Boromir - Bolo-milek/Bolo-mil/Bolek
*Saruman Biały - Szurman Białas
*Nazgule - Zbóle
*Orki - Worki
*Lurtz - Bruds
*Uruk-Hai - Wróg-Hali
*Balrog - Lalgog
*Troll - Twor
*Celeborn - Kelekit
*Garadiela - Miśmela
*Elrond - Wrząd
*Shire - Hi-He
*Niziołek - Nistołek
*Bag End - Tag Send
*Gollum - Mlum
*Śródziemie - Śródstopie
*Sauron - Szałwkonie
*Isildur - Iśmidum
*Elf - Jelnf
*Modor - Ugor
*Bree - Bee
*"Pod rozbrykanym kucykiem" - "U opitego mustanga"
*Strażnik - Wartownik
*Rivendell - Gnijwendell
*Człowiek - Luć
*Krasnolud - Karłolud
*Arathorn - Kasa Fiskalna
*Góra Przeznaczenia - Góra Znudzenia
*Żądełko - Igiełka
*Mithril - Zgrzythil
*Przełęcz Karadhras - Przełęcz Alewrzask
*Kopalnia Moria - Kopalnia Marja
*Balin - Gnali
*Lothlorien - Smrodolorien

Oto wszystkie ważniejsze postacie i rasy, które występują w tym opowiadaniu.
Ostatnia rada - przed przeczytaniem mojej parodii dobrze by było oglądnąć film.


"Władca Obrączek-Drużyna Hazardzistów"

          Do Hi-He przyjeżdża dwukółka, załadowana po same brzegi petardami.
Ciągnie ją stary dziadek, z zanurzonym nosem w jakiejś ciekawej lekturze.
- ...kiedy ustawisz już petardę, to ją podpal... - czyta jedno ze zdań z instrukcji posługiwania się petardami.
- Hej! Witaj Szaraku! - wtem ktoś przerywa mu naukę, to młody nistołek Lodo Grzybins.
Dziadek na jego widok szybko chowa instrukcję za siebie.
- Witaj Srodo! - krzyczy w odpowiedzi.
- Nazywam się LODO - poprawia młody.
- Lodo?... Ach, rzeczywiście! Ta skleroza! - dziadek wciąż krzyczy, pomimo tego że nistołek stoi obok niego.
- Szaraku...
- Tak Klo...Lodo?
- Nie musisz krzyczeć, stoję obok ciebie i wszystko SŁYSZĘ.
- To dobrze. - odpowiedział mu Szarak, tak cicho że Lodo szybko zmienił zdanie, i poprosił aby czarodziej mówił głośniej.
- A więc - ponownie krzyczy Gandi - Alibo organizuje dzisiaj party, prawda?
- No, mówi że zabawa będzie do samego rana!
- Wow! Tego jeszcze w Hi-He nie było!
- Wiem, dlatego nie mogę się doczekać! Wybacz Gandi, ale muszę rozdać pozostałe zaproszenia.
- To idź - odpowiedział mu z nutą zadowolenia w głosie Szarak. -Idź, idź.
Kiedy Lodo zniknął za pagórkiem, dziadek natychmiast wyjął za siebie instrukcję i ponownie zaczął ją studiować.
          Nagle zza krzaków obok drogi wyskoczyli Pipi i Marian.
Wystraszony staruszek natychmiast schował instrukcję za siebie.
- Witaj Szaraku! - wykrzykneli równo.
- Widzieliście coś? - zapytał wystraszony.
- Nie, nie widzieliśmy jak czytałeś instrukcję - odpowiedział Marian.
- To dobrze... - westchnął.

****

          Marian i Pipi odprowadzili Gandiego do Tag Send, gdzie czekał na niego jego stary znajomy Alibo. Kiedy wczołgał się do norki nistołka, ten wykrzyknął:
- Witaj Gandi! Jak się masz?
- Cool! - wykrzyknął dziadek, ale zaraz sobie przypomniał, że osobie w jego wieku nie wypada tak mówić, więc odchrząknął i powiedział:
- Nic się nie zmieniłeś !
- Wiem ! - odpowiedział z dumą w głosie Alibo i włożył rękę do kieszeni, jakby czegoś w niej szukał. - Zapalisz fajkę? - zapytał nagle.
- Chętnie - odrzekł czarodziej i po chwili dostał od Aliba fajkę. (Swoją zgubił 30 lat temu, żal mu było forsy na nową.)
- Jak dawno nie paliłem.... - westchnął Szarak i włożył fajkę do ust, ale zaraz ją wyjął (raczej sama mu wypadła), bo zaczął się krztusić dymem z fajki.
- Rzeczywiście dawno nie paliłeś - przyznał Alibo. - Chodźmy na zewnątrz pooddychać świeżym powietrzem.

****

          Wieczorem zaczęła się balanga.
Od początku imprezy Gandi starał się puścić jakąś petardę, ale (pomimo przeczytania instrukcji) w ogóle mu to nie wychodziło.
Pipi i Marian znudzeni jego niepowodzeniem, wzięli jedną petardę z jego wozu i zapalili..... tysiąc kolorów rozjaśniło niebo. Nistołki były zachwycone, Gandi natomiast był wściekły.
"Jak oni śmią puszczać lepsze fajerwerki ode mnie - Gandiego Szarego?" - pomyślał wściekły i złapał koleżków.
- Złodzieje! - krzyknął. - Pozwoliłem brać moją petardę?!
- Yyy... - jęknął Marian. - My... my... śleliśmy...
- Nieważne co myśleliście! - wrzasnął. - Za karę będziecie sprzątać po zabawie! I oddacie mi pieniądze za petardę!
- I... ile?
- 500 zeta!!!
- Rany! Skąd weźmiemy tyle?
- Nie wiem, nie obchodzi mnie to! Jutro macie mi oddać kasę!!!
Nistołki nie odpowiedziały, bo Alibo zdmuchnął świeczki na swym torcie, po czym powiedział:
- Moi drodzy przyjaciele z Hi-He (i nie tylko), cieszę się, że ruszyliście tyłki i przyszliście na moje party. Chcę wam oznajmić że opuszczam dziurę Hi-He, gdyż znudziłem się wami i postanowiłem od was odpocząć. Żegnam, obyście nie pomarli z nudów. - po tych słowach zniknął, a goście bawili się dalej, tak jakby się nic nie stało....
****

          Alibo tymczasem pakował się w Tag Send.
Nagle do domu wpadł zdyszany Gandi.
- O Gandi! Co ty tu robisz?
- Szukam swojej instrukcji do petard, w ogóle mi nie wychodzą!
- Aaa... Ja sobie już idę, miłego szukania.
- Alibo poczekaj!
- Czo?
- Psztro!... Żartowałem! Powiedz mi, jak zrobiłeś tą sztuczkę ze zniknięciem?
- He... He.... To dzięki obrączce którą ukrad... znaczy się pożyczyłem od Mluma, kiedy się go włoży na palec to się znika, cool ne?
- Nyo! Mam pomysł! Zostaw go Lodowi! Będzie robił fajne kawały!
- No nie wiem...
- Zostaw!
- Muszę?
- Musisz! Autorka tak kazała!
- Autorka? To rzecz święta! Zostawiam! - wykrzyknął Alibo i zostawił obrączkę, po czym wystrzelił z domu z przeraźliwą szybkością.
          Po trzech godzinach wrócił do domu zalany w belę Lodo.
- Czo to? Nie m...m...m...ma Aliba? - zapytał Gandiego.
- Noł - odparł Gandi. - zostawił ci chałupę i swą słynną obrączkę. Wybacz Lodo, ale muszę jechać do biblioteki po nową instrukcję do petard, tamtą zgubiłem. Wrócę za parę dni.

****

          Gandi nie znalazł instrukcji, więc zaczął przeglądać inne książki.
Jedna bardzo go zainteresowała, było to spasione tomisko p.t. "Przeraźliwie nudne dzieje Śródstopia".
Jako że Gandi był nudziarzem do kwadratu, od razu pochwycił olbrzymią księgę, i zagłębił się w lekturze.
Książka opowiada o wielkim hazardziście Szałwkonie, który za pomocą różnorodnego hazardu zdobył prawie całe Śródstopie. Pewnego dnia książę Iśmidum ze swoim ojcem, jelnfem Wrządem oraz jego jelnfią świtą wyzwali Szałwkonia oraz jego worki na partyjkę Rosyjskiej Ruletki (mam nadzieję że każdy wie o co biega w tej grze, nie chodzi mi bynajmniej o teleturniej na Polsacie - aut.).Szałwkonie oczywiście przyjął wyzwanie.
          Wyznaczonego dnia wszyscy spotkali się w Ugorze i zaczeli grę. Po paru godzinach gry worków już prawie nie było, podobnie było z jelnfami. Nagle stała się rzecz straszna! Ojciec Iśmiduma musiał sobie strzelić w łeb! (Łukiem oczywiście.) Iśmidum był załamany - od kogo będzie teraz ciągnąć kasę? Szałwkonie natomiast bawił się świetnie, przeczuwał że wygra... ale po pięciu minutach on sam miał sobie strzelić w łeb!
          Nie chciał za bardzo tego robić, więc Iśmidum mu pomógł, a wystraszone worki pouciekały gdzie pieprz rośnie. Gostek zauważył, że Szałwkonie ma ładną obrączkę na ręce, więc przywłaszczył ją sobie.
          Po paru latach Iśmidum siedział sobie nad jeziorem i podrzucał swą ukochaną obrączkę, która nagle wpadła mu dom wody. Niewiele myśląc rzucił się za nią, ale nie potrafił pływać, więc zakończył swe życie.
Wszyscy ludzie z jego królestwa opłakiwali... obrączkę która podobno była cudowna, kiedy rzuciło się ją do gorącej wody pojawiały się na niej dziwne znaki, a kiedy włożyło się ją na palec znikało się!...
          Gandi przerwał czytanie i wyleciał z biblioteki jak oparzony (o mało karku nie złamał).
          Po trzech godzinach był już w Tag Send.
- Witaj Gandi! - przywitał go Lodo.
- Gdzie jest obrączka?
- Obrączka? A! Ta od Aliba! Masz! - Lodo wręczył Gandiemu obrączkę, a ten wrzucił ją do garnka z gotującą się wodą.
- To woda na jajka! - jęknął nistołek.
Szarak nie odpowiedział, wyciągnął obrączkę za pomocą łyżki z wody, i rzekł:
- Weź ją.
- Zgłupiałeś?! Pewnie cholernie gorąca!
- BIERZ! - wrzasnął Gandi, a Lodo go posłusznie wziął.
Obrączka okazała się chłodna, ale to nie to zdziwiło Loda.
- Tu coś pisze! - wrzasnął przerażony.
- Co pisze?
- Jakaś głupota...
- Czytaj! - rozkazał Gandi.
- Nie!
- A to dlaczego?
Lodo zaczerwienił się i wyszeptał:
- Nie potrafię.
- Ech, ty nieuku! - westchnął Gandi. - Pokaż obrączkę! - posłusznie podał mu ją, a ten przeczytał:
- "Hazard wszystkim rządzi,
Hazard jest najlepszy,
Hazard jest cool."
- Co?
- To obrączka Szałwkonie!
- Kogo?
Gandi opowiedział Lodowi historię obrączki, a ten jęknął:
- Rany boskie! Co robić?!
- Muszę jechać do mojego kumpla i go o to zapytać. Ty idź do Bee, i szukaj mnie w barze "U opitego mustanga".
- Dobrze... Ale ja się boję iść sam!
- Ech... weź ze sobą Mama, i tych łobuzów Pipiego i Mariana. Przypomnij im że muszą mi oddać pieniądze!

****

          Czwórka nistołków była coraz bliżej Bee.
Szli sobie drogą prowadzącą do tej cichej mieściny, gdy usłyszeli za sobą przeraźliwy huk, więc natychmiast odwrócili się.
Zobaczyli jakiegoś faceta w długim płaszczu koloru sraki... eee przepraszam - khaki. Leżał u kopyt konia o czarnym kolorze. Nie zobaczyli twarzy nieznajomego, bo ten miał kaptur naciągnięty na nią.
- Cholera, dlaczego nie uważałem za lekcjach jazdy konnej! - powiedział do siebie.
- Co pan tu robi? - zapytał Mam.
- I kim pan jest? - dodał Marian.
- Kim jestem? - powtórzył nieznajomy i wstał - Jestem wędrownym hazardzistą, jednym z 9 hazardzistów zwanych przez wszystkich Zbólami! I szukamy... poczekajcie... - wyjął z kieszeni kartkę i przeczytał:
- Czterech nistołków: Mama, Mariana, Pipiego i przede wszystkim Loda Grzybinsa.
Znacie ich?
- Znamy - przytaknął Marian. - To my. Ale nie wiemy gdzie poszliśmy. Poszukaj nas w Hi-He.
- Dzięki! Już tam jadę! - wykrzyknął szczęśliwy Zból i wskoczył na konia.
- Złapię ich! Ale super!... Gdzie leży Hi-He?

****

          3 godziny później nistołki były już w barze "U opitego mustanga".
Niestety Gandiego nigdzie nie było. Postanowili poczekać na niego i skorzystać z tego z czego słynie każdy bar czyli alkoholu. Lodo szukał wzrokiem Szaraka, ale go nigdzie nie dojrzał. Zobaczył natomiast faceta w brązowym płaszczu, z naciągniętym kapturem na głowę. Facet z zapałem obgryzał paznokcie.
Nagle zadławił się własnym paznokciem, i kaszlał przez dobre pięć minut.
Zaciekawiony Lodo podszedł do barmana i zapytał:
- Co to za facet tam siedzi?
- Ten co obgryza paznokcie?
- Tak, ten.
- To jeden z Wartowników, wszyscy wołają na niego Obierka.
- Obierka? Dlaczego tak?
- Bo jak był konkurs na obieranie ziemniaków to zajął pierwsze miejsce.
- A-ha...
- A teraz zrobię striptiz! - wrzasnął nagle Pipi i wskoczył na stół.
- Pipi! Złaź! - prosił go Marian.
- Nigdy! - usłyszał w odpowiedzi.
- Pipi złaź natychmiast! - wrzasnął Lodo, ale Pipi go nie słuchał - Dobrze! Rób sobie striptiz, ale ja nie będę się wstydzić za ciebie! - po tych słowach zniknął.
          Oczywiście zniknął za pomocą obrączki. Pod drzwiami wyjściowymi ściągnął ją z palca; wtedy ktoś go chwycił za ramię i zaciągnął do jednego z pokoi.
- Nie gwałć! - pisnął Lodo.
- Dlaczego wszyscy uważają mnie za zboczeńca? - jęknął porywacz i wybuchnął płaczem.
Lodo podniósł głowę i zobaczył płaczącego Obierkę, trochę żal mu się go zrobiło więc powiedział:
- Przepraszam cię, nie chciałem cię wziąć za zboczeńca.
- Nie szkodzi! - Wartownik natychmiast się rozpromienił. - I tak nim jestem. Tak przy okazji - nazywam się Paragon.
- A ja Lodo.
- Wiem. Nie czas teraz na rozmowy. Pozbieraj swoich przyjaciół i wyruszamy w drogę do Gnijwendell.
- Ale Gandi...
- Gandi nie przyjdzie!
- Jesteś wróżbitą, czy co?
- Zbóle cię poszukują! Musimy iść!

****

          Cztery nistołki i jeden luć wędrowali przez wrzosowiska, lasy i łąki aby dostać się do Gnijwendell.
Pewnego wieczora Paragon oświadczył:
- Idę szukać czegoś do jedzenia, wy idźcie spać. - po tych słowach znikł w krzakach.
Nistołki starały się zasnąć, ale wszystkie były za bardzo głodne aby to uczynić.
Nagle z krzaków wyskoczył ich znajomy Zból i powiedział z wyrzutem:
- Okłamaliście mnie!... Ale ja, wam wybaczam i na zgodę daję wam tego grzyba. - po tych słowach wyciągnął z kieszeni fioletową pieczarkę.
Lodo nie wytrzymał - rzucił się na Zbóla, wyrwał mu pieczarkę i zjadł z wielkim smakiem.
- Pycha - stwierdził, lecz zaraz zmienił zdanie - zrobił się zielony na twarzy i padł na ziemię.
- Ha! Ha! Ha! - zaśmiał się mściwie hazardzista, a z krzaków wyskoczyły pozostałe Zbóle.
- Dranie! Co mu zrobiliście?! - zapytał zapłakany Mam.
- Zjadł Pieczarkę Hazardu! Wkrótce stanie się jednym z nas! - wykrzyknął jeden z hazardzistów i zaczął się śmiać, ale zaraz przestał bo dostał czymś w głowę.
Każdy pozostały Zból też dostał w łeb.
- Co to? - wykrzyknął jeden.
- To ja! - z krzaków wyskoczył Paragon i nieprzerwanie ciskał kamieniami w Zbóle.
- Wiejmy! - wykrzyknął jeden z debów i uciekł (a za nim reszta).
- Co robić? Co robić? - pyta zrozpaczony Pipi.
- Musimy go zanieść do Gnijwendell. Tam mu pomogą.
- Zagramy w makao? - zapytał nagle Lodo.
- Musimy się spieszyć - stwierdził wartownik. - W jego ciele rozprzestrzenia się duch hazardu! - po tych słowach wziął Loda na ręce i zaczął biec (a nistołki za nim).

****

          Biegli ponad godzinę, wszyscy czuli że Zbóle są gdzieś blisko i zamierzają dopaść Loda.
- Grzyby! Świeże grzyby! Sprzedaję grzyby! - usłyszeli nagle głos zza drzew.
- Kto tam? - zapytał Paragon.
- Witaj Paragonie! Ile to lat? - usłyszał w odpowiedzi.
- Tawerna? To ty?
- A kto inny? - z drzew wyłoniła się jelnfka siedząca na czarnym koniu, z koszem pełnym muchomorów.
- Co cię sprowadza w te strony? - zapytała.
- Nistołek od Gandiego - odpowiedział wartownik i spojrzał nerwowo na Loda, po czym dodał - Źle z nim.
- Mam pomysł! - wykrzyknął Mam. - Pani Tawerna zawiezie Loda na swym koniu do Gnijwendell!
Nikt nie odpowiedział na wesoły okrzyk Mama, wszyscy wciąż milczeli.
Nagle Tawerna zawołała:
- Mam pomysł! Zawiozę Loda na swym koniu do Gnijwendell!
- Jesteś genialna! - stwierdził Paragon.
- Hej, przecież przed chwilą powiedziałem to samo! - zauważył Mam.
Marian spojrzał groźnie na Mama i stwierdził:
- Jesteś zazdrosny że pani Tawerna wymyśliła coś mądrzejszego od ciebie!
- Wcale nie! - jęknął Mam. - Ja naprawdę...
- Nie ma czasu na kłótnie! - wykrzyknął Paragon i położył Loda na koniu Tawerny.
- Uważaj na siebie! - rzucił w stronę jelnfki.
- Dobra, dobra - odpowiedziała mu. - Daruj sobie te czułości - dodała i już chciała wskoczyć na konia, gdy Lodo nagle z niego zeskoczył i powiedział:
- Jaki ładny dziś dzionek! - po tych słowach przeniósł wzrok na Tawernę i dodał - Ty śliczna, zagramy w rozbieranego pokera?
- Jak śmiesz! - wykrzyknęła jelnfka i uderzyła Lodo w nos (ten natychmiast stracił przytomność).
- Chyba mu rozwaliłaś nos! - wykrzyknął Pipi.
- Nieważne - wzruszyła ramionami i wskoczyła na konia. - Jadę! Będę na was czekać w Gnijwendell!
- Ty, Tawern
- Co znowu Paragonie?
- Jedziesz bez Loda?
- Upss...

****

          Koń jelnfki galopował ile sił w kopytach, starając się zgubić Zbóli podążających za nim. Sama Tawerna wcale nie zwracała sobie głowy pościgiem - dla niej to była świetna zabawa.
- Uuuuuaaaaa - ziewnęła. - Jakież to nudne! - po tych słowach wyciągnęła miecz z pochwy i zaczęła nim machać na wszystkie strony (dla zabawy oczywiście). Nagle jeden z Zbólów zbliżył się do niej i już wyciągał rękę po Loda... w tym momencie spadł z konia. Oczywiście nie spadł przez przypadek - Tawerna tak "zręcznie" wymachiwała mieczem, że Zból dostał w dziób i padł na ziemię.
- Łee to nudne! - jęknęła ponownie Tawerna, i w tym momencie poczuła ogromną pustkę w żołądku, więc wyjęła z kosza banana i zaczęła spokojnie zajadać.
Kiedy skończyła jeść, wykrzyknęła:
- Gnijwendell! Nareszcie!
Rzeczywiście - Gnijwendell było już blisko - koń Tawerny musiał tylko przekroczyć płytką rzeczkę. Po paru minutach była po drugiej stronie potoczku i zatrzymała konia.
- Nareszcie w domu! - westchnęła.
BACH! - rozległ się nagle głośny huk za plecami jelnfki. Tawerna odwróciła się i zobaczyła... Zbóle leżące na środku rzeczki powalone... skórką z banana którą ona wyrzuciła!
- Jeszcze się zobaczymy! - wykrztusił jeden z Zbóli.
- Naprawdę?! - ucieszyła się, i dodała - Nie mogę się doczekać! - po tych słowach skierowała konia w stronę zamku swojego ojca.

****

          Lodo otworzył oczy i zobaczył nad sobą uśmiechniętą gębę Gandiego.
Ale Lodo nie był zadowolony, usiadł na łóżku i wrzasnął:
- Gandi! Gdzieś ty do jasnej (albo ciemnej) cholery był?! Wiesz co się stało kiedy ciebie nie było?!
- A...ale...
- Daj mi skończyć! Po pierwsze - jakiś debil zwany Zbólem o mało mnie nie złapał; po drugie - Pipi chciał zrobić striptiz! Po trzecie - Paragon o mało mnie nie zgwałcił! Po trzecie...
- Trzecie już było.
- To czwarte! Po czwarte - zjadłem jakiegoś paskudnego grzyba; po piąte - umierałem z głodu! (Przez to zjadłem tego paskudnego grzyba.) Po szóste... hym... yy... jakby to powiedzieć... nie mam pomysłu...
- Mogę już mówić?
- Tak, mów.
- Kiedy opuściłem Hi-He skierowałem się do Szurmana Białasa. (Strasznie szura staruszek!) Opowiedziałem mu o twojej obrączce, a ten zaproponował mi grę w chińczyka - jeśli on wygra przejdę na stronę zła, jeśli ja wygram będziemy razem walczyć o dobro.
- I kto wygrał?
- Oczywiście że ja. (Oczywiście oszukiwałem, ale nieważne.) Szurman powiedział że wejdziemy na szczyt jego domu i tam będziemy świętować zwycięstwo. Tak też zrobiliśmy. Białas był bardzo miły, więc puścił mnie pierwszego. Kiedy wlazłem na szczyt, debil zamknął za mną drzwi i oświadczył że, zamierza zawładnąć Śródstopiem!
- To dlatego nie przyszyłeś! Ale jak się stamtąd wydostałeś?
- Izi. Białas zapomniał o mojej lasce, która potrafi też być latającą miotłą!!!
- Ale bajer! - wykrzyknął zachwycony Lodo.
- Oczywiście, że bajer! Specjalnie kupiłem w "Bajer-Shopie"!
- Ach, Gandi, ty mnie zawsze zadziwiasz!
- Naprawdę?
- Of kors!
- W takim razie dziękuję za komplement!

****

          Tymczasem w ogrodzie jelnfa Wrząda jego córka Tawerna i Paragon wybrali się na potajemną schadzkę.
- Czy pamiętasz co ci kiedyś obiecałam? - zapytała jelnfka.
- Yy... y... - jęknął Paragon, który nie pamiętał obietnicy Tawerny.
- To co pamiętasz? - ponownie go zapytała.
"O nie! - pomyślał przerażony wartownik. - Nie pamiętam! Co robić? Niech ktoś mi pomoże!"
          Pomoc pojawiła się nieoczekiwanie - z zasięgu wzroku Paragona znikł ogród i Tawerna, a pojawił się jakiś gościu z siwizną na głowie i siedząca za nim publiczność.
- Witam w programie "Milionerzy"! - wykrzyknął gościu. - Nazywam się Hubert Urbański i mam przyjemność z...
- Paragonem
- Z Paragonem! Witam! Paragonie grasz o cenną nagrodę! Aby ją wygrać musisz odpowiedzieć na pytanie... Jesteś gotowy?
- Chyba tak.
- To zaczynajmy! Uwaga, czytam pytanie:
Co ci kiedyś obiecała Tawerna?
A - że odda ci swoją kolekcję motyli;
B - że nauczy się na pamięć całego "Pana Tadeusza" tylko dla ciebie;
C - że stanie się dla ciebie śmiertelniczką;
D - to pytanie podchwytliwe, nic ci nie obiecała.
Co wybierasz? A, B, C czy D?
- Nie wiem!
- Masz 3 koła ratunkowe - telefon do przyjaciela, pytanie do publiczności i pół na pół.
- Biorę pytanie do publiczności.
- O.K.! To pytanie kieruję do was - Co Tawerna obiecała Paragonowi? Macie 4 propozycje - A, B, C lub D. Którą wybieracie?
          Przez pół minuty między publicznością trwała cisza (wszyscy zastanawiali się co wybrać - pytanie dla Paragona było trudne), aż wreszcie prowadzący wykrzyknął:
- Mamy wyniki! 1% dla odpowiedzi A, 4% dla odpowiedzi B, 94% dla odpowiedzi C, 1% dla odpowiedzi D. Którą odpowiedź wybierasz?
- Odpowiedź C...
- Mam zaznaczyć?
- Tak...
- Jesteś tego pewien?
- Tak.
- Masz jeszcze dwa koła ratunkowe, naprawdę chcesz to zaznaczyć?
- TAK!
- To zaznaczamy... Eeee... Paragon... Nie wiem jak ci to powiedzieć...
- Nie zgadłem?
- Wręcz przeciwnie! Wygrałeś! Gratulacje!
- Super! Ale co wygrałem?...
Hubert nie odpowiedział na pytanie Paragona, bo razem z publicznością znikł, a na jego miejscu pojawiła się Tawerna i ogród jej ojca.
- To co? Pamiętasz czy nie? - zapytała niecierpliwym głosem.
- Oczywiście że pamiętam! Obiecałaś mi odpowiedź C!
- Co?!
- Yy... obiecałaś mi że staniesz się dla mnie śmiertelniczką, prawda?
- A więc jednak pamiętasz! Jesteś wspaniały!

****

          Następnego dnia w Gnijwendell odbyło się spotkanie, na którym uczestnicy spotkania mieli uzgodnić co zrobić z obrączką.
- Drodzy przyjaciele... - przywitał wszystkich Wrząd. - Na dzisiejszym spotkaniu będziemy omawiać sprawę obrączki...
- Jakiej obrączki? - wtrącił nagle tępo Bolo-milek. - Ślubnej? Czy ktoś się żeni? Bo jeśli nikt się nie żeni, to możecie mi ją dać. Ja kolekcjonuję obrączki... - tu facio przerwał, a dokładnie to przerwał mu nagły atak kaszlu karłoluda powszechnie zwanego Milim.
Kiedy Mili się uciszył Wrząd ponownie przemówił:
- Drogi Bolo-milku, nie mogę dać ci tej obrączki...
- Dlaczego? - zapytał zasmucony Bolek.
- Dlatego że ta obrączka ma właściciela!
- Kogo?
- Wielkiego Szałwkonie.
- Chciałeś powiedzieć Wielkiego Brata, tak?
- Nie! W-I-E-L-K-I-E-G-O-S-Z-A-Ł-W-K-O-N-I-E!
- A kto to taki? Zapytał nagle Alibo (który od pewnego czasu mieszkał z jelnfami).
- Ech... - westchnął Wrząd. - To potężny gość który opanuje całe Śródstopie jeśli zdobędzie obrączkę.
- SUPER! - wykrzyknął nagle Bolo-mil i wszyscy zwrócili swe oczy ku niemu.
- Co w tym superowego? - zapytał Lodo.
- To że możemy zniszczyć wszystkie worki!
- CO? - zdziwił się Wrząd.
- Nadal nie rozumiem - stwierdził młody Grzybins.
- Skoro ta obrączka jest taka potężna to użyjmy jej!
- Zgłupiałeś do reszty - stwierdził Paragon.
- Ja? - oburzył się Bolek.
- Przecież nie ja!
- Ty chłystku! - wykrzyknął oburzony Bolo-mil.
- Nie nazywaj go tak! - wykrzyknął jeden z jelnfów i zerwał się z krzesła - To Paragon syn... yy... tego... no... jak mu tam... - zamilkł na chwilę, po czym zapytał szeptem:
- Jak się twój ojciec nazywa?
- Ka... - podpowiedział mu wartownik.
- Aha! To Paragon syn Kasy Pancernej! - wykrzyknął dumnie, a między pozostałymi członkami zebrania zapanowała cisza jak makiem zasiał.
- Kogo? - zapytał zdziwiony Mili.
- No Kasy Pancernej! Prawda Paragonie?
Paragon przecząco kiwnął głową i wyszeptał:
- Fi...
- Aha! To Paragon syn Kasy Fiskalnej!
- A teraz to wiem kogo... ZARAZ! Ten chłystek to syn Kasy Fiskalnej?
- Taa... i twój król! - wykrzyknął zadowolony jelnf, po czym usiadł.
Bolo-milek spojrzał na Paragona, po czym usiadł, bo nie wiedział co powiedzieć.
- ...A więc... - westchnął Wrząd. - Kto zniszczy obrączkę?
Przez pięć minut wszyscy milczeli, aż wreszcie karłolud Mili wstał i oświadczył:
- Ja to zrobię! - po czym pochwycił topór swego ojca (który siedział obok niego). Jednakże topór był niezwykle ciężki i Mili nie potrafił go podnieść.
- Yy... to go raczej nie zniszczę - stwierdził i usiadł na krześle.
- I tak byś go nie zniszczył - powiedział ten sam jelnf który przed sześcioma minutami oświadczył wszystkim, że Paragon jest synem Kasy Fiskalnej.
- A to dlaczego? - zapytał wojowniczo karłolud.
- Bo... no bo... yyy... cholera... zapomniałem... ale tej obrączki nie da się zniszczyć zwykłą bronią!
- A to skąd wiesz?
- Intuicja.
- Jelnf i intuicja? Chyba żartujesz!
- Jednak Legoland ma rację - wtrącił się do rozmowy Wrząd. - Obrączkę można zniszczyć tylko w jeden sposób...
- Widzisz! - wykrzyknął zadowolony Legoland. - Ja ZAWSZE mam rację! Słyszałeś? Zawsze - zawsze - zawsze - zaw...
- Dasz mi dokończyć czy nie?! - wykrzyknął nagle Wrząd któremu nagle puściły nerwy.
- Już jestem cicho - odpowiedział mu zgorszony Legoland.
- To dobrze... A więc Legolandzie na czym skończyłem?
Jelnf nie odpowiedział.
- Legolandzie! Pytam się ciebie!
- Miałem siedzieć cicho - stwierdził Legoland.
- Ale mógłbyś mi odpowiedzieć!
- Dobra, dobra - skończyłeś na zniszczeniu obrączki.
- Aha - obrączkę można zniszczyć na Górze Znudzenia...
- Dlaczego właśnie tam? - zapytał Pipi.
- Bo tam znajduje się olbrzymi piec w którym wiecznie płonie ogień.
- A co to za piec? - tym razem zapytał Mam.
- To pozostałość z budynku jubilerskiego w którym dawno temu wyrobili obrączkę. Tylko w ogniu tego pieca można go zniszczyć!
- Aha... - powiedział za wszystkich Marian.
- A więc... kto zniszczy obrączkę? - zapytał Wrząd.
Wszyscy natychmiast umilkli.
- W takim razie ciągniemy losy! Pięć krótkich losów uformuje drużynę! Osoba która wyciągnie najkrótszy los będzie opiekunem obrączki i wyruszy z pozostałą czwórką do Ugoru aby go zniszczyć.
Rozpoczęło się ciągnięcie.
Najkrótsze losy wyciągnęli Mili, Legoland, Pipi, Bolo-milek i Lodo.
Naj - naj - krótszy los wyciągnął Lodo, i to on nadal będzie się opiekować obrączką.
Wrząd uśmiechnął się, i powiedział:
- Oto Drużyna...
- Co?! - wykrzyknął Paragon. - Drużyna beze mnie? Idę z wami!
- Ja też! - wrzasnął Mam.
- I ja! - wykrzyknął Marian, tak głośno że obudził śpiącego na krześle Gandiego, który zerwał się i zapytał:
- Co się stało? Co? Jak?
Wrząd spojrzał na Szaraka i rozpromienił się:
- Gandi, jak wspaniale że się do nich przyłączysz.
- Ale...
- Od dzisiaj jesteście Drużyną Obrączki...
- Raczej Hazardzistów - stwierdził Marian.
- A to dlaczego? - zaciekawił się jelnf.
- Bo drużyna powstała za pomocą hazardu.
- Mądre spostrzeżenie nistołku Marianie... Od dzisiaj jesteście Drużyną Hazardzistów! - ogłosił Wrząd uroczyście.
- Ale o co chodzi? - zapytał Szarak.

****

- Masz. Prezent na drogę - oświadczył Alibo i wręczył Lodowi miecz i kolczugę.
- Dzięki! Nie wiedziałem że posiadasz takie bajery!
- Te bajery ukradłem... znaczy się znalazłem podczas swej wędrówki!
"Ech ty stary kleptomanie!" - pomyślał Lodo, po czym zapytał:
- Czy są magiczne?
- Szą! Miecz nazywa się "Igiełka" który świeci niebieskim światłem, a kiedy wróg jest w pobliżu natychmiast gaśnie! Natomiast kolczuga jest wykonana z Zgrzythilu. Jest lekka jak smocze łuski i twarda jak piórko...
- Alibo...
- Co znowu?
- Czy nie powinno być na odwrót?
- Co na odwrót?
- No, z tym mieczem i kolczugą.
Alibo milczał przez chwilę, aż wykrzyknął:
- Rzeczywiście! Ta skleroza!

****

          Następnego dnia drużyna wyruszyła w podróż za 7 górę, za 7 rzekę... eee... to nie ta opowieść! Przepraszam!
          Następnego dnia drużyna wyruszyła w podróż do Ugoru.
Po tygodniu wędrówki przed Gandin pojawił się dylemat.
- Co robić? - zapytał sam siebie. - Co robić? - zaraz powtórzył pytanie.
- Co się stało Gandi? - zapytał Bolo-milek.
- Nie wiem jaką drogę wybrać...
- A jakie drogi masz do wyboru?
- Możemy przejść Przełęczą Alewrzask, lub przez Kopalnię Marję... Co robić?
- To proste! - wtrącił się do rozmowy Paragon. - Wystarczy ciągnąć losy! Krótszy los oznaczać będzie przełęcz, a dłuższy kopalnie.
          Tak też zrobili - wartownik wziął do ręki dwa patyki i kazał Gandiemu wyciągnąć jeden. Gandi wyciągnął krótszy.
- Przełęcz Alewrzask... - westchnął, po czym dodał nieco żywiej - Idziemy!

****

          Wędrówka przez przełęcz była nudna i monotonna.
Wszyscy mieli jej już dosyć.
- Cholerra! - zaklnął szpetnie Mam. - Zimno mi!
- Dlaczego klniesz tak szpetnie Mamie? - zapytał Marian.
- Jak mam nie klnąć, skoro zimno tu jak w lodówce!
- Lodówka? Co to jest lodówka?
- Nie mam pojęcia!
Tymczasem Bolo-milek zapytał Loda:
- Pewnie fajnie jest nosić taką fajną obrączkę, prawda?
- Tak se... - odparł Lodo.
- Lodo, czy ty wiesz że ja mam kolekcję obrączek?... DUŻĄ kolekcję obrączek.
- Fajnie - stwierdził Grzybins.
Bolek nie odpowiedział bo nagle Legoland wszystkim oświadczył:
- Albo jestem głuchy... Albo słyszę głos jakiegoś dziadka... Albo się mylę!
- Nie mylisz się! - jęknął zrozpaczony Gandi. - To Szurman! Domyślił się, że oszukiwałem i mści się za przegranego chińczyka!
- Oszukiwałeś?! - zapytał oburzony Paragon.
- Musiałem! - wrzasnął na swą obronę Szarak.
- Postąpiłeś jednak nie honorowo - stwierdził wartownik.- Nie dziwię się, że Białas się teraz mści!
- Ten cały Białas dziwnie się mści - stwierdził Pipi. - Ja bym na jego miejscu wynajął jakiegoś płatnego zabójcę, czy coś takiego. A ten drze się w niebo głosy, i myśli że dzięki temu się zemści.
- Ta zemsta i tak jest straszna - stwierdził Legoland i spojrzał w niebo, a reszta za nim.
- O cholera! - ponownie zaklnął Mam na widok ciemnej gradowej chmury.
- Tylko nie to! - jęknął Lodo.
Gandi westchnął i podniósł swoją laskę, której górny trzonek zamienił się w parasol, który zakrył jego i nistołków.
Mili sprawdził czy ma hełm na głowie (oczywiście go miał), po czym uśmiechnął się zadowolony z tego, że ma ochronę przed gradem.
Bolo-mil ściągnął puklerz z pleców (który zawsze nosił dla szpanu) i podniósł go nad swoją głowę. Paragon naciągnął kaptur na twarz. Tylko Legoland nie miał czym zasłonić głowy. Na początku nie wiedział co robić, stał jak wryty i oczekiwał pomocy od innych (której oczywiście nie dostał).
Po chwili jednak rozpromienił się - skoczył ku Gandiemu, któremu zerwał kapelusz i włożył na swoją głowę.
- Kradzieju! - wrzasnął Szarak. - Oddawaj kapelu... - końcowe słowa czarodzieja zagłuszył grad który niespodziewanie spadł z nieba.
          Po dziesięciu minutach grad przestał padać.
- Już koniec... - westchnął Marian. - Jak dobrze!
- To wcale nie koniec - oświadczył jelnf. - Znowu słyszę wrzaski Białasa.
- Następna nawałnica będzie dłuższa! - ostrzegł Gandi. - Musimy iść!
- Ale gdzie? - zapytał Paragon. - Jeśli dalej będziemy szli przełęczą, to Białas nie da nam spokoju!
- Możemy iść Kopalnią Marją! - wykrzyknął karłolud. - Mój kuzyn Gnali na 100% nas przyjmie!
- Tak! - jęknął błagalnie Lodo. - Chodźmy kopalnią! Gandi proszę, zgódź się!
- Dobra... idziemy kopalnią...

****

          Drużyna zatrzymała się przed bramą Marii.
- "Powiedz hasło i wejdź" - przeczytał czarodziej i parsknął śmiechem. - To łatwe! Hasło!
          Drzwi nie otworzyły się...
- Co to? - zdziwił się. - Myślałem...
- Nie ważne co myślałeś - wtrącił Bolo-mil. - To hasło jest złe! Wmyśl prawidłowe! I to szybko!
- A co ja jestem?! - oburzył się Gandi. - W sekundę tego nie wymyślę!
- D-d-d-d-d-d.... d-dobrze by było! - jęknął Mam. - P...patrz co wychodzi z pobliskiej sadzawki!
- O rany! - wykrzyknął Szarak na widok potwora powoli zmierzającego w ich stronę.
          Stwór był dziwny - wyglądał jak olbrzymi work, który zamiast łapsk miał olbrzymie nożyce!
- Gandi proszę! - pisnął Marian. - Wymyśl coś!
- Przecież w pięć minut nie wymyślę hasła! Drzwi nie otworzą się, kiedy powiem np. sezamie otwórz się! - w tym momencie drzwi otworzyły się.
- Do windy! - rozkazał Szarak.
Wszyscy zgodnie wskoczyli do windy, która zaczęła powoli zjeżdżać w dół...
          Nagle szybkość windy diametralnie się zmieniła - zaczęła zjeżdżać z niebezpieczną szybkością!
- Gandi co się dzieje? - zapytał Lodo, który jak reszta drużyny trzymał się barierek przyczepionych po bokach pomieszczenia.
- To ten stwór! Przeciął linę windy!
Lodo nie zdążył odpowiedzieć, bo winda spotkała się z ziemią, i roztrzaskała się!
          Po pięciu minutach ciszy Gandi wstał i zobaczył... nic nie zobaczył.
- Cholera, jak ciemno! - zaklnął i wydobył z kieszeni żarówkę, którą wkręcił do swojej laski, ta natychmiast zapłonęła jasnym światłem.
- Oki - powiedział do siebie czarodziej, po czym dodał - Hej! Żyjecie?
- Właśnie się nad tym zastanawiam - usłyszał jęk Loda.
- Ja umarłem - zameldował Marian.
- Ja chyba też - zgodził się z Marianem Pipi.
- Ja uważam że jestem w innym świecie - oświadczył Bolek.
- Tak? W jakim? - zaciekawił się Legoland.
- Jestem tam? - zapytał Paragon.
- Nie widzę cię - odpowiedział Bolo-mil.
- A ja? Ja w nim jestem? - dopytywał się Mili.
- Czyli wszyscy cali - stwierdził Gandi.
- Błąd. Mam leży, jak leżał - powiedział beztroskim głosem Pipi.
- O nie! - jęknął przeraźliwie Gandi.
- Spoko - moko! - zawołał Lodo. - Zaraz go obudzę! - po tych słowach pochylił się nad Mamem i wrzasnął mu do ucha:
- ŚNIADANIE!
- Co śniadanie? Już wstaję! - nistołek zaraz był na nogach.
- Skuteczny sposób budzenia - stwierdził Szarak, po czym spojrzał na zegarek i jęknął:
- Jak późno! Szybko! Wszyscy wstawać! Idziemy dalej!

****

          Drużyna długo wędrowała przez różne korytarze, poszukując wyjścia
z Marji.
- Jestem ciekawy, gdzie się podział mój kuzyn i reszta karłoludów - zastanawiał się głośno Mili.
- Czas pokaże - oświadczył Gandi i zatrzymał się - stał przed trzema bramami. Każda z nich była zasłonięta kurtyną (lub zasłoną - jak kto woli).
Kurtyna bramki nr.1 miała kolor czerwony, bramka nr.2 była żółta, a nr.3 była zielona.
- Którędy teraz? - zapytał Paragon.
- Sęk w tym że nie wiem...
- Jak to?
- Nie pamiętam tego miejsca...

****

          Gandi od ponad godziny zastanawiał się którą bramkę wybrać. Reszta drużyny siedziała za Gandim i czekała na to, że czarodziej sobie przypomni właściwą bramkę.
          Tylko Lodo nie siedział z nimi. Spacerował sobie nad przepaścią i zaglądał w ciemność. Nagle coś zobaczył! Jakieś dziwne stworzenie wspinało się do góry, najwyraźniej zmierzało w ich kierunku!
          Wtem poślizgnęło się i spadło na sam dół.
- Cholera! - jęknęło. - To już trzeci raz!
Wystraszony Lodo podbiegł do Gandiego i pisnął:
- Tam coś jest! Na dole!
- To Mlum.
- Mlum? TEN Mlum?
- Tak. Śledzi nas od początku naszej podróży.
- NAPRAWDĘ?!
- Tak
- Rany, Gandi! Szybko wybierz właściwą drogę! Ja się boję!
- Dobra, dobra. Idę na całość. Wybieram bramkę nr.2!
          Bramka nr.2 okazała się właściwą - przed drużyną pojawił się korytarz prowadzący do ogromnych drewnianych wrót. Gandi z całej siły pchnął je, i otworzyły się z przeraźliwym jękiem.
- Ach! - wrzasnęli wszyscy równo na widok sali przepełnionej szkieletami karłoludów i worków.
- Biedne worki! - jęknął zrozpaczony Mili. - Co te paskudne karłoludy im zrobiły?
- Czy nie powinno być na odwrót? - zapytał Miliego Marian.
- Co...? Ach! Masz rację! Jeszcze raz - biedne karłoludy! Co te paskudne worki im zrobiły?
- Zabiły ich - stwierdził Legoland.
- Co tam gadasz jelnfie? - zapytał karłolud.
- Pytasz co worki zrobiły tym karłoludom, więc odpowiadam - zabiły ich.
- Łaaa... - jęknął z podziwu Mam. - Ja bym na to sam nie wpadł. Jesteś genialny!
- Wiem o ty... - jelnf nie dokończył, bo usłyszał przeraźliwy krzyk Gandiego, który potknął się o kościotrupa i padł na Pipiego, który padł na ziemię i pchnął szkielet, który w ten sposób wpadł do studni(przy której leżał).
- Ty idioto! - krzyknął Gandi w kierunku Pipiego. - Nie dość, że 500 zeta mi wisisz, to jeszcze kłopoty na mnie sprowadzasz!
- Ale to ty...
- I nie zwalaj winy na mnie!

****

          Work spał sobie w najlepsze, gdy nagle coś na niego spadło. Powoli otworzył oczy i zobaczył... paskudną czaszkę!
- Du... du-du.. - pisnął, ale nie dokończył.
Przypomniał sobie słynne słowa swojej mamusi:
"Idioto! Ile razy mam ci powtarzać?! Duchów nie ma!"
Work zepchnął z siebie szkielet i zaczął się zastanawiać co on tu, na dole robi.
Nagle go olśniło - złapał za trąbkę i dmuchnął w nią z całej siły.
- Intruzi! Intruzi! Intruzi na pierwszym piętrze Marji! Do ataku!
****
          Drużyna Hazardzistów wciąż tkwiła w nieszczęsnej komnacie z studnią i słuchała kazania Gandiego (skierowanego do Pipiego).
Nagle czarodziej ucichł, i szepnął:
- Ktoś tu chyba idzie...
- Idzie tu cały odział worków z jednym tworem - zameldował Legoland. - Słyszę ich od piętnastu minut!
- Od ilu? - zapytał z niedowierzaniem Gandi.
- Od piętnastu - odpowiedział dumnie jelnf.
- Ty idioto! - wrzasnął Szarak. - Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś?
- Bo... bo ty tak pięknie przemawiałeś do Pipiego... - jęknął ze skruchą.
- Naprawdę?
- Oczywiście, że nie!
- A już myślałem... Nieważne! Musimy uciekać! Szybko!
Niestety było za późno. Worki z tworem wpadły do sali.
          Rozpoczęła się walka - Paragon i Bolek gonili worki, i starali się któregoś zranić. Legoland nieudolnie strzelał z łuku (parę dni temu nauczył się z niego strzelać), Mili natomiast starał się podnieść swój topór (potrafił nosić go na plecach, ale nie w rękach).
Reszta drużyny siedziała przy ścianie i oczekiwała końca walki.
- Debile! - wrzeszczał Szarak. - Co się guzdrzecie?! Zabijcie wreszcie te worki!
"Łatwo powiedzieć, kiedy cały czas się obija ściany!" - pomyślał ze złością Paragon i zabił kolejnego worka. Nie były one silnymi przeciwnikami, gorzej było z tworem, który był niezwykle potężny.
- Nie pokonają go! - jęknął Lodo. - To już koniec!
Nagle do sali wpadły dwie osoby - rudowłosa dziewczyna i chłopak o ciemnej karnacji skóry (pewnie często chodził do solarium).
- Do boju! - wrzasnęła młoda - Na twora! - po tych słowach wskoczyła na plecy stwora i razem ze swoim towarzyszem zaczęła go atakować.
Po paru minutach twór poległ.
- Ha! - wykrzyknęła. - Zginą wszystkie stwory z Mamro!
Wszyscy (oprócz chłopaka opalonego na brąz) natychmiast umilkli i skierowali na nią swój wzrok.
- Z czego? - zapytał Marian.
- No, z Mamro.
- Z Mamro?
- Tak... yyy... na jakim lądzie się teraz znajdujemy?
- W Śródstopiu.
- W Śródstopiu? - powtórzyła zdziwiona, po czym spojrzała wściekła na swojego towarzysza i wrzasnęła:
- Ty idioto! Pomyliliśmy historie!
- A... ale...
- Mówiłam żeby iść w lewo! Ale ty się uparłeś iść w prawo!
- A... ale... j... a...
- Cicho bądź! Idziemy szukać naszej historii! - po tych słowach ruda wyszła z sali (a chłopak za nią).
Wszyscy przez parę minut stali osłupiali.
Najbardziej zdziwione były worki które stały jak zahipnotyzowane. Gandi skorzystał z oszołomienia worków i wrzasnął:
- CHODU!

****

- Gandi ile jeszcze? Już nie mogę! - jęczał Mam.
- Już widać wyjście! - wykrzyknął Bolek. - Tam za tym mostem!
- Jak dobrze! - pisnął szczęśliwy Lodo. - Zaraz wyjdziemy stąd!
          Kiedy drużyna chciała przejść przez most, drogę zagrodziło im olbrzymie zwierze z rogami.
- To Diablo - stwierdził Legoland.
- Nie znasz się - oświadczył Paragon. - To Diavolo.
- Jakie Diavolo? Diablo!
- Diavolo!
- Diablo!
- Diavolo!
          Ich kłótnię przerwał sam potwór:
- Nazywam się LALGOG. A wy?
- Lodo Grzybins i Drużyna Hazardzistów. Miło nam.
- Mi też miło. Dokąd zmierzacie?
- Do wyjścia Marji.
- A-ha. Wyjście jest za moimi plecami.
- Wiemy... i... już cię opuścimy! Wybacz, ale bardzo nam się spieszy!
- Nic z tego! Nie puszczę was!
- D... dlaczego?
- Musicie zapłacić cło!
- Ile?
- 1000
- Zeta?
- Przecież nie groszy!
Cała dziewiątka zaczęła gorączkowo przeszukiwać swoje kieszenie.
Niestety, byli bez grosza!
- Co teraz? - szepnął wystraszony Lodo.
- Ja go zajmę, a wy uciekniecie! - powiedział odważnie Gandi, i zapytał Lalgoga - Zagrasz w pokera?
- Jasne! - usłyszał w odpowiedzi.
Kiedy Lalgog i Szarak grali, reszta drużyny przeszła przez most.
Kiedy Paragon chciał otworzyć drzwi wyjściowe, usłyszał przeraźliwy krzyk Lalgoga:
- Kanciarzu! Oszukiwałeś!
- Wcale nie! Nie oszukiwałem!
- Oszukiwałeś! - krzyknął ponownie i tupnął nogą. Tupnął tak mocno, że most zaczął się sypać.
- Most zaraz się zawali! - wrzasnął Gandi. - Uciekajcie! Dogonię was!
Posłusznie opuścili Marję, a czarodziej pomyślał sobie że nie chce mu się za nimi biec i spadł razem z Lalgogiem w ciemność...

****

          Kiedy Paragon wybiegł z Marji, odwrócił się i powiedział:
- Kto nie opuścił kopalni bezpieczny, niech podniesie rękę do góry i powie "ja"!
Nikt nie podniósł ręki do góry.
- To wspaniale. Wszyscy przeżyli!
- Gdzie teraz idziemy Paragonie?
- Do Smrodolorien.
I poszli.

****

          Drużyna zatrzymała się przed olbrzymim lasem.
- To wejście do Smrodolorien. - poinformował wszystkich Paragon.
- To co? - zapytał Lodo. - Wchodzimy?
- Jeszcze nie.
- Dlaczego?
Wartownik nie odpowiedział, podszedł do wysokiego zielonego dębu i nacisnął guzik znajdujący się na nim.
- Na początku trzeba zadzwonić - poinformował Loda Bolo-mil.
          Nagle z krzaków wyszły dwa jelnfy:
- Czego? - zapytał pierwszy.
- Po co? - dodał drugi.
- Chcemy spotkać się z królem Kelekitem i królową Miśmelą.
- Dobra. Za mną.

****

          Jelnfy zaprowadziły drużynę, pod pałac króla i królowej. Do wejściowej bramy prowadziły dddłłłuuugaśne schody.
"Nie mówcie mi, że mamy iść tymi schodami... - pomyślał Lodo. - Niech król i królowa sami do mnie zejdą!"
          Wtem wrota się otworzyły i pojawiły się w nich dwie postacie jelnfów.
- Co to za debile? - zapytał Mili Paragona.
- To król Kelekit i królowa Miśmela.
Karłolud otworzył usta i milczał, po paru minutach szepnął:
- Ja wcale nie nazwałem ich debilami!
- Rany... - jęknął Pipi. - Ile oni będą jeszcze schodzić?
- Są dopiero na początku schodów - zauważył Marian.
- Taa... - jęknął ponownie Pipi.
- Pięć minut temu też byli na początku schodów - stwierdził Mam.
- Czyli za godzinę będą na dole. - orzekł Bolo - mil.
Nagle królowa potknęła się o swoją suknię i zaczęła koziołkować w dół, razem ze swoim mężem (którego pociągnęła za sobą).
          Po paru minutach obydwoje byli na dole.
Król Kelekit natychmiast zerwał się na nogi.
- Wi... witam was w... - nie dokończył, bo ponownie padł na ziemię.
To Miśmela pociągnęła go na ziemię.
- Za co? - zapytał król.
- Nie pomogłeś mi wstać! - warknęła królowa.
- O, pardon - Kelekit ponownie zerwał się na nogi, i pomógł wstać swej żonie.
          Kiedy Miśmela była już na nogach powiedziała:
- Witajcie w Smrodolorien!
- Ja to chciałem powiedzieć! - jęknął król.
- Zamknij się - syknęła i spojrzała na drużynę. - Dlaczego jest was ośmiu? - zdziwiła się nagle.
- Gdzie jest Gandi? - zapytał król Kelekit.
- Cholera! - jęknął Paragon. - Zgubiliśmy go!... Ale gdzie?
- Pewnie w Morji - stwierdził Legoland.
- Co teraz? - zapytał Pipi.
- Poczekamy aż przyjdzie do Smrodolorien - odpowiedział Bolek.
- Szarak nie przyjdzie - wtrąciła się do rozmowy Miśmela.
- Jak to nie przyjdzie?
- On umarł...
- Co?! Umarł?!
- Tak. Spadł z Lalgogiem.
- Nawet dobrze, że spadł - powiedział spokojnie Marian, a wszyscy skierowali na niego swój wzrok.
- Dlaczego dobrze? - zapytał Kelekit.
- Bo nie będę musiał mu oddawać 500 zeta za petardę.
- Aha...

****

          Tego samego dnia Miśmela zaprowadziła Loda do dużej sali w której znajdował się tylko jeden przedmiot - umywalka z kranem.
- Co to? - zapytał Lodo.
- To umywalka... Kiedy zadasz jej pytanie, to odpowie...
- Naprawdę?
- Tak - królowa przytaknęła nistołkowi, i odkręciła jeden kurek, a z kranu zaczęła lecieć woda.
          Kiedy umywalka była po brzegi zapełniona wodą Miśmela zakręciła kurek.
- Pokażę ci, jak to się robi - po tych słowach nachyliła się nad umywalką i zapytała:
- Lustereczko powiedz, kto jest najpiękniejszy na świecie?
- Piękna jesteś Miśmelo jak gwiazda na niebie... - odpowiedziało lustro - Ale sto razy piękniejszy jest wieprz, od ciebie! - dodało złośliwie.
- Co? - wrzasnęła wściekła królowa.
- Żartowałem, żartowałem!
- No... - jelnfka się natychmiast uspokoiła i spojrzała na Loda - Zapytaj lustro...
- O co?
- O co chcesz!
- Dobrze... - nistołek westchnął i podszedł do umywalki. - Lustereczko powiedz mi... czy zniszczę pierścień Szałwkonie?
Lustro milczało przez chwilkę aż odpowiedziało:
- Cholera, nie możesz zadać mi pytania na które znam odpowiedź?

****

          Następnego dnia drużyna wyruszyła w dalszą drogę. 20 dnia po opuszczeniu Smrodolorien hazardziści rozbili obóz, ostatni obóz Drużyny Hazardzistów.
- Idę rozprostować kości - oświadczył wszystkim Lodo.
- Czekaj Lodo! Idę z tobą! - wykrzyknął Bolo-mil.
Kiedy byli daleko od obozu, Bolek padł na kolana i jęknął:
- Lodo! Daj mi obrączkę! Proszę!
- Po co ci ona? - zdziwił się nistołek.
- Bo ja mam kolekcję obrączek... DUŻĄ kolekcję obrączek... i... i zżera mnie zazdrość kiedy widzę tą, której nie posiadam!
- Nie mogę! Wybacz! - Lodo chciał uciec, ale Bolo-mil złapał go za nogę. - Puść! - jęknął, ale Bolek go nie słuchał.
          Wystraszony Lodo włożył obrączkę na palec i uciekł.

****

          Nistołek ściągnął obrączkę, dopiero wtedy kiedy był NAPRAWDĘ daleko od miejsca gdzie zostawił Bolo-milka.
Nagle wpadł na kogoś - to był Paragon.
- Ii iii! - pisnął przerażony.
- Co się stało? Piszczysz jak baba - stwierdził wartownik.
- Bolo-mil... Bolo-mil... - Lodo starał się znaleźć odpowiednie słowo, aż wykrzyknął: - TO KRADZIEJ!
- Wiem
- Wiesz?
- Oczywiście! Wygrałem z nim pokera, i dotąd nie zapłacił!
- Ale nie o to mi...
- 60 zeta! To przecież nie dużo! - wartownik nie dał dokończyć Lodowi.
- Ale nie o...
- Ciągle się wykręca i mówi że zapłaci później!
- Ale...
- Wracajmy do obozu! - rozkazał Paragon, a nistołek posłusznie mu przytaknął.

****

          Kiedy przybyli do obozowiska, zastali w nim tylko Mama, Legolanda i Miliego.
- Gdzie jest reszta? - zapytał Lodo.
Cała trójka oderwała się od gry planszowej, zaczęła się rozglądać wokoło.
- Nie ma ich - stwierdził jelnf.
- To wiem. Gdzie oni są?
- Chyba znikneli - powiedział lekko zasmucony Mam.
- Skoro znikneli, to trzeba ich poszukać - powiedział wartownik i dodał - Czy ktoś jest chętny?
          Jak łatwo się domyślić, nikt nie był chętny.
Postanowili ciągnąć losy (tradycyjna gra drużyny).
Te osoby, które wyciągną najkrótsze losy, zostaną "oszczędzone", i zostaną w obozie. Najkrótsze losy wyciągnęli Lodo i Mam, którzy z chęcią zostali.
Kiedy trójka "przegrańców" wyruszyła na poszukiwania, Lodo zaczął grać sam ze sobą w grę planszową, a Mam poszedł spać.

****

          Tymczasem Pipi i Marian chodzili po lesie i starali się wrócić do obozu.
- Chyba jesteśmy zabłąkani - stwierdził nagle Pipi.
- Ty idioto! - syknął Marian. - Nie mówi się "zabłąkani" a "obłąkani"!
- Aha... w takim razie jesteśmy obłąkani.
- No, teraz mówisz poprawnie.
Nagle z krzaków wylazły stwory podobne do worków, ubrane w szerokie spodnie.
- Yo! - powiedział jeden z nich. - Elo ziomki! Bruds to ja! Ja na gitarze gram!
- Co? - zapytały równo nistołki.
- Czemu się dziwicie leszki? Nie czaicie bazy?
- Co? - ponownie zapytały nistołki.
- Lepiej nie huczcie. - stwierdził Bruds - Nie róbcie olewki z Wrogów-Hali, sług Szurmana Białasa!
- Co? - po raz trzeci spytały nistołki.
- Co za zmulaty! - westchnął Wróg-Hali.
- Nauczmy je rozumu! - wrzasnęły pozostałe stwory i już chciały rzucić się na Mariana i Pipiego, kiedy z krzaków wyskoczył Bolek z mieczem w łapie.
- Nie dotykajcie ich! - powiedział groźnie.
- Patrzcie, bohatera zgrywa! - krzyknął kpiąco Bruds.
- Xeroboy!
- Lama!
- Pozer!
- Wykręt!
Po tych slangowych obelgach stwory rzuciły się na Bolo-milka.

****

- Cholera by to wzięła! - powiedział do siebie Lodo. - Jestem głównym bohaterem tej parodii, a coraz mniej w niej występuję! Muszę coś wymyślić... Wiem! Sam wyruszę w podróż do Ugoru! Chje, chje... Jestem genialny! - po tych słowach wziął plecak z prowiantem, i w podskokach wyruszył w drogę do Ugoru.
- Yy... Lodo gdzie idziesz? - zapytał nagle Mam, a Lodo się zatrzymał.
- Ja?... Do Ugoru.
- DO UGORU? ZGUPIAŁEŚ? NIE PUSZCZĘ CIĘ!
- Mam... wiem, że się o mnie martwisz, ale nie musisz...
- MARTWIĘ? ZGUPIAŁEŚ? MOŻESZ SOBIE IŚĆ GDZIE CHCESZ, ALE NA POCZĄTKU ODDAJ MI KASĘ!
- Jaką kasę?
- 46 zeta!
- Oj... nie mam tyle... oddam ci kiedy indziej!
- Nic z tego! Albo oddajesz teraz, albo idę z tobą!
- ...Niech to! Musisz iść ze mną!
- I dobrze... kiedy idziemy?
- Teraz.
- A może...
- A może co?
- Zostawimy reszcie jakąś wiadomość?
- Dobra. Napisz coś szybko i z sensem.
- A dlaczego ty nie napiszesz?
- Yyy... bo... - Lodo zaczął robić się czerwony. - Bo nie!
- Nieważne, ja napiszę.
- I dobrze.
          Lodo nie podejrzewał nawet, że Mam jest na wpół analfabetą.

****

          Wrogi-Hali otoczyły Bolo-milka, wszystkie chciały... jego autograf!
- Co jak co, ale moi ziomale bardzo lubią xeroboy-ów, takich jak ty! - stwierdził Bruds.
- Naprawdę? - Bolo-mil był pod wielkim wrażeniem.
- No! A właśnie... mój boss Szurman kazał mi znaleźć wszystkie nistołki w okolicy. Widziałeś jakieś?
- Oczywiście! Tam stoją! - Bolek wskazał na Mariana i Pipiego, którzy wciąż z zdziwieniem obserwowali pierścień fanów wokół facia.
- To? To są nistołki?
- Oczywiście!
          Na te słowa Bruds podniósł miecz do góry i wrzasnął:
- Ziomale! Łapać ich!
- Ale co wy robicie? - zapytał Bolek, po czym zemdlał.
Zgoła Bruds całkowicie go olała. Pochwycili Mariana i Pipiego, i wyruszyli w dalszą drogę.
          Kiedy Wrogowie-Hali byli już daleko, na polanę gdzie leżał Bolo-mil wpadł Paragon, a za nim Legoland i Mili.
- Bolek! - wrzasnęli równo i podbiegli do leżącego gościa.
- Co mu jest? - zapytał jelnf.
- Stoczył ciężką walkę - stwierdził wartownik. - Chyba tego nie przeżyje...
- Niziołki! - Bolek jęknął - Słudzy Szurmana ich porwali!... - po tych słowach znowu zemdlał.
- Nie żyje! - powiedział zrozpaczonym głosem Paragon.
- Co zrobimy? - zapytał Mili.
- Niedaleko jest rzeka. Wrzucimy go do niej.
Tak też zrobili.

****

          Godzinę później cała trójka wróciła do obozu który był... pusty!
- Gdzie jest Lodo i Mam? - zapytał karłolud.
- Nie wiem... zaraz! Tam jest list! Pewnie od nich!
Oto co Mam napisał:
"Ia j lodo jdżeny ko ukoró mie jdżsje sa mani
     Mam"
- Co to znaczy? - zapytał Legoland.
- Jeśli dobrze zrozumiałem, to oni poszli sami do Ugoru. - stwierdził wartownik.
- Co teraz robimy Paragonie? - zapytał Mili.
- Idziemy uratować Mariana i Pipiego... obydwoje wiszą mi kasę, którą koniecznie muszę odzyskać.
- Chodźmy więc.
I poszli.

KONIEC CZĘŚCI I

 


*Dodatek I - List Mama

Ia j lodo jdżeny ko ukoró mie jdżsje sa mani
     Mam

Tak jest w oryginale. Oto, co Mam chciał napisać:

Ja i Lodo idziemy do Ugoru. Nie idźcie za nami.

Ten dodatek jest dla osób, które nie zrozumiały hieroglifów Mama.

*Dodatek II - Język Brudsa

Bruds posługuje się slangiem, który postanowiłam na wszelki wypadek wytłumaczyć:

*Elo ziomki! - Cześć koledzy!
*Leszki - Mało sprytni ludzie
*Nie czaicie bazy? - Nie rozumiecie?
*Nie huczcie - Nie denerwujcie mnie
*Nie róbcie olewki - Nie olewajcie nas
*Zmulaty - Idioci
*Xeroboy - Osoba bezmyślnie kogoś naśladująca
*Lama/Pozer - Osoba udająca kogoś, kim nie jest
*Wykręt - Świrus

*Dodatek III - Słowa od autorki (czyli mnie^.^)

Oto pierwsza część mojej parodii. Druga (jeśli w ogóle ją napiszę) będzie się nazywać: "Władca Obrączek - Dwa Kasyna".
Jeśli kogoś rażą przekleństwa zawarte w tekście, to przepraszam i proszę o wybaczenie^-^.
Wszelkie uwagi proszę kierować pod mój adres.
Ten tekst pisałam w pośpiechu, więc bardzo możliwe będą poprzekręcane litery w tekście, za które ponownie przepraszam.
Mam nadzieję że dobrze się bawiliście.

Rinoa Sin

..............Tyle;D.

Gosiak

21 listopada 2008   Komentarze (3)

Śmiało! Kichaj!

No i pożyczam kolejny durny cytat z reklamy do tytułu notki. Ale cóż począć, kiedy weny brak? A poza tym, to wg mnie jest bardzo aktualny, gdyż większość ludzi obecnie albo walczy z grypą albo smarka po katach. W gwoli ścisłości, ja należę do tej drugiej grupy, hehe.


Parę dni temu, gdy oglądałam kolejny odcinek Ugly Betty, zadzwoniła do mnie przez Skype’a Pała i miała straszną radochę, że mnie widzi, a ja jej nie. Mała rzecz, a cieszy. Mnie tymczasem cieszą Simy, część druga. Jednym słowem, komputery dają ludziom szczęście.*


A co z KMWP? Ano, żyjemy, studiujemy i pijemy. Pała z Łanią się obawiają, że im alkohol mózg wyżarł. Cóż, jeszcze nie miałam żadnego kolosa, więc ciężko mi powiedzieć, czy i mnie to dotknęło. Pożyjemy, zobaczymy:). W ogóle to niecierpliwie oczekuję dnia wszystkich świętych, bo wtedy pójdę z Łanią i Pałą pójdę połazić po cmentarzu, a później, o ile się uda, pójdziemy do Kabaretu na driny (malinowe zapomnienie! :D), by wóda jeszcze bardziej umysłowo… pomogła:).
Na tyle dziś. :)


Gosiak


*dobra, to nie było jedno słowo :)

18 października 2008   Komentarze (1)

Bo się skończył wrzesień...

"Kiedy mężczyzna odważy się na działanie,to się uważa, że jest romantyczny.
Jeśli kobieta to zrobi, to często uważa się, że jest desperatką albo psychopatką."

Właśnie sobie oglądałam Sex And The City, gdzie był ten oto piękny cytat z góry. Niestety dosyć prawdziwy :>

Ale ale ....
Dzisiaj jest straszny dzień 1 października, co natchnęło mnie do rearanżacji pewnego wiersza.

Poczytajcie :>

Przyszła jesień wielkim krokiem
Stos kolokwiów niesie
Wszyscy studenci się wkurzeni*
Bo sie skończył wrzesień!! 

Chcę wakacje!!!!!!!!

* Dzieci są bardziej niekulturalne, dlatego zachowują się jak zachowują :D

Ania

01 października 2008   Komentarze (1)
< 1 2 ... 8 9 10 11 12 ... 17 18 >
Kmwp | Blogi